Służący i Mistrzowie, pora stanąć do walki
Fate – seria dla wielu kultowa. Mowa tutaj o całym złożonym uniwersum na które składają się mangi, adaptacje anime , visual novelki, książki i wiele wiele innych. W różnych zakątkach sieci można natrafić na wpisy tłumaczące chronologie poszczególnych serii i spin-offów. Po szybkiej lekturze można dojść do wniosku, że mamy do czynienia z molochem, gdzie oglądanie kolejnych serii musi zostać poprzedzone odpowiednimi przygotowaniami od strony logistycznej. Gry wideo też nie pomagają w tym wszystkim, co dobrze widać w pobocznej serii zapoczątkowanej przez Fate/Extra. Pora więc zobaczyć jak w ten pogmatwany krajobraz wpisuje się Fate/Extella Link.
Fate/Extella Link, to już trzecia część serii, która została zapoczątkowana przez Fate/Extra. Akcja produkcji toczy się w wirtualnym świecie, w którym egzystują postaci znane z całej historii rozbudowanego uniwersum. Fabuła orbituje wokół wydarzeń związanych z wojną o Świętego Gralla, i my jako tak zwany mistrz musimy razem z naszymi służącymi wziąć w tym udział.
Pomimo tego, że w sprawie uniwersum Fate’a nie mogę w żadnym razie nazwać się ekspertem, to cała historia przyjemnie wciąga, a kilka ścieżek rozwoju fabuły zachęca do zapoznania się ze wszystkim wariantami opowieści. Oczywiście wszystko podlane jest gęstym japońskim sosem, więc jeśli macie alergię na przerysowane postaci, czy dialogi w których zagęszczenie specyficznego humoru przekracza wartości krytyczne to z całą pewnością produkcja nie jest dla was. Cała kampania może zostać zamknięta w przedziale od 5 do około 8 godzin jeśli będziemy chcieli wziąć się za dodatkowe odnogi fabularne.
W kwestii rozgrywki mamy do czynienia z grą w stylu Musou. W praktyce otrzymujemy areny na których ilość wrogów można liczyć w tysiącach, a sama walka ma dużo wspólnego z pracami w polu. Otóż podstawowi wrogowie są niczym zboża, które muszą być ścięte podczas zbierania plonów. I oto pojawiamy się my, dzierżąc w dłoni narzędzie pracy, dzięki któremu radośnie zbieramy żniwa. Co jakiś czas na naszych polach, pojawiają się potężniejsi wrogowie, na których trzeba użyć już trochę więcej siły. Przejście każdego poziomu zamyka się w granicach 15 minut, co jest rozgrywką skrojoną pod Nintendo Switch. W przerwie od obowiązków można sobie odpalić konsolę ruszyć na pole walki i powycinać trochę wrogów dla odstresowania.
System walki jest prosty i wciągający za razem. Otóż dostajemy dostęp do służących, których używamy podczas starć. Na początku liczba dostępnych postaci jest niewielka jednak z czasem otrzymujemy kolejnych kultowych bohaterów, gdzie każdy z nich posiada różny wachlarz umiejętności. Rozwój naszych wojaków to kolejny przyjemny aspekt całej produkcji. W czasie walk zdobywamy doświadczenie, które wzmacnia naszego służącego, a dodatkowe umiejętności sypią się z wrogów niczym cukierki z rozbitej piniaty.
Każda umiejętność ma swój kolor, a kiedy użyjemy tych samych kolorów obok siebie, to nasze statystki znacznie wzrosną. Jeśli jednak znudzi nam się któryś z bohaterów, a nasze oko przykuwa inna postać – nic straconego. Tutaj wykorzystujemy zebraną podczas walk walutę, której używamy do szybkiego podbicia statystyk. Prosty system ale działa znakomicie, pozwalając na wypróbowanie każdego wojownika, bez zaporowych ilość godzin, poświęconych na grind.
Niestety tutaj pojawia się największy, według mnie zgrzyt. Przez prostotę całości i podobne do siebie misje, po dłuższych sesjach mogą pojawić się pierwsze oznaki znużenia. Jeśli trzymamy się limitu, dwie trzy misje na dzień, to będziemy się świetnie bawić, jednak przekraczając to wartość, zaczynamy widzieć, że w każdej misji chodzi o to samo. Nie pomagają urozmaicenia w postaci łączonych ataków, kiedy to razem z naszymi towarzyszami przerabiamy kolejnych bossów na cienkie plasterki. Jednym słowem produkcja idealnie wpasowuje się w gatunek Musou, gdzie produkcje cechują się dobrym systemem walki, jednak z czasem zdajemy sobie sprawę, że robimy cały czas to samo, a jedyne co się zmienia to statystyki do spółki z wyglądem aren.
Od strony audiowizualnej nie ma do czego się przyczepić. Japońskie głosy postaci wypadają przekonująco, muzyka towarzysząca walkom daję przyjemnego kopa, a animacje ataków specjalnych wyglądają tym bardziej imponująco, jak weźmiemy pod uwagę sprzęt na którym ogrywałem całą produkcję. Nintendo Switch pokazuje tutaj klasę w każdym aspekcie. Płynność rozgrywki jest stabilna i nawet przy przeważającej liczbie wrogów nie ma mowy o jakiejkolwiek zadyszce. Można powiedzieć, że tytuł został stworzony wręcz pod granie w trybie przenośnym. Przemawia za tym konstrukcja poziomów, długość ich przechodzenia, oraz klatkarz, który nawet nie myśli o gubieniu płynności.
Jeśli miałbym komuś polecić Fate/Extella Link, to w pierwszej kolejności byliby to fani uniwersum Fate. Oni od razu odnajdą się w gronie znanych postaci, będą znajdowali kolejne nawiązania do swojej ulubionej serii. Jeśli nigdy nie obcowałeś z uniwersum, to przez opisywanym tytułem warto byłoby zapoznać się pobieżnie z historią marki, plus ograć poprzednią część, którą jest Fate/Extella: The Umbral Star. Jeśli natomiast nie interesuję się zbytnio fabuła, a oczekujesz produkcji w której spędzisz miło czas, podczas przerw lub szukasz gry skrojonej pod przenośne grania, to Link jest dla właśnie dla Ciebie.
Tytuł do recenzji dostarczyło Marvelous Entertainment
Dodaj komentarz