Czy Starship Troopers: Extermination ma w sobie to, czego trzeba, by podzielić sukces Helldivers 2? Spróbuję odpowiedzieć na to pytanie w mojej recenzji.
Żołnierze kosmosu z 1997 roku to film z początku mocno niedoceniony. Wielu widzów odebrało go jedynie jako płytkie widowisko, skąpane w brutalności i pełne jednowymiarowych postaci. Dopiero po latach film Paula Verhoevena zyskał uznanie w kręgach miłośników science-fiction, głównie za swój wyrazisty przekaz społeczny i satyryczną prezentację faszyzmu.
Po niemal trzech dekadach Starship Troopers służy za inspirację dla autorów każdego zakątka kultury, w tym dla twórców gier wideo. Jego wpływ można zauważyć nawet w konstrukcji świata tegorocznego Helldivers 2. Całkiem interesujące zatem, że niespełna dziewięć miesięcy później dostaliśmy grę na licencji Starship Troopers, która będzie stanowić bezpośrednią konkurencję dla tytułu, za którym stoi samo PlayStation.
Starship Troopers: Extermination to kooperacyjny FPS, w którym 16-osobowe drużyny podzielone na cztery składy muszą wykonywać rozmaite misje ku chwale Federacji. Jak studio Offworld poradziło sobie ze skonstruowaniem gry, która docelowo utrzyma przy sobie graczy na dłuższą metę?

Przed wyruszeniem w kosmos musisz się trochę wynudzić
Przyznam, że moje pierwsze zetknięcie z dziełem studia Offworld nie było zbyt pozytywne. Gra na początek zachęca do zapoznania się z samouczkiem budowy baz — nie tłumaczy niestety zbyt dobrze, jak ta mechanika ma się do reszty rozgrywki. Po dłuższym ograniu tytułu jeszcze bardziej dziwi mnie tak prominentne umieszczenie tego tutoriala. Budowanie owszem, jest znaczącym elementem każdego meczu, jednak obecność samouczka zaraz obok trybu dla jednego gracza jest moim zdaniem zwyczajnie zbędna. Zwłaszcza że ów tryb fabularny na zabój potrzebuje różnorodności.
Wybraniu trybu single-player towarzyszy narracja Caspera Van Diena, wcielającego się w rolę Rico z oryginalnego filmu. To miły smaczek dla fanów Żołnierzy kosmosu, jednak nie ratuje on niestety kampanii, która szybko okazuje się serią koszmarnie powtarzalnych misji widocznie doklejonych do całości na ostatnią chwilę. Zadania ograniczają się w swojej złożoności do chodzenia z punktu A do punktu B, czasami strzelając do robali i okazjonalnie niosąc kanistry z potrzebnymi materiałami (które możemy sami przypadkiem zestrzelić lub wrzucić pod mapę, co nie czyni doświadczenia przyjemniejszym).
Rozgrywki dla jednego gracza nie ratuje również narracja. Okazuje się ona bowiem jedynie zbiorem przegadanych scen przerywnikowych. Chociaż, nazwanie statycznych obrazków w towarzystwie nagrań głosowych może być lekkim nadużyciem tego określenia. Nasz bezimienny protagonista dostaje od Rico zadanie wytrenowania oddziału żołnierzy kosmosu — i to w zasadzie wszystko jeśli chodzi o zaprezentowaną historię. Fabuła jako tako wpisuje się w uniwersum Starship Troopers, jednak jej szczątkowość zmusza mnie do powtórzenia krytyki widzów filmu z 1997 i stwierdzenia, że jest ona zwyczajnie w świecie płytka.


Na wojnie z robalami jak w życiu — razem raźniej
Raczej jasno wyjaśniłem, dlaczego lakoniczna kampania nie wywarła na mnie wielkiego wrażenia. Trzeba jednak pamiętać, że Starship Troopers: Extermination jest reklamowane jako gra głównie wieloosobowa. Jak więc wypada multiplayer w opisywanym tytule?
Przed każdym meczem gracze muszą wybrać jedną z sześciu klas postaci. Każda z nich ma swoje osobne umiejętności, które będziemy dostawać wraz z poziomami doświadczenia. Moim ulubionym typem żołnierza okazał się Ranger, który wyposażony jest w karabin szturmowy oraz plecak odrzutowy. Jego zestaw umiejętności pozwala na sporą dozę wszechstronności w działaniu, dzięki czemu mogłem dostosowywać płynnie swoją rolę w zależności od etapu meczu. W dostępnych klasach znajdzie się też całkiem bezużyteczny Sniper, potężny Demolisher z granatnikiem, czy Guardian mogący postawić fortyfikację eliminującą odrzut broni. Ciekawą klasą jest też Engineer wyposażony w miotacz ognia, który na pierwszy rzut oka wydaje się całkiem przydatny, aż sobie przypomnimy, że w grze jest friendly fire i nasza broń eksterminuje towarzyszy tak samo skutecznie, jak robale.


Packą czy giwerą?
Do wyboru dostajemy cztery główne tryby rozgrywki: Hive Hunt, AAS (Assault & Secure), ARC (Advanced Research and Combat) Defense oraz Horde. Każdy z nich możemy też rozegrać na trzech poziomach trudności: Easy, Normal i Veteran. Opiszę wymienione tryby w kolejności ich skomplikowania.
Hive Hunt
To jedyny tryb przeznaczony dla maksymalnie czterech graczy. Rozgrywka opiera się tu głównie na eksterminacji gniazd Arachnidów i stopniowym postępie przez mapę. Hive Hunt to dobre miejsce, by zapoznać się z różnymi klasami i typami broni. Krótszy czas rozgrywki sprawia też, że to najlepszy tryb, jeśli nie mamy czasu na rozciągający się do godziny mecz, a mamy ochotę na małą kontrolę populacji robali. Mniejsza liczba graczy sprawia też, że gra działa całkiem płynnie. Okazuje się to wcale nie być tak oczywiste, o czym wspomnę dalej w recenzji.
Horde
Klasyczna rozgrywka oparta na zwalczaniu coraz liczniejszych fal przeciwników. W przerwach między atakami mamy czas na naprawę i rozbudowanie bazy. Ten tryb całkiem mocno przypadł mi do gustu z uwagi na to, jak akcentuje najlepsze i najbardziej charakterystyczne aspekty gry. Paniczna odbudowa fortyfikacji po ledwo wygranej walce daje mocny zastrzyk adrenaliny. A trzeba wspomnieć, że sukcesy w Extermination nie przyjdą nam łatwo. Gra wzorowo daje graczom do zrozumienia, że są jedynie mięsem armatnim na robaczywym polu bitwy. O śmierć ciężko nie jest, nawet na normalnym poziomie trudności.
Assault & Secure
AAS opiera się na strukturze kilkuetapowych starć na większym obszarze. Gracze muszą wpierw awansować przez kilka potyczek z Arachnidami, po czym odblokowany zostaje główny cel misji — budowa i obrona bazy, podobnie jak w trybie hordy. Siła AAS leży głównie w skoncentrowaniu graczy na średniej wielkości terenie, co naturalnie zachęca wszystkie składy do współpracy. To w tym trybie spędziłem swoje ulubione momenty grania w Extermination. Nastawienie na kooperację stworzyło tu przykładowo sytuację, w której panicznie odpierałem stacjonarną wieżyczką nadchodzące stado robali groźnej klasy Tiger Elite, podczas gdy trzech innych graczy ustawiło się pod moim działkiem w kolejce, by na bieżąco napełniać szybko kończące się naboje. W takich chwilach Starship Troopers: Extermination błyszczy i pokazuje swoje najmocniejsze atuty.
ARC Defense
To zdecydowanie najtrudniejszy i najbardziej skomplikowany tryb gry. Gracze muszą, podobnie jak w AAS, zbudować swoją bazę i jej bronić. Tutaj trzeba jednak jednocześnie eskortować graczy niosących paliwo do skanera sejsmicznego, przy okazji broniąc tych niosących materiały do ulepszania bazy. Tak wiele zadań naraz wymaga naprawdę mocnego skoordynowania każdego z oddziałów. Z uwagi na losową naturę matchmakingu — nie zawsze się to udaje.
Czy warto opanować ten chaos?
W tym aspekcie tkwi mój największy dylemat na temat Starship Troopers: Extermination. Z jednej strony widać, że gra mogłaby trochę bardziej nakierowywać graczy na poszczególnych etapach misji, by wyeliminować element chaosu organizacyjnego. Z drugiej jednak strony, ten chaos nadaje grze całkiem unikatowej tożsamości. Grając, naprawdę można poczuć się jak żołnierz, mały trybik w maszynie militarnej. Wojna nie ma głównego bohatera, tylko jednostki wrzucone w bezwzględny konflikt. To uczucie, którego nie miałem w grze od czasów Battlefielda 3, a za którym nawet nie wiedziałem, że tęskniłem.

Te trybiki wojny wymagają sporego naoliwienia
Warstwa techniczna to zdecydowanie największy mankament Starship Troopers: Extermination. Graficznie gra prezentuje się poprawnie, choć nie powala, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że widzieliśmy na co stać Unreal Engine 5. Stylistyka jest całkiem sztampowa, ale nie traktuję tego jako minus z racji zgodności z materiałem źródłowym. Dźwięk w grze również stoi na przyzwoitym poziomie: bronie brzmią satysfakcjonująco, a nagrania aktorów głosowych, choć nieliczne, sprzyjają konstrukcji światotwórczej.
Sztuczna inteligencja przeciwników jest dosyć problematyczna w ocenie. Mam świadomość, że robale z natury nie powinny być wrogami stanowiącymi wyzwanie sam na sam. Zaobserwowałem też kilka ciekawych sytuacji, gdzie Arachnidy wykorzystywały ciała martwych pobratymców, by dostać się wysokie kondygnacje bazy żołnierzy. Na każdy taki ruch przypada jednak widok robala, który kręci się dookoła graczy lub własnej osi (czasem to i to). To skutecznie wybijało mnie z immersji.
Z owej immersji wybijała znacznie bardziej tragicznie nierówna wydajność gry. By zrozumieć jej przyczyny, trzeba wspomnieć o systemie Carnage, który jest odpowiedzialny za zachowanie ciał odstrzelonych Arachnidów. Każdy poległy robal staje się obiektem w środowisku gry. Twórcy zarzekają się, że Carnage pozwala na utrzymanie setek zwłok na mapie bez żadnego wpływu na wydajność. W praktyce okazuje się jednak, że wraz z postępem meczu, ilość klatek spada dramatycznie. Próbowałem grać na obu trybach rozgrywki dostępnych na PS5 (Quality oraz Performance). Na każdym z nich spadek FPS-ów jest bardzo zauważalny i nieunikniony. Studio Offworld już obiecało graczom optymalizację swojej produkcji, ale na premierę gra niestety zdaje się być zwyczajnie niedokończona.


To bić robala czy nie bić?
Starship Troopers: Extermination to tytuł, co do którego mam bardzo mieszane odczucia. Trzon rozgrywki jest tu naprawdę obiecujący, a strzelanie do Arachnidów sprawiło mi dużo satysfakcjonującej frajdy. Wątpliwe wykończenie gry objawiające się lakoniczną kampanią i niedopuszczalną wydajnością sprawiają jednak, że ciężko mi jednoznacznie polecić sięgnięcie po recenzowany tytuł. Osobiście nie tracę jednak nadziei i planuję odwiedzać ten tytuł raz na jakiś czas. Jeśli bowiem oryginalni Żołnierze kosmosu z 1997 nauczyli mnie czegokolwiek, to faktu, że sukces można odnieść po czasie. Myślę, że nie należy z góry skreślać produkcji Offworld Industries. I tego życzę twórcom recenzowanej przeze mnie gry.
Grę do recenzji dostarczyło Offworld.
Dodaj komentarz