Square Enix serwuje nam kolejny remake. Tym razem serii znacznie mniej popularnej na Zachodzie niż Final Fantasy, ale nie mniej ważnej dla gatunku JRPG. Jak sprawdza się Dragon Quest III HD-2D? Sprawdzamy to dla Was.
Smocza opowieść
Historia Quest III rozgrywa się w przypominającej naszą Ziemię krainie, nad którą zapanował złowrogi demon Baramos. Naszym zadaniem, jako potomka bądź potomkini legendarnego bohatera, jest dokończenie dzieła swego ojca i pokonanie potwora. I to właściwie tyle. Tak, wiem, nie jest to imponujące, ale nie bójmy się tego powiedzieć – fabuła nie była mocnym elementem pierwszych odsłon serii. Zresztą podobnie jak z Final Fantasy, które dopiero od IV w mojej opinii nabrało tempa (i to jakiego).
Jeśli liczycie na jakieś zwroty fabularne i przepełnione emocjami momenty, to ciężko o nie w głównym wątku fabularnym, za to zdarzają się w wątkach pobocznych. Czemu zatem nie wieszam na tym fakcie psów? Bo to nie jest w tym wypadku jakaś wielka wada. Jasne, fabuła jest ważna, a ta w Dragon Quest III jest zwyczajnie poprawna, kliszowa, sztampowa i przechodzona na milion sposobów. Jednak jest jedno „ale”. Ta gra ma blisko 40 lat i jest tylko rok młodsza od naszego naczelnego i w momencie, kiedy się ukazywała, była czymś świeżym. Nie unikalnym, ale też niespowszedniałym. Zresztą następny element rozgrywki wiele jest w stanie przyćmić… jak na tamtą epokę.
Jak nie kijem go, to pałką
Choć z pozoru system walki w Dragon Quest III zdaje się bardzo prosty, ot broń, umiejętności i zaklęć, ale to właśnie tylko pozór. Każda z postaci, poza naszym bohaterem, posiada przypisaną klasę postaci, tutaj nazywaną fachem (ang. vocation). Znajdziemy tu klasyki z gatunku fantasy jak wojownik (warrior), kapłan (priest), mag (mage), złodziej (thief), mędrzec (sage) czy mistrz sztuk walki (martial artist). Są też jednak i takie, których próżno uświadczyć w innych grach – wędrowiec (gadabout), zaganiacz potworów (moster wrangler), a nawet kupiec (mechant), z którego uczyniono tu grywalną postać.
Cały jednak pic polega na tym, że po osiągnięciu konkretnego poziomu klasy te możemy, a nawet powinniśmy, zmienić. Zwiększa to znacznie wszechstronność każdej postaci i daje ciekawe kombinacje. Przy zmianie klasy postać zachowuje wszystkie zaklęcia i umiejętności. Natomiast wszystkie statystyki zostają obcięte o połowę, a poziom obniżony do 1. Ważne jest tu odpowiednie łączenie klas tak, żeby pokrywały nawzajem swoje słabości. Zwłaszcza jeżeli planujemy grę na wyższym poziomie trudności, gdzie niektóre starcia przypominają bardzo dynamiczną wersję gry w papier, nożyce i kamień. Warto też pamiętać o innej, ciekawej mechanice związanej z rozwojem postaci. To jakie statystyki urosną danemu członkowi drużyny, zależą od jej/jego osobowości. To samo tyczy się zresztą naszej postaci, której charakter definiujemy na początku gry, odpowiadając na serię pytań. Na szczęście jest to coś, co możemy zmienić w trakcie gry za pomocą specjalnych ksiąg, by lepiej dostosować rozwój bohaterów do ich fachów.
