Vampyr ukazał się na konsolach PS4 i XONE ponad rok temu. Tytuł najwyraźniej odniósł na tyle duży sukces, że postanowiono go przenieść na Switcha. Czy słusznie?
Odpowiedź na to pytanie jest niestety przecząca. Vampyr nie radzi sobie dobrze na sprzęcie o wyraźnie gorszych parametrach. Spadki klatek są tu chlebem powszednim. Występują też inne błędy techniczne, ale więcej o tym w dalszej części recenzji. Na razie przybliżę Wam ogólne założenia fabularne, z jakimi mamy do czynienia w grze studia Dontnod Entertainment.
Vampyr wrzuca nas w buty Jonathana Reida – znanego, światowej klasy chirurga. Poznajemy go w dość nietypowej sytuacji. Dookoła trup ściele się gęsto, a miasto wydaje się opustoszałe. Wydostajemy się ze zbiorowej mogiły, słysząc tajemniczy głos w głowie. Wyraźnie osłabieni idziemy przed siebie, by ostatecznie nie poradzić sobie z silną żądzą – wbijamy kły w niewinną osobę i pijemy jej krew. Tak, jesteśmy wampirem (co nie powinno nas dziwić, patrząc na tytuł gry). Walka między byciem człowiekiem, a stworzeniem nocy jest istotną kwestią fabularną produkcji. Warto zauważyć, że po naszym bohaterze widać, czy bliżej mu do człowieka, czy bestii. Im więcej niewinnych mieszkańców będziemy zabijać, tym bardziej demonicznie będzie się prezentowała nasza postać. Historia nie jest wybitna, ale nie mogę stwierdzić, żebym męczył się, śledząc losy Reida. Oczywiście znałem je już wcześniej (recenzowałem także wersję na PlayStation 4), ale odkrywanie wydarzeń i tym razem zdołało mnie skłaniać do spędzenia czasu z Reidem.
Vampyr to produkcja z gatunku RPG. Nie mogło więc zabraknąć rozwijania postaci. Wykonując zadania główne i poboczne, dostajemy punkty doświadczenia. Zgromadziwszy ich odpowiednią pulę, możemy je przeznaczyć na ulepszenie zdolności Jonathana. Wśród możliwych rozwinięć znajdziemy pasywne: wyższe maksymalne poziomy zdrowia i wytrzymałości, ale i aktywne zdolności. Możemy odblokować przywoływanie pazurów z krwi (zadających spore obrażenia przeciwnikom), czy nabijanie oponentów na utworzone z krwi kolce, tworzenie krwistej osłony, doprowadzenie krwi przeciwników do wrzenia i rozsadzania ich od środka, czy szybki uskok w formie cienia. Każdą z umiejętności możemy dodatkowo wzmacniać, tworząc tym samym wampira nastawionego na grę zgodną z naszymi preferencjami. Drzewko umiejętności jest dość rozbudowane, ale jednocześnie nie jest to przesadny rozrost. Udało się zachować złoty środek.
W walce wykorzystujemy też bronie do walki wręcz. Miecze, pałki, topory, piły do kości – asortyment jest spory i bez trudności każdy znajdzie narzędzie mordu, które będzie zgodne z osobistymi preferencjami. Możemy swobodnie przełączać się między dwoma zestawami broni, dzięki czemu przeciwnik rzadko jest nas w stanie zaskoczyć – kluczem do wygrania starć jest posiadanie jednego zestawu nastawionego na powolne, ale zadające spore obrażenia narzędzia oraz alternatywnego umożliwiającego wyprowadzenie szybszych i lżejszych ciosów, wspieranych okazjonalnym atakiem na dystans lub ciosem ogłuszającym oponenta. Jeśli zbijemy mu pasek wytrzymałości, możemy wypić nieco jego krwi, tym samym lecząc się. Do leczenia stosujemy też specyfiki, które wytwarzamy w kryjówkach rozsianych po całym Londynie. Musimy je wcześniej oczywiście odnaleźć.
Kryjówki umożliwiają nam również zapisanie rozgrywki i spożytkowanie zgromadzonych punktów doświadczenia. Warto zaznaczyć, że walka sporo zapożycza z produkcji takich jak Dark Souls, czy The Surge (możemy skupić się na przeciwniku, a nasze ciosy są wyprowadzane tylko jeśli mamy odpowiedni zapas wytrzymałości). Jednak mimo tego nie musimy się martwić o utratę zgromadzonych punktów doświadczenia po śmierci – możecie zapomnieć o mnożnikach przyznawanych za eliminowanie przeciwników, nie ginąc. W kryjówkach możemy też ulepszać bronie, odblokowując jednocześnie dodatkowe premie (na przykład większe obrażenia lub generowanie krwi po skutecznym ataku), ale i wytwarzać lekarstwa.
