Powiadają, że obecność piratów podnosi każde dzieło kultury o kilka stopni. Biorąc zatem pod uwagę, że najnowsze dzieło studia Mimimi opowiada przygodę piratów nieumarłych, rysuje się nam obraz gry idealnej.
Jak się jednak okazuje, nawet magnum opus studia stało się także jego przekleństwem. Zaczniemy zatem od smutnej wiadomości. Kilka dni po premierze Mimimi wydało komunikat mówiący o tym, że Shadow Gambit: The Cursed Crew będzie ich finalnym dziełem. Studio zajmie się wsparciem tytułu przez najbliższe miesiące. Po czym zakończy swoją działalność.
Boli mnie to bardzo bo już od świetnego Shadow Tactics był to jeden z moich ulubionych deweloperów. Bo i powiedzmy sobie szczerze, zajął niszę, która wydawała się już dawno zapomniana. Śmiem wręcz powiedzieć, że to właśnie Mimimi wzniosło taktyczne skradanki na zupełnie nowy poziom i przetarło innym twórcom szlaki. Czy po Shadow Gambit: The Cursed Crew rzeczywiście jest grą tak udaną?
Shadow Gambit: The Cursed Crew jest tytułem idealnym?
Nazwanie tytułu magnum opus studia nie było z mojej strony nadużyciem. Twórcy przeszli długą drogę i stworzyli w zasadzie grę taktyczną idealną. Biorąc też pod uwagę jej unikalny charakter i realia, w których została osadzona, przypuszczam, że zostanie zapamiętana przez fanów na długie lata.
Bo przeklęte Karaiby to naprawdę coś! Pierwszym i słusznym skojarzeniem są oczywiście Piraci z Karaibów, w których mieliśmy już motyw nieumarłej załogi. Biorąc jednak pod uwagę subtelność takiej grupy indywiduów, a raczej jej brak, nigdy nie spodziewałbym się, że pomysł ten doskonale sprawdzi się jako gra skradankowa. A powiadam wam, sprawdza się i to wybornie. Jako człowiek wnikliwy, w czasie przechodzenia Shadow Gambit postanowiłem powrócić na moment zarówno do Shadow Tactics jak i Desperados 3. Przyznaję, że oba tytuły po premierze zrobiły na mnie diabli dobre wrażenie. Jednak Gambit to wyżyny i w zasadzie podsumowanie całej twórczości studia.
Niczym Square Enix znacznie mniejsze Mimimi w każdym swoim tytule pozostawia znamiona, których nie można pomylić z niczym innym. Wszystkie umiejętności, estetyka, wzorce misji… Choć przebudowane zupełnie od podstaw nadal sprawiają, że wchodząc w grę czujemy się jakbyśmy wrócili do znanego miejsca. Jest to niezwykłe i bardzo pozytywne uczucie, bowiem zaznajomione z poprzednimi tytułami studia osoby nie muszą się uczyć Gambita na nowo.
Jest trudno, ale sprawiedliwie
Co jednak nie oznacza, że gra należy do łatwych. Wręcz przeciwnie. Shadow Gambit to tytuł, w który łatwo wskoczyć, acz trudno okiełznać. Jednak doprowadzenie do perfekcji każdej z misji, zdobycie wszystkich ukrytych odznak i opanowanie postaci, jest tak bardzo angażujące, że pochłania bez reszty. Czasami mam wrażenie, że granie przeklętą załogą nigdy się nie kończy i w sumie coś w tym faktycznie jest. Po skończeniu scenariusza, który do krótkich nie należy możemy bowiem próbować „wymaksować” wszystko co jest możliwe. Przyznam się wam, że nawet po wielokrotnym przejściu danej misji nie czułem znużenia. Zawsze natomiast miałem przeświadczenie, że mogłem zrobić coś jeszcze lepiej. Więc… zaczynałem kolejny raz.
Pirackie opowieści przy grogu…
Na początku przygody wcielamy się piratkę imieniem Afia, której marzeniem i celem jest odnalezienie legendarnego skarbu kapitana Mordechaja. By jednak to uczynić nie tylko musi stać się częścią załogi przeklętego statku Red Marley. Ale przede wszystkim zmierzyć się z fanatyczną inkwizycją. Jak to często bywa, sprawy komplikują się już na samym początku. A później wcale nie jest łatwiej. Fabuły w grach taktycznych zwykle nie są najwyższych lotów, bo i siłą rzeczy tytuły te skupiają się głównie na mechanicznej stronie rozgrywki. Shadow Gambit jednak wychodzi temu naprzeciw, oferując świetnie napisaną historię z barwnymi bohaterami, którzy pozostają w naszej pamięci na bardzo długo.
