Nie przestraszą nas prawie 2-godzinne kolejki. Sprawdziliśmy Shadow of the Tomb Raider.
Mało która gra cieszyła się na tegorocznym Gamescomie takim oblężeniem jak Shadow of the Tomb Raider. I nic dziwnego, bo Square Enix przyzwyczaili graczy do pewnego poziomu gier.
Ukończenie przygotowanego dema nie odbiega od standardów targów w Kolonii i zajmuje około 10-15 minut. Już od pierwszych chwil, gdy chwytamy pada w dłonie czuć klimat poprzednich części odświeżonej serii. Raz jeszcze przemierzamy zapomniane ruiny i rozwiązujemy zagadki przestrzenne. Nieodzowne w tym są kolejny raz strzały z linami, którymi udowadniamy, że nie ma takiej rozpadliny, której Lara nie pokona. Oczywiście logiczny sens istnienia takich punktów zaczepnych pozostawia wiele do życzenia, ale tak samo było w poprzednich odsłonach. Square Enix ewidentnie nie chce rezygnować z takiego rozwiązania.
A co poza zwiedzaniem? Również to samo, co kiedyś – ciche i otwarte zabijanie przeciwników, szukanie poukrywanych i błyszczących z daleka artefaktów, niszczenie zawieszonych przedmiotów liczonych jako wyzwania i odczytywanie run.
Jeśli czytaliście moje wrażenia po ograniu Assassin’s Creed: Odyssey, na pewno zauważyliście, że nie spodobało mi się niemalże skopiowanie poprzedniej odsłony. Z Shadow of the Tomb Raider jest podobnie, z tą jednak różnicą, że nowy cykl Tomb Raider nie ma aż tylu odsłon co Assassin’s Creed. Mam nadzieję, że twórcy w porę zmienią rozgrywkę na tyle, by dało się poczuć powiew świeżości.
Jeśli jednak oczekujesz od Shadow of the Tomb Raider dokładnie tego samego, co poprzednio, możesz spokojnie czekać na premierę. Ta nastąpi 14 września, a konsole docelowe to PlayStation 4 oraz Xbox One.

Dodaj komentarz