Nasz bohater często na swojej drodze spotka mieszkańców Londynu, którym może zaoferować pomocną dłoń. Nierzadko napotykani bohaterowie niezależni będą cierpieli na jakąś chorobę, którą będzie mogło wyleczyć przyrządzone przez nas lekarstwo. Jeśli wyleczymy ich z tej przypadłości, jakość krwi danej osoby ulegnie zdecydowanej poprawie. Oznacza to, że odprowadzenie danej postaci w odosobnione miejsce i skosztowanie jej krwi zapewni nam więcej punktów doświadczenia. Warto też rozmawiać. Przeprowadzenie konwersacji z mieszczanką może zapewnić nam informacje na temat jego kochanka, a to z kolei wpłynie na lepszą jakość jego krwi. Jest to dla mnie nielogiczny mechanizm, który niestety burzy imersję. Bardzo korzystnie wpływa na nią natomiast brak znaczników misji pobocznych. Aby odkryć opcjonalne zadanie, musimy przeprowadzać rozmowy i wybierać odpowiednie kwestie dialogowe. Jeśli zadamy dobre pytanie, uzyskamy możliwość wzięcia udziału w pobocznym zadaniu, którego wykonanie da nam dodatkowe punkty doświadczenia.
Recenzując Vampyr na Nintendo Switch, należy odpowiedzieć na jedno, bardzo ważne pytanie: jak działa ta gra w nowej wersji? Niestety nie jest dobrze. Czy gramy w trybie przenośnym, czy wsuniemy konsolę do stacji dokującej, produkcja non stop gubi klatki. Z początku było naprawdę dobrze z płynnością tytułu, ale już po dotarciu do Szpitala Pembroke nierzadko widziałem prawdziwy pokaz slajdów. Moje zdziwienie było tym większe, że za przeniesienie gry na Switcha odpowiada studio Saber Interactive, które stoi też za portem Wiedźmina III: Dzikiego Gonu. Mając w pamięci jakość tamtej wersji, byłem pełen nadziei, uruchamiając Vampyra i widząc logo Saber Interactive. Niestety, ogromnie zawiodłem się na jakości portu produkcji Dontnod Entertainment. Grafika jest oczywiście gorsza niż w przypadku dużych wersji, ale nie ma drastycznych różnic. Nie sposób jednak nie zauważyć częstych doczytywań lokacji. Podczas przemierzania Londynu nierzadko na kilka sekund ekran zostanie przysłonięty przez informację o wczytaniu i przez kilka sekund nie będziemy mogli niczego robić. Ładowanie nowych lokacji jest bardzo długie na Switchu – grając w trybie stacjonarnym trwa ono ponad 30 sekund. Czas ten wzrasta dwukrotnie w przypadku korzystania z konsoli Nintendo w trybie przenośnym!
Udźwiękowienie natomiast jest na dokładnie tym samym poziomie, który pokazał nam Vampyr uruchomiony na PlayStation 4 lub Xbox One. Nadal buduje ona niesamowicie wiarygodny, gęsty klimat dawnego Londynu, w którym mgła stanowiła osłonę dla niezliczonej liczby przestępców. Głosy postaci są dobrane bardzo dobrze, a muzyka, w której główną rolę grają zazwyczaj skrzypce potrafi ująć, przenosząc nas do londyńskich zaułków pełnych niewiadomych. Udźwiękowienie jest jednym z mocniejszych punktów recenzowanej produkcji. Sprawdźcie zresztą sami poniższe nagranie z gry i wyobraźcie sobie spacerowanie przez miasto zatopione we mgle ciemną nocą. Olivier Deliviere stanął na wysokości zadania.
Vampyr to nadal bardzo udana produkcja, z której studio Dontnod Entertainment może być dumne. Nie mogę jednak polecić ogrania jej na Nintendo Switch – błędy techniczne, z których najbardziej irytującym jest częste doczytywanie etapów, skutecznie zniechęcają do spędzenia swojego czasu z tym dziełem. Na plus na pewno należy zaliczyć dobrą polską wersję językową (napisy), która bez wątpienia ułatwi zrozumienie gry wielu osobom. Nie bez znaczenia jest też fakt, że na Switchu nie ma aż tylu gier po polsku, co na „dużych” konsolach, dlatego tym bardziej doceniam starania polskiego wydawcy – CDP. Vampyra zdecydowanie warto sprawdzić, ale niekoniecznie na Switchu. Jeśli miałbym ocenić jakość samej gry, wystawiłbym ocenę 7/10. Za port należy się niestety piątka w dziesięciostopniowej skali. Stąd finalna nota jest taka, a nie inna. Szkoda.
Dziękujemy polskiemu wydawcy, studiu CDP, za dostarczenie kodu recenzenckiego.
czyli wady dosyć znaczne. grałem na xbox i taka sobie gierka a tu jeszcze port skopany