Tu ładnie przejdziemy do jednego z najlepszych motywów w tytule, właśnie załogi. Choć niemal od samego początku na pokładzie Marley znajduje się cała przeklęta załoga, licząca osiem ciekawych postaci. Tak nie przyjdzie nam zagrać wszystkimi od razu. Okazuje się bowiem, że nieumarłym piratom wyrwano czarne perły z dusz i musimy (jakkolwiek to zabrzmi) ożywić ich na nowo. By jednak było ciekawiej, nowe perły i esencje dusz zdobywamy dość wolno zatem musimy dokładnie przemyśleć kogo i w jakiej kolejności przywrócimy do nieżycia. Biorąc jednak pod uwagę, że wszystkie postacie są bardzo specyficzne i diametralnie różnią się umiejętnościami nasza rozgrywka może wyglądać zupełnie inaczej.
… i obmyślanie taktyki
To świetny patent, że nasze taktyczne myślenie musimy odpalić już na okręcie Marley. Zresztą poza misjami, Marley oferuje wiele atrakcji i nigdy nie jesteśmy w stanie się nudzić. Każdy przywrócony członek załogi ma swoją własną historię, na którą składa się pięć rozdziałów. Te poznajmy pomiędzy misjami. Nie są to jednak typowe zapchajdziury, a naprawdę ciekawe mini-opowiadania, w których czynnie uczestniczymy, a dzięki którym jeszcze lepiej poznajemy członków załogi. Gdy zaczynałem grać, po przeczytaniu opisów każdej z postaci wytyczyłem sobie pewną ścieżkę. Domyślnie uważając w mojej ocenie niektóre postacie za mniej lub bardziej ciekawe. Bardzo się w tej kwestii pomyliłem. Bo pominę już nawet, że dany członek załogi może nas zaskoczyć swoim charakterem, tak niektóre zdolności, które na kartce wydają się mniej ciekawe urzekają swoją atrakcyjnością w praktyce. Dodam jeszcze, że z czasem główne umiejętności każdego pirata można podrasować, co oczywiście przekłada się na nowe taktyczne ich zastosowanie.
Barwna załoga w Shadow Gambit: The Cursed Crew
Załoga jest niesamowicie barwna i dawno już nie poznałem w grze tak świetnie dobranej, ciekawej grupy. Sama Afia, która siłą rzeczy jest protagonistką została wykreowana doskonale. Jej charakter nie jest jednoznaczny, a zdolności przemierzania czasu i przestrzeni czynią z niej kandydata do wielu misji. Jak tu jednak wybrać, gdy w danej eskapadzie może brać udział zaledwie trzech piratów a z ekranu spoglądają tak unikalne persony jak Toya, zabójca i… okrętowy kucharz. Postać jest jawnym nawiązaniem do Shadow Tactic a jego zabójcze zdolności idealnie nadają się do cichych zadań.
Zresztą Toya to jeden z moich ulubieńców ale nie powiem tego głośno, bo i swoim martwym wzrokiem już ocenia mnie snajperka Teresa, która w przeszłości wyrwała się z sideł inkwizycji i pomimo braku oczu potrafi dostrzec i zlikwidować każdy cel. Potrzebujecie osiłka? Gaelle jest waszą dziewczyną, która nie tylko wystrzeli inkwizycję z armaty, ale po całej akcji opowie wiersze. Swoją drogą, strzelaniu inkwizytorami z podręcznej armaty towarzyszy jedna z najzabawniejszych animacji w całej grze. A może wolicie przemierzać duchowe odmęty z Johnem – irlandzkim szkutnikiem, któremu towarzyszy nieumarła rybka Sir Reginald. Nie ma, po prostu nie ma w Shadow Gambit nieciekawej postaci. Nieważne więc, jak będzie wyglądała wasza ścieżka ożywiania nie będzie ona zła. A jedynie zdefiniuje zdolnościami sposób przechodzenia kolejnych misji.
