Kolejna polska produkcja trafiła na PlayStation VR – The Wizards: Enhanced Edition pozwala nam wcielić się w czarodzieja. Sprawdźmy, czy warto się w niego zmienić.
Poprzednia polska gra przeznaczona na PS VR – Superhot VR – spotkała się z bardzo pozytywnym odbiorem – tak przez branżowe media, jak i przez społeczność graczy. Średnia ocen tej produkcji w serwisie Metacritic wynosi 75/100. Mnie również oczarował ten tytuł, przez co wystawiłem mu w mojej recenzji aż 9 punktów na 10 możliwych. Pokazało to, że Polacy są w stanie stworzyć co najmniej dobre dzieło przeznaczone na PlayStation VR. Czy podobnie wygląda jakość The Wizards: Enhanced Edition? Tego dowiecie się z lektury niniejszej recenzji.
Akcja The Wizards: Enhanced Edition rozgrywa się w krainie fantasy noszącej nazwę Meliora. W propozycji od Carbon Studio przemierzamy rozległe obszary wyraźnie inspirowane średniowieczną architekturą i przywodzące na myśl, przynajmniej w moim przypadku, wybitne Dark Messiah of Might & Magic. Poruszamy się w trzech głównych regionach – okolicach zamku, jaskiniach i pustyni. Pozostając jeszcze przy sposobie eksploracji należy wspomnieć o dostępnych metodach poruszania się. Zazwyczaj w produkcjach skierowanych na PS VR mamy do czynienia z dwoma opcjami – teleportowaniem się z miejsca na miejsce lub płynnym ruchem. Gliwicki producent oferuje jednocześnie dwa te sposoby. Wyciągając przed siebie lewy kontroler PlayStation Move i przytrzymując środkowy przycisk idziemy (lub biegniemy) przed siebie, natomiast skierowanie „różdżki” Sony za siebie spowoduje, że będziemy się cofać. Jeśli z kolei przyciśniemy i przytrzymamy analogiczny przycisk na prawym Movie, będziemy mogli teleportować się we wskazane miejsce. Sprawdza się to zaskakująco dobrze, dzięki czemu możemy płynnie dostawać się w upatrzone miejsca. Ma to ogromne znaczenie dla sprawnego radzenia sobie z falami przeciwników, ale o tym później.
The Wizards: Enhanced Edition wymaga do rozgrywki dwóch kontrolerów PlayStation Move. Jeśli posiadacie jedynie pada DualShock 4, to niestety nie zagracie w gliwickie dzieło. Muszę jednocześnie stwierdzić, że ani razu podczas przechodzenia tej 6-7 godzinnej produkcji nie przyszło mi do głowy podłączenie domyślnego kontrolera dodawanego do konsoli. Sam pad Sony nie byłby w stanie oferować takiego poziomu imersji i metody rzucania zaklęć, jak ma to miejsce w przypadku PlayStation Move. Tym bowiem, co jest w moim odczuciu najlepszym elementem recenzowanego tytułu jest właśnie rewelacyjny schemat rzucania czarów. Wykorzystujemy do tego odpowiednie ruchy kontrolerów Move. I tak, aby stworzyć na dłoni kulę ognia przytrzymujemy spust na Movie i odwracamy dłoń wierzchem do góry. Chcecie strzelać z łuku? Zbliżcie do siebie dwie dłonie, jednocześnie przytrzymując spusty, a przed Waszymi oczami zmaterializuje się lodowy łuk. Teraz wystarczy tylko nałożyć strzałę, naciągnąć cięciwę, wycelować i strzelić. Jednocześnie próbując uporać się z ustawicznie gubiącym się śledzeniem kontrolerów przy wykorzystaniu łuku. Należy wspomnieć, że niestety w The Wizards: Enhanced Edition dość często występuje problem z poprawnym rozpoznawaniem położenia kontrolerów Move, zwłaszcza przy korzystaniu ze wspomnianej broni. O ile samo rzucanie zaklęć na ogół działa poprawnie, o tyle łuk sprawia problemy przy niemal każdej okazji.
Wracając jeszcze do czarów, mamy do dyspozycji również tarczę, przywoływaną naciśnięciem spustu na lewym Movie i wykonaniu po łuku ruchu kończącego się na naszej postaci – wygląda to bardzo naturalnie, a sama tarcza przywodzi na myśl magię, z jakiej korzystał Doktor Strange. Podobnie zresztą jak moc o nazwie Arcane Bullets. Samo tworzenie tej magicznej mocy może brzmieć na skomplikowane – przytrzymujemy przed sobą oba kontrolery PlayStation Move, lewy opuszczamy (przytrzymując jednocześnie spust) i tworzymy półokrąg od dołu do góry, natomiast prawy Move idzie do góry (również przytrzymując spust) i wykonujemy nim półokrąg od góry do dołu. Paradoksalnie jednak to właśnie Arcane Bullets było mocą, która najbardziej podobała mi się pod kątem zarówno wizualnym, jak i wydajnościowym – pozwala pozbyć się jednocześnie wielu przeciwników. Po stworzeniu Arcane Bullets, przesuwamy ręką po powstałych klejnotach, a oponenci są rażeni na odległość wieloma pociskami.