Warto też zaznaczyć, że jeśli nie chce nam się kierować całą drużyną, możemy też wydawać bezpośrednie rozkazy jedynie naszemu bohaterowi. Natomiast pozostałym członkom grupy ustawić predefiniowany zestaw zachowań, takich jak stawianie na ofensywę, leczenie i tym podobne. Sztuczna inteligencja zwykle radzi sobie naprawdę nieźle, choć osobiście radziłbym raczej ręczną kontrolę przy walce z bossami. Zwłaszcza tymi opcjonalnymi, gdzie optymalizacja kolejności zaklęć i szybka adaptacja strategii są kluczowe.
Nowe, ale jednak stare Dragon Quest III
Nie wiem, czy jest to kwestia chęci zagrania na nostalgii, zmniejszenia kosztów, czy może mniejszej popularności tej serii na Zachodzie. Jednak przy remake’u Dragon Quest zdecydowano się pójść zupełnie inną ścieżką niż przy Final Fantasy. Może to być też kwestia braku czasu i później śmierci nieodżałowanego Akiry Toriyamy, którego kreska stała się znakiem rozpoznawczym serii. Jakikolwiek nie byłby powód, przyznam się, że dziwi mnie trochę użycie właśnie słowa remake, a nie remaster. Pewnie, poprawiono mocno grafikę, dodano kilka rzeczy, część teraz, część na przestrzeni kilku wersji, które przez lata pojawiły się na przeróżnych platformach. Jednak moim zdaniem to wciąż za mało na taki przypis w tytule.
Największą, prócz oprawy, o której za chwilę, nowością są poziomy trudności. Mamy ich trzy, z czego środkowy jest najbliższy oryginałowi, łatwy znacznie, ale to naprawdę znacznie ułatwia walkę i uniemożliwia śmierć drużyny w boju. Natomiast ostatni, stworzony dla naprawdę lubiących wyzwanie, zwiększa trudność starć, jednocześnie zmniejszając oferowane przez nie nagrody.
Co ciekawe rzeczy nie tylko dodano do gry, ale i zabrano. Chodzi konkretnie o planszową mini grę Treasures n’ Trapdoors, która pojawiła się w portach na SNES i Game Boy Color. Jednak nie była częścią oryginału. Była to zabawna rozrywka, parodiująca nieco znany system RPG Dungeon and Dragons, przynajmniej z nazwy. Niby drobnostka, ale mi osobiście brak tego elementu. Usuniętego jest moim zdaniem pójściem po linii najmniejszego oporu.
Jest ślicznie, ale…
Ze wszystkich rzeczy najbardziej mieszane uczucia budzi we mnie oprawa audiowizualna. Z jednej strony bardzo podoba mi się, że oddano hołd oryginałowi, trzymając się w dużej mierze stylistyki 2D, dodając śliczne, kolorowe tła i nieco inny kąt pracy kamery. Natomiast z drugiej jednak jest strony, jest to miejscami aż za blisko oryginału. Zwłaszcza jeśli chodzi o walkę, która wciąż widziana jest z oczy drużyny i jakiekolwiek animacje zaklęć i umiejętności są po prostu szczątkowe. A przecież można by zrobić, choć prostą oprawę rzucania zaklęcia, czy machnięcia mieczem, zamiast tylko pokazywać efekty uderzenia. Przez 36 od ukazania się oryginału pixel art poszedł przecież znacznie do przodu i można było coś z tym zrobić. Nostalgia jest super, ale bez przesady.
Podsumowanie
Dragon Quest III HD-2D Remake to oldschool po całości i to w najlepszym rozumieniu. Nie znajdziecie tu żadnych udziwnień, unowocześnień, niczego co choć trochę zaburzałoby nostalgię sprzed lat. Ma to oczywiście swoją cenę — przepięknie stylizowana, ale jednak ograniczona grafika i mechaniki, które ciężko określić inaczej, niż przestarzałe, nie każdemu przypadną do gustu. Mimo wszystko jednak osobiście zdecydowałbym się dać tej produkcji szansę, jeśli lubicie JRPG, to w końcu solidny kawał historii tego gatunku, wobec którego ciężko przejść obojętnie.
Grę do recenzji dostarczyła CENEGA.
Dodaj komentarz