Magowie z Królestwa Clover mają w sobie dużo magii, jednak do ideału jeszcze daleka droga.
Japonia to specyficzny kraj. Wiadomo, stwierdzenie stare jak świat, lecz w tym szaleństwie często widać sens. Idealnie obrazuje to przykład adaptacji komiksów. Kiedy na zachodzie otrzymanie tytułu z naszymi ulubionymi bohaterami graniczy niemal z cudem (Spider-Man i Batman to niechlubne wyjątki), to w Kraju Kwitnącej Wiśni, gry wideo na podstawie mangi są wypuszczane niczym z taśmy produkcyjnej. Oczywiście czasami zabieg ten daje więcej złego niż dobrego, jednak zawsze możemy w tym tłumie znaleźć produkcje, które są wybitne lub po prostu dają dużo frajdy.
Do tego grona możemy teraz zaliczyć również Black Clover: Quartet Knights. Dla ludzi, którzy nigdy nie słyszeli o tej serii drobne wyjaśnienie. Manga Black Clover zadebiutowała na łamach Weekly Shonen Jump 15 lutego 2015. Tytuł zebrał dużą rzeszę oddanych fanów, przez co znane dotychczas z kart komiksu postacie trafiły na srebrny ekran. Od adaptacji anime oczywiście niedaleka droga do otrzymania własnej gry wideo. Na to sympatycy przygód Asty musieli czekać aż do tego roku. Gdyby ktoś mnie zapytał, czy tytuł jest najlepszą grą na podstawie anime, to z całą pewnością odpowiedziałbym nie. Jednak produkcja oferuje dużo frajdy z grania, co postaram się ukazać.
Ogromnym plusem tytułu jest fabuła. Scenarzyści postanowili stworzyć zupełnie nową historie, która nigdy wcześniej nie miała miejsca na kartach komiksu. Osobiście uważam, że wszyscy twórcy, którzy biorą się za adaptowanie mangi lub anime mogliby iść tą drogą, ponieważ często powtarzanie dobrze znanych historii kończy się festiwalem nudy, gdzie wiemy dokładnie co się zaraz stanie. Jednocześnie fabuła posiada też duży minus, mowa oczywiście o długości całej zabawy. Na normalnym poziomie trudności przejście całości razem z dwoma dodatkowymi epizodami zajmuje około trzy i pół godziny.
Oczywiście otrzymujemy możliwość przechodzenia wszystkiego na wyższych poziomach trudności, grając do tego innymi postaciami, jednak nadal nie możemy mówić o tytanie długości. Należy jednak pochwalić, że tak samo jak w przypadku Valkyria Chronicles 4, twórcy postawili na pełny japoński dubbing, gdzie wszystkie teksty posiadają swoją ścieżkę dźwiękową. Ma to podobne znaczenie jak w przytoczonym przykładzie, czyli większość fabuły jest ukazana jako pół statyczne obrazki, a przerywników filmowych jest jak na lekarstwo dlatego wszystko posiada dubbing. Pomimo tego nadal uważam, że historia jest całkiem przyjemna jak na konwencję uniwersum i fani, a także nowi gracze będą z niej zadowoleni.
Następna w kolejce jest oczywiście rozgrywka. Tutaj nie ma mowy o skomplikowanych systemach walki znanych z gier takich jak Devil May Cry. Zamiast tego otrzymujemy gameplay, któremu bliżej do bijatyk z serii Naruto. Chodzi o fakt, że walka opiera się głównie na czterech przyciskach (oba bumpery oraz oba spusty) a przyciski na padzie służą bardziej do wykonywania akcji kontekstowych takich jak wykonanie ataku specjalnego. Sprawia to, że całość po pewnym czasie staje się bardzo automatyczna, czego konsekwencją może być wkradanie się znużenia podczas dłuższych sesji. Nasze zdolności magiczne będziemy mogli przetestować w trzech odmiennych typach aktywności.
Pierwszym jest typowe zajmowanie punktów. Tutaj nie ma większej filozofii, ot musimy stać w wyznaczonym punkcie tak długo, aż zajmiemy 100%. Drugim trybem jest transport kryształu z punktu A do B. W tym miejscu również bez zaskoczeń, każdy kto grał kiedykolwiek w gry takie jak Overwatch, od razu będzie wiedział o co chodzi. Trzecią aktywnością jest polowanie na magiczny klucz. Zasady są proste, najpierw chwytamy przedmiot, a potem przy jego pomocy otwieramy skrzynie. Wszystkie tryby są bardzo szybkie i często sesje z każdym z nich mogą trwać od 5 do 15 minut. Niestety tutaj też pojawia się problem, który może wpłynąć na odrzucenie produkcji przez niektórych graczy. Chodzi o fakt, iż zadania jakie są przed nami stawiane w kampanii fabularnej, to dokładnie te same aktywności, które uświadczymy w multiplayerze. Dla ludzi żądnych zróżnicowanej rozgrywki może to być przeszkoda nie przeskoczenia Jeśli ktoś natomiast jest fanem śrubowania wyników to dla takich graczy został oddany tryb wyzwań, w którym mogą oni podejmować się najbardziej ekstremalnych zadań.
Na sam koniec zostawiłem oprawę audiowizualną. W krótkich żołnierskich słowach, jest nieźle. Grafika cieszy oko przypominając mangę przeniesioną na język gry wideo. Całość chodzi płynnie co pozwala cieszyć się rozgrywką bez martwienia się o spadki klatek. Dubbing jak wspomniałem wyżej to oczywiście dobra japońska robota, a głosy postaci będą na pewno znane fanom adaptacji animowanej. Przerywniki na silniku gry również dają radę, i naprawdę szkoda, że nie możemy zobaczyć ich więcej podczas naszej przygody. Aspektem, który budzi we mnie największe rozdarcie to wstawki żywcem wyjęte z anime. Kiedy obserwujemy pierwszy plan oraz postacie główne to wszystko jest w najlepszym porządku. Jeśli jednak nasze oczy zatrzymają się choćby na chwilę na drugim planie to tam już nie jest już tak różowo. Postaci wyglądające jak wyjęte ze szkiców koncepcyjnych z mimiką na poziome trzech kresek mających imitować oczy oraz usta. Z jednej strony mamy więc świetny pierwszy plan, a z drugiej strony niedomagające tło, co podczas przechodzenia tytułu kilka razy może rzucać się mocno w oczy.
Podsumowując. Black Clover: Quartet Knights nie jest produkcją złą. Jak na pierwszą adaptację grową popularnej serii to trzeba powiedzieć, że jest całkiem nieźle. Oczywiście nie ma mowy o arcydziele w swoim gatunku, jednak daje to podwaliny pod inne produkcje, które mogą dalej pociągnąć cały temat. Osobiście bawiłem się przednio i mam już plan na dokładniejszą eksplorację całej serii. Dla fanów pozycja obowiązkowa bo robi ona świetną robotę, a inni gracze muszą czuć się ostrzeżeni przed dwoma aspektami. Pierwszy to oczywiście długość kampanii fabularnej, która jeśli nie jesteśmy fanami śrubowania wyników nie zaoferuje nam zabawy na setki godzin. Drugim jest tryb sieciowy, który przynosi wiele satysfakcji jednak przez prostotę mechaniki i małą ilość trybów może szybko znudzić.
Grę do recenzji dostarczyło wydawnictwo Cenega
Dodaj komentarz