Mamy też możliwość rażenia przeciwników strumieniem energii elektrycznej – w tym celu wysuwamy przed siebie obie ręce i wciskamy spusty na obu Movach – dodatkowo rozwijając tę moc, możemy kontrolować osobno strumień z lewej pięści, a osobno z lewej.
Poza tym w poziomach pustynnych możemy atakować upiory swojego rodzaju dzidą – po uprzednim aktywowaniu stosownej mocy (dotykając magiczną kulę) jesteśmy w stanie przywołać dzidę (nawet dwie, po jednej do każdej z rąk), naciskając spust. Następnie bierzemy zamach i rzucamy dzidą w upiora. Niestety, i tu śledzenie czasem zawodzi, a dodając do tego niekiedy konieczność jednoczesnego mierzenia się z upiorami (na które nie działają początkowe zaklęcia) i zwykłymi przeciwnikami (na których z kolei nie działa dzida) otrzymujemy starcia, które możemy niekiedy przegrać nie z naszej, a technicznej winy.
W The Wizards: Enhanced Edition możemy rozwijać zaklęcia, których się nauczyliśmy. Przykładowo możemy ulepszyć energię elektryczną tak, jak pisałem w akapicie wyżej, kula ognia (jedna z dwóch rodzajów) może podpalać przeciwników po trafieniu, a Arcane Bullets mogą otrzymać bonusowe kryształy krytyczne, generujące dodatkowe obrażenia. Zdecydowanie jest na co wydawać zdobywane punkty umiejętności. Te dostajemy za wykonywanie dostępnych misji (tych jest w grze kilkanaście), zdobywając jednocześnie odpowiednie liczby punktów. Może to nieraz stanowić niemałe wyzwanie. Na szczęście możemy w pewien sposób wpływać na mnożnik punktów. Oprócz naszego poziomu zdrowia (widocznego na naszych rękawicach) do naszej dyspozycji zostały oddane tak zwane Fate Cards. Te mamy dostępne w naszej głównej twierdzy – Sanctum – po osiągnięciu pewnego postępu fabularnego, ale nowe możemy znaleźć poukrywane w świecie gry. Niektóre poziomy zawierają skrzynie, które musimy zniszczyć odpowiednim (zawsze widocznym jako symbol na wieku) zaklęciem, by dobrać się do wnętrza. Przyznaję jednak, że uznałem te nagrody za zbyt mało warte zachodu, by szukać ich podczas wykonywania misji.
Wspomniane karty wpływają na oponentów, obniżając lub podwyższając ich poziom zdrowia, ale są w stanie także mieć wpływ na nas – zmniejszając naszą liczbę punktów zdrowia lub zmniejszając dostępną w poziomie liczbę klepsydr. Te służą uzupełnianiu naszego zdrowia lub – jeśli jest ono na maksymalnym poziomie – dodają nam punkty. Trzeba Wam bowiem wiedzieć, że The Wizards: Enhanced Edition to tytuł zręcznościowy. Nie brakuje w nim pokonywania przepaści i zbierania punktów za umiejętne zabijanie przeciwników.
Jedną ze składowych, dzięki którym The Wizards zawdzięcza podtytuł Enhanced Edition jest tryb areny. Nie stanowi on co prawda żadnej nowości ani zaskoczenia – mamy po prostu planszę z falami coraz silniejszych przeciwników – ale pozwala się napocić (dosłownie) i rzucić w wir akcji bez zbędnego zaprzątania sobie głowy kampanią fabularną. Która jest też dość słaba – fabuła nie wciąga i mamy po prostu do czynienia z kolejną schematyczną walką dobra ze złem. The Wizards: Enhanced Edition ma też kilka walk z bossami, ale nie stanowią one wielkiej trudności i polegają głównie na unikaniu ataków i odbijaniu tarczą wystrzeliwanych w naszą stronę pocisków. Szkoda, bo mając tak bogaty asortyment czarów potencjał był o wiele większy.
Co do warstwy audio-wizualnej gry, to mam mieszane odczucia. O ile patrząc na The Wizards z daleka, wszystko wygląda dobrze, o tyle problemy zaczynają się gdy będziemy się przyglądać bliższemu otoczeniu. Wtedy od razu zauważymy rozmazane, niskiej jakości tekstury i niekiedy przenikające przez siebie obiekty. Sytuacji nie ratuje też muzyka, która po prostu jest. Podobnie jak odgłosy stworów – jakieś są, ale z pewnością nie zapamiętam ich na długo. Nawet teraz nie jestem w stanie przypomnieć sobie głównego motywu muzycznego – wiem tylko, że jakiś był.
The Wizards: Enhanced Edition to, mimo wad, gra, którą szczerze polecam miłośnikom magii i VR. Występują co prawda problemy ze śledzeniem kontrolerów (sprawdziłem specjalnie przy pisaniu recenzji jeszcze Superhot VR – tam śledzenie było idealne), historia nie zachwyca, a tekstury mogłyby być lepszej jakości. Nie zmienia to jednak faktu, że czarowanie wciąga, a wykonywanie odpowiednich ruchów kontrolerami PlayStation Move to zabawa na długie godziny. Jeśli marzyliście kiedyś o połączeniu wirtualnej rzeczywistości, Harry’ego Pottera i Doktora Strange’a, to teraz możecie to marzenie spełnić.
Dodaj komentarz