Aktywni piraci i ich aktywności
Samych misji jest w grze od groma i każda z nich oferuje zupełnie inne wytyczne. Mamy więc tu typowe zadania likwidacji celu, kradzieże, a nawet misje ratunkowe. By jednak było ciekawiej, najczęściej dana eskapada komplikuje się z czasem i okazuje się bardziej skomplikowana niż się wydawało. Tu przydaje się elastyczność, bo i najczęściej mamy poczucie, że inną postacią byłoby szybciej i łatwiej. Ale hej ho! Na tym właśnie polega cały urok, by wpaść na rozwiązanie problemu z dostępnymi środkami. Uwierzcie mi na słowo, wszystko da się przejść każdym zestawem postaci i często nawet najbardziej dziwne pomysły sprawdzają się fantastycznie. Jeśli dodamy do tego, że bohaterowie ze sobą często rozmawiają i komentują dane wydarzenia… cóż, nuda w Shadow Gambit nie istnieje.
Wysp, które przyjdzie nam odwiedzić, jest łącznie dziesięć. Jednak niemal każda oferuje po kilka, różnych misji. Te odblokowują się fabularnie więc załoga często musi powrócić na znane wody. Warto też wiedzieć, że powróciły znane z poprzednich gier studia medale wyzwań. Zwykle są one ukryty i pojawiają się dopiero po ukończeniu historii. Niektóre wpadają łatwo i polegają chociażby na zlikwidowaniu na dany sposób jakiejś ilości inkwizytorów. Inne, nie są już tak oczywiste. Czasem wymagają kombinowania, zrobienia specyficznej akcji, czy zabrania na misję danego członka załogi. Tak więc przechodzenie kilkukrotne każdej misji, jest wręcz tu wskazane. Biorąc natomiast pod uwagę, że poza misjami, mamy jeszcze zadania członków załogi, treningi i ich historie, rysuje nam się obraz tytułu bardzo okazałego. Tak też jest w istocie.
Technikalia w Shadow Tactics: The Cursed Crew
Celowo na sam koniec zostawiłem sobie stan techniczny gry. Bo jak się okazuje, to jedyny zgrzyt, który sprawia, że nie jestem w stanie wystawić jej maksymalnej noty. Choć tytuł przez większość czasu chodzi bez większych problemów, z czasem zaczynają pojawiać się chochliki, które nieco psują przyjemność z grania. Nie są to bynajmniej wielkie problemy, oj nie. Aczkolwiek gra po czasie ma wyraźne problemy z dźwiękiem, który zwyczajnie przerywa lub się zacina. Potrafi zwariować także kamera, głównie na pokładzie Marley i wówczas widzimy tylko czarny ekran. Na szczęście w tym przypadku wystarczy wyłączyć i włączyć grę – jak radzą prawdziwi konsultanci IT. Oczywiście. Znając życie błędy te zostaną niebawem naprawione bo, ale warto zdawać sobie z ich istnienia sprawę.
Poza tym gra wygląda naprawdę świetnie. Poszczególne modele załogantów cieszą oczy, tak samo zresztą jak ich unikalne animacje zabijania, ogłuszania czy zdolności. Każda wyspa to nowy biom, więc plansze oglądamy z nieukrywaną radością. A towarzysząca nam muzyka, za którą stoi Fillippo Beck Peccoz idealnie wkomponuje się w klimat przeklętych Karaibów. Ścieżka dźwiękowa ogólnie sprawdza się też świetnie już poza grą, ale to oczywiście kwestia gustu i poczucia estetyki.
Czas podnieść żagle
Tak czy inaczej. Choć już prawdopodobnie nie zobaczymy kolejnej gry od Mimimi, tak twórcom udało się odejść z podniesioną głową. Choć wyraźnie tutaj należy powiedzieć, że nigdy jej nie opuścili i przez lata dostarczali fanom taktycznych skradanek jakościowe produkty. To smutne, że historia studia dobiegła końca. Ale w moim sercu pozostaną oni jednym z ulubionych deweloperów. A Shadow Gambit: The Cursed Crew udowodnili, że na tej sztuce znają się jak nikt inny. Jeśli zatem szukaliście angażującego, świetnie napisanego, a przy tym wielogodzinnego tytułu, to jest to gra, która w każdej mierze spełni te założenia. Jak już pisałem. Powiada się, ze w piratami każde dzieło smakuje lepiej. Choć kocham wybrany setting, tak śmiem twierdzić, że ten tytuł obroniłby się także bez nich. Nie czekajcie dłużej szczury lądowe, czas podnieść żagle! Har har har!
Za kod do recenzji dziękujemy studiu Mimimi
Dodaj komentarz