Czy kolejna gra o zombie to dobry pomysł?
Posiadacze PS3 od niedawna mogą zagrywać się w jeszcze jedną produkcję traktującą o nieumarłych. Moda na zombiaki widocznie nie minęła, co jest na rękę producentom gier oraz seriali. Swoich sił spróbowało niemieckie studio Fatshark. Jaki jest efekt ich wysiłków? Tego dowiecie się z recenzji.
Głównym bohaterem opisywanego tytułu jest Cliff Calo. Udaje się on, wraz z dwojgiem przyjaciół – Devanem oraz Lindą – na wyspę Narapela w celu nakręcenia wiekopomnego materiału medialnego. Oczywiście nie wszystko idzie zgodnie z planem i na miejscu po pewnym czasie postać, w którą wcielają się gracze zostaje oddzielona od paczki znajomych i musi walczyć o przetrwanie.
Escape Dead Island jest trudne do określenia pod względem rozgrywki. Główne założenie było z pewnością bardzo interesujące – sprawić, by preferowano skradankowe podejście. Jednakże bardzo często występują sytuacje, w których nie można zakradać się za ożywione trupy i należy walczyć z nimi otwarcie. Wielka szkoda, że Niemcy nie postawili na ciche podejście – raz dlatego, że skradanek na rynku jest niewiele, a dwa – tak odmienne rodzaje rozgrywki nie pozwalają odpowiednio zatracić się w wykreowanym świecie.
Skoro Cliff jest na obszarze opanowanym przez nieprzyjaciół, musi mieć do dyspozycji odpowiednie do radzenia sobie z nimi narzędzia. Ekwipunek składa się z 3 kategorii – broni palnej, siecznej i aparatu fotograficznego. Ten ostatni służy jedynie do, jak można się domyślać, robienia zdjęć – są one rodzajem znajdziek (jak również rozsiane tu i ówdzie audio logi, pocztówki i fragmenty notatek). Na broń palną składają się 2 – pistolet i strzelba. Wraz z rozwojem fabuły dostaje się te pukawki, ale podczas swobodnego przemierzania wyspy można znaleźć lepsze wersje oręża. Pistolet jest szybkostrzelny, ale słaby, natomiast jego całkowitym przeciwieństwem jest strzelba. Należy rozważnie wybierać broń zależnie od rodzaju i liczby oponentów. Escape Dead Island potrafi być wymagającą grą i (przynajmniej na poziomie trudnym) trup pana Calo ściele się gęsto i często.
Jeśli chodzi o broń sieczną, tu do wyboru są 2 – siekiera i katana. Ja wolałem latać z kataną, ale czasem nie miałem wyjścia i w starciu z przeważającą liczbą umarlaków musiałem korzystać z silniejszej (ale także wolniejszej) siekiery. Warto wspomnieć, że są silne ataki (trójkąt) i lekkie (kwadrat), które można łączyć w proste combosy.
Uzbrojenie Cliffa zamyka broń do cichej eliminacji – nóż. Tego nie można samemu wybierać krzyżakiem, stąd nie zaliczyłem tego oręża do wymienianych wcześniej kategorii. Po zajściu przeciwnika od tyłu naszym oczom ukazuje się napis „Stealth Kill” – wtedy X powoduje szybkie, a co najważniejsze ciche, zabicie nieumarłego. Warto korzystać z tej opcji jak najczęściej, bo mierzenie się z hordą wygłodniałych niemilców potrafi napsuć krwi.
Strona wizualna jest dość specyficzna – mi przypadła do gustu, ale są osoby, które wzdrygną się, gdy ujrzą cell-shading. Na to trzeba się zgodzić – Escape Dead Island jest utrzymane w konwencji komiksu. Przerywniki filmowe, napisy na ekranie towarzyszące głośnym akcjom, grube, czarne kontury postaci – wszystko to ma na celu „ukomiksowienie” gry.
Warstwa dźwiękowa jest niezła – motyw główny jest odpowiedni, odgłosy zombiaków i ataków brzmią jak powinny, aczkolwiek brak im pewnej unikatowości. Wydają się być standardowymi dźwiękami dostępnymi w wielu innych produkcjach.
Niestety, recenzowana produkcja nie jest idealna. Tym, co najbardziej przeszkadza jest monotonność rozgrywki. Dzieło Fatshark jest całkiem długie (przejście zajęło mi z pewnością ponad 10 godzin), ale czas potrzebny na ukończenie tytułu nie jest urozmaicany – to, co bawiło przez pierwsze 2, 3 godziny w dłuższych dawkach zaczyna nużyć.
Escape Dead Island to produkcja średnio udana. Jeśli jesteście spragnieni gier traktujących o zombie i nie przeszkadza Wam monotonia, to możecie zainteresować się opisywaną produkcją. Nie oczekujcie jednak od niej cudów – nie znajdziecie ich tutaj.
Dziękuję firmie Cenega za dostarczenie kopii recenzenckiej
Dodaj komentarz