Predator, gra od studia Illfonic, ukazała się ostatnio na PS4. Sprawdźmy więc jej jakość i dowiedzmy się, czy jest warta swojej ceny.
Predator: Hunting Grounds jest wyraźnie inspirowane filmową serią o tym stworze. Odniosłem wrażenie, że Illfonic najwięcej czerpał z fantastycznej „jedynki”. W moim przekonaniu to bardzo dobra decyzja. Nie ukrywam, że mimo upływu dekad pierwsza część jest najchętniej przeze mnie oglądana. Ogromna w tym rola świetnego klimatu i poczucia wszechobecnego zagrożenia. Podobnie jest w recenzowanej grze, ale do tego elementu jeszcze przejdę. Najpierw chciałbym Wam przybliżyć założenia rozgrywki.
W Predator: Hunting Grounds możemy się opowiedzieć po jednej z dwóch stron konfliktu: drużyny militarnej lub tytułowego Predatora. Rozgrywka diametralnie różni się zależnie od naszego wyboru. Decydując się na żołnierzy, weźmiemy udział, wraz z maksymalnie trojgiem kompanów, w wyprawie do dżungli. Podczas naszego 15-minutowego pobytu musimy wykonać szereg misji, by ostatecznie dostać się do miejsca zbiórki, z którego zabierze nas helikopter. Zadania są co prawda losowo przyznawane, ale ich różnorodność jest tak niewielka, a sama treść misji tak niezobowiązująca, że szybko przestałem zwracać uwagę na tło fabularne. Jednym razem musimy wydobyć tajemnicze receptury z bazy wroga, kiedy indziej spalić jego zapasy narkotyków, a jeszcze innym razem naszym priorytetem będzie umieszczenie nadajników na przekaźnikach. Zadania nie wciągają i wszystkie sprowadzają się w gruncie rzeczy do jednego: wybicia wszystkich napierających w naszą stronę przeciwników.
Są oni sterowani przez sztuczną inteligencję, ale prawdę mówiąc, jest to zbyt łaskawe określenie. Oponenci są nadzwyczajnie głupi i nie starają się nas flankować, ani w żaden sposób przechytrzyć. Stanowią jedynie źródło niewielkiej liczby punktów doświadczenia i bardzo szybko zorientujecie się, że nie ma nawet sensu starać się przekradać. Z początku, kiedy odblokowałem tłumik do mojej broni, ucieszyłem się. Pomyślałem, że będę mógł zdobyć obóz partyzantów po cichu, wyłączając alarmy i nie dając się wykryć. Okazało się to jednak niemożliwe. Przeciwnicy mają zero-jedynkowe pole widzenia, a co za tym idzie – nie da się niezauważenie przejąć ich punktów kontrolnych. Mało tego, nierzadko okaże się, że nawet uruchomienie przechwytywania danych w ramach wykonywania zadania aktywuje obligatoryjny alarm i wyślę na nas fale partyzantów. Mogłoby się więc wydawać, że w Predator: Hunting Grounds nie ma jakiejkolwiek taktyki. I tak byłoby istotnie, gdyby nie jedna istotna kwestia.
Predator. Ten przedstawiciel rasy Yautja zawsze czai się w gdzieś w dżungli. Słysząc jego odgłosy, zaczynamy się bacznie rozglądać, usiłując znaleźć jakiekolwiek załamanie światła, cokolwiek, co mogłoby zdradzić jego pozycję. Grając w Hunting Grounds faktycznie można poczuć się zwierzyną. Zdecydowanie doradzam założenie słuchawek. Dobre udźwiękowienie przestrzenne to jedna z najsilniejszych stron recenzowanej produkcji. Każdy z Was, kto oglądał filmy poświęcone temu łowcy wie, że dysponuje on mnóstwem gadżetów. Jego podstawową umiejętnością jest aktywowana na pewien czas niewidzialność i termowizja, którą zapewnia mu jego biomaska. Drużyna może się maskować i chronić przed tym trybem widzenia, nakładając na siebie błoto (co jest zgodne z filmami). Predator ma także dostęp do mnóstwa broni.
Znajdziemy wśród nich oczywiście ostrza przy nadgarstkach, dzięki którym może pozbyć się niespodziewającego się gracza po cichu, przechodząc za jego plecy. Spędźmy trochę czasu w grze, a będziemy mogli korzystać także z łuku, sideł, sieci, czy śmiercionośnego miotanego dysku (którym możemy sterować w locie jak batarangiem w serii Batman: Arkham) i dzidy. Oprócz tego nasz Youtjanin może również przemieszczać się po gałęziach drzew (co zostało całkiem zgrabnie określone jako predkour), skakać na ogromne odległości, pożywiać się mięsem dzików, czy zdobywać trofea z zabitych graczy. Zajmuje to nieco czasu i wystawia nas na atak i wykrycie, ale zapewnia też odczuwalny zastrzyk punktów doświadczenia. Jeśli jednak drużyna zdoła nas zabić, możemy ostatkiem sił aktywować bombę z naszego komputera. Po włączeniu sekwencji autodestrukcji będziemy słyszeć znany z pierwszego filmu śmiech stwora, co jest bardzo dobrym dodatkiem.
Należy jednocześnie zaznaczyć, że drużyna może spróbować rozbroić tę bombę. O dziwo zauważyłem, że mało kto się na to decydował i większość na ogół preferowała uciekać poza (spore) pole rażenia ładunku. Ja jednak kiedy tylko mogłem próbowałem dezaktywować bombę. Nie dość, że gracz wcielający się w Predatora dostanie wtedy mniej punktów doświadczenia, to jeszcze ciało stwora (o ile odeprzemy falę partyzantów) zostanie zabezpieczone przez OWLF i zyskamy dodatkowe PD.
W Predator: Hunting Grounds punkty doświadczenia są najcenniejszą walutą. Wskakiwanie na wyższe poziomy odblokowuje nam coraz to lepsze bronie, specjalne zdolności (perki), czy chociażby nowe klasy postaci, różniące się między sobą dostępnymi miejscami na sprzęt, szybkością i maksymalnym poziomem zdrowia. Oprócz tego zyskujemy też skrzynie polowe. Przeciwników mikrotransakcji od razu uspokajam. Zawartość tych skrzynek to elementy czysto kosmetyczne. A to dostaniemy nową czapkę, a to inny hełm dla Predatora, a to malowanie dla broni. Każdy z tych elementów możemy też kupić za zdobywaną w grze walutę. Nie ma absolutnie żadnej konieczności wydawania realnych pieniędzy, aby zapewnić sobie dostęp do nowych broni. Kolejne elementy wyposażenia dostajemy w miarę wbijania kolejnych poziomów postaci i mimo że chciałbym od samego początku moc korzystać z wszystkich broni Predatora, to taki model jest przeze mnie akceptowany.
Nie oznacza to bynajmniej, że Predator: Hunting Grounds jest idealnym tytułem. Zmaga się on z wieloma problemami, które skutecznie potrafią zepsuć komfort rozgrywki. Pierwszą kwestią jest długi czas oczekiwania na zagranie jako Predator. O ile decydując się na wcielenie się w członka drużyny, musimy czekać na ogół zaledwie między 30 sekundami, a minutą, o tyle pragnąć poskakać po drzewach możemy spokojnie przygotować sobie kanapki i herbatę. Średni czas oczekiwania to około 5 minut, a mój rekord wynosił niemal kwadrans! To stanowczo za długo i producent powinien jak najszybciej pomyśleć nad rozwiązaniem tego problemu.
Gra wspiera także (opcjonalnie – możemy tę funkcję wyłączyć w ustawieniach) cross-play. Oznacza to, że gracze konsolowi mogą grać razem z użytkownikami komputerów (i konta Epic). Tu pojawia się niestety kolejny zgrzyt. O ile taka funkcjonalność faktycznie występuje i działa, o tyle jest pewne zastrzeżenie. Fajnie, że można bawić się w Predatorze wspólnie, niezależnie od platformy. Szkoda jednak, że nie da się zaprosić do swojej sesji osoby grającej na innej platformie. Gracze konsolowi mogą grać z osobami z PC, ale tylko losowymi. Jeśli chcecie pograć na PS4 z kolegą, który też ma Predator: Hunting Grounds, ale na Epicu, to niestety nie uda się to Wam.
Nie mogę też pochwalić tego, jak gra wygląda. Dzięki PlayStation Polska mogłem zagrać tak na PS4, jak i na PC i wiecie co? Nie dostrzegłem różnicy. Predator: Hunting Grounds wygląda jak gra sprzed bardzo wielu lat i bez wątpienia odstaje wizualnie od gier wydawanych pod koniec obecnej generacji konsol. Uruchomiłem tę produkcję również na PC, sprawdzając ustawienia „epickie” i „filmowe”. Niewiele się zmieniło. Nie mogę też nie skarcić tytułu za wymuszanie pełnej polskiej wersji językowej, decydując się na taką wersję napisów. Niestety, polski dubbing jest marny i brzmi sztucznie. Boli to tym bardziej, że musiałem zmienić język systemu na angielski, by móc słyszeć takie głosy postaci. Nie ma możliwości zmienienia osobno głosów i osobno napisów, a szkoda.
Predator: Hunting Grounds mimo swych wad nie jest bynajmniej tytułem, do którego się zmuszałem. Jasne, grafika pozostawia wiele do życzenia, przeciwnicy to zwykle gąbki na pociski, animacje mogłyby być lepsze, a czas oczekiwania na grę jako stwór jest strasznie długi. Boli też brak możliwości zaproszenia do swojego prywatnego meczu kolegi z innej platformy. Mimo to jednak dobrze bawiłem się i bawię nadal, grając w Predator: Hunting Grounds. Bardzo chętnie wracam do dżungli i poluję na drużynę lub staram się wykonać misje, unikając jednocześnie czającego się w oddali potwora. Gra na pewno nie jest warta ceny, jaka widnieje w PlayStation Store. Jednak jeśli znajdziecie ją za około 100 złotych, a dodatkowo jesteście fanami asymetrycznych gier sieciowych i Predatora, to warto rozważyć zakup. Zwłaszcza jeśli będziecie mieć kolegów na tej samej platformie.
Dziękujemy PlayStation Polska za dostarczenie kodów recenzenckich.
Dodaj komentarz