Serial The Last of Us to zdecydowanie najbardziej wyczekiwana produkcja związana z grami ostatnich lat. Fani gry studia Naughty Dog od lat otrzymywali informacje o możliwej ekranizacji, aż w końcu otrzymaliśmy serial produkcji HBO. Jak spisuje się pierwszy odcinek oraz czym różni się względem pierwowzoru?
Na wstępie chciałbym ostrzec, że recenzja ta skierowana jest raczej do osób, które pierwszy odcinek mają już za sobą. Omówię tu różnice, jakie występują w stosunku do gry. Nie będę opisywał dalszych wydarzeń, ale opiszę to, co widzieliśmy w pierwszym odcinku.
Wykonanie
Na początku chciałbym się odnieść do wykonania, które stoi na najwyższym poziomie. Efekty, charakteryzacja czy scenografia to najwyższy poziom. Wszystko wygląda bardzo realistycznie i wysoko budżetowo. Czuć pieniądz i nie ma wstydu względem innych produkcji. HBO ma sporo wiary w ten projekt i to widać. Zarażeni też prezentują się super, choć w pierwszym odcinku nie mieliśmy jeszcze okazji zobaczyć w akcji Klikaczy.
Aktorzy
Casting do serialu to również strzał w dziesiątkę. Pedro Pascal jako Joel i Bella Ramsay jako Ellie to doskonałe wybory. O ile o tego pierwszego można było być spokojnym, tak dużą niewiadomą była młoda Bella. Śpieszę tylko powiedzieć, że radzi sobie ona doskonale i jest pełna tego samego uroczego humoru, ale i zadziorności, za którą gracze pokochali Ellie w grze. Jej mimika, ton i teksty są niemalże żywcem wyjęte z konsoli. Reszta postaci też oczywiście spisuje się nieźle, chociaż więcej ich poznamy w kolejnych odcinkach.
Przejście z konsoli na serial telewizyjny
Specyfika medium, jakim jest serial znacząco odbiega od tego, czym powinna być dobra gra video. Nie można więc przenieść wszystkiego 1 do 1. Tam, gdzie projektanci gry muszą zapełnić ją godzinami przyjemnej i ciekawej rozgrywki, twórcy serialu muszą posiłkować się innymi sztuczkami. Dlatego pewne różnice względem gry występują, ale są one raczej subtelne. Przygotowane też po to, by gracze zaznajomieni z tą opowieścią mogli poczuć się zaskoczeni.
Ekranizacja znanego dzieła to też sposób by wpleść do ogólnej historii nowe elementy, czy lekkie poprawki, które oryginalny twórca chciałby wnieść z perspektywy czasu. Idealnym przykładem jest tutaj inny serial, w podobnej tematyce — Żywe Trupy. Postać Shane’a z komiksu jest szybko eliminowana. W serialu zaś dostał on bardziej rozbudowaną rolę, która idealnie wpisywała się konflikty między bohaterami.
Przed wybuchem zarazy
Wracając jednak to The Last of Us, serial zaczyna się od krótkiego fikcyjnego talk-show z lat sześćdziesiątych. Dwójka naukowców opisuje jak mogłaby