Batman, Deathstroke, Talia al-Ghul i wiele innych postaci z DC Comics spotykają się w jednym komiksie. Czy warto przeczytać Wojnę Cieni?
Batman to (co bez wątpienia Was nie zaskoczy) mój lubiony bohater komiksowy. Na portalu znajdziecie wiele moich recenzji filmów, gier, czy komiksów poświęconych tej postaci. Niektóre komiksy wymagają oczywiście znajomości innych zeszytów. Czy jest tak w przypadku dzisiaj recenzowanego tomu? Ponadto czy opowieść wciąga? Tego dowiecie się oczywiście z niniejszego artykułu.
Fabuła

Jako że absolutnie nie jestem fanem spoilerów, nie będę się wdawał w szczegóły dotyczące opowieści w komiksie Batman: Wojna Cieni. Pozwolę sobie natomiast zacząć od przedstawienia oficjalnego opisu. Oto on:
Gdy Ra’s Al-Ghul ginie z ręki Deathstroke’a, Talia Al-Ghul postanawia pomścić śmierć ojca i wysyła Ligę Cieni, aby zlikwidowała Slade’a Wilsona i wszystkie osoby z nim związane! Czy Batman i Robin zdążą odnaleźć Deathstroke’a i doprowadzić go przed wymiar sprawiedliwości… zanim Slade i Talia pozabija się nawzajem. I komu zależy, żeby tak się stało? Ten wielowątkowy crossover pełen starć, akcji, tajemnic i zdrady nie pozostanie bez wpływu na świat DC! Scenarzysta Joshua Williamson wraz z najlepszymi rysownikami, wśród których znaleźli się między innymi: Howard Porter, Roger Cruz, Paolo Pantalena, Viktor Bogdanovic i Stephen Segovia, przedstawiają epicką opowieść, która prowadzi do kolejnego rozdziału historii uniwersum DC – eventu „Mroczny kryzys na nieskończonych ziemiach”.
Źródło: Egmont
W recenzowanym tomie znajdziemy kilka opowieści, kręcących się przede wszystkim wokół Robina, Al-Ghulów oraz Deathstroke’a. W wyniku pewnego wydarzenia Deathstroke ściąga na siebie uwagę rodziny Głowy Demona. Nie zabraknie sytuacji, w których Slade będzie korzystał ze swoich kryjówek, a nawet z pomocy Mrocznego Rycerza. Należy też jedną kwestię zaznaczyć jasno i wyraźnie. Mianowicie Batman bynajmniej nie jest najważniejszą postacią w tym tomie. Obrońca Gotham przewija się oczywiście przez strony komiksu i ma odgrywa bardzo istotną rolę. Niemniej jednak zdecydowanie ważniejsi są tu Talia Al-Ghul, Robin i Deathstroke. Przyznaję, że pomimo mojego początkowego braku zaciekawienia ostatecznie bardzo wciągnąłem się w tę opowieść. Należy przebrnąć przez pierwszą, dość nieciekawą, połowę, aby historia rozkręciła się. Po lekturze już teraz czekam na planowaną na kwiecień kontynuację – Kryzys na Nieskończonych Ziemiach. Jednocześnie przestrzegam Was przed czytaniem przypisów – w drugiej połowie tomu natkniecie się w nim na spoiler wprost ujawniający tożsamość ukrywającej się postaci. Plusem jest natomiast na pewno brak konieczności przeczytania innych komiksów o Batmanie. Oczywiście pojawiają się postaci z innych zeszytów, aczkolwiek wydarzenia powinny być jasne nawet dla czytelnika, który nie jest na bieżąco z tym uniwersum.
Ilustracje

Batman: Wojna Cieni to tom składający się z kilku opowieści, z których największą jest oczywiście tytułowa Wojna Cieni. Przyznaję, że bardzo spodobała mi się zastosowana kreska, jak również dobór barw. Dzięki temu z niemałą przyjemnością przeglądałem kolejne strony. Nie każda opowieść jest jednak w moim przekonaniu na tak samo dobrym poziomie wizualnym. Nie przypadła mi do gustu kreska w historii Jamy Łazarza i Ra’asa Al-Ghula oraz Talii. Z drugiej strony mamy na przykład krótką opowieść poświęconą Harley Quinn. Zachowanie bohaterki jest świetnie nakreślone, ale już kreska ponownie pozostawia nieco do życzenia. Silnie kontrastuje ona z jakością Wojny Cieni i uważam, że nie sposób tego nie dostrzec.
Podsumowanie

Batman: Wojna Cieni to w ogólnym rozrachunku udany tom, który mimo mojej początkowej niechęci zdołał mnie do siebie przekonać. Co prawda główny antagonista nie jest najlepszy i nie sądzę, aby znalazł się w mojej czołówce ulubionych przeciwników. Muszę też przypomnieć Wam o nie za ładnych pobocznych opowieściach. Niedopatrzenia te skutecznie na szczęście wynagradza sama Wojna Cieni i już teraz czekam na rozwinięcie opowieści w Kryzysie na Nieskończonych Ziemiach. Bez wątpienia recenzowany dziś tom nie jest obowiązkową pozycją. Jeśli jednak lubicie przede wszystkim Deathstroke’a, to nie powinniście być rozczarowani, sięgając po ten album. Ja bynajmniej nie żałuję, że go przeczytałem. Ostatnie kilka stron to też kilkanaście bardzo fajnych alternatywnych okładek. Mnie najbardziej do gustu przypadły te autorstwa Gabriele Dell’Otto. Niżej znajdziecie przykład jednej z takich ilustracji:


Liczba stron | 336 |
Wymiary | 16,7 cm x 25,5 cm |
Scenarzysta | Joshua Williamson |
Ilustratorzy | Howard Porter, Viktor Bogdanović, Stephen Segovia |
Tłumacz | Tomasz Sidorkiewicz |
Typ oprawy | miękka ze skrzydełkami |
Cena | od 78,97 zł |
Komiks do zrecenzowania dostarczyło wydawnictwo Egmont.
Dodaj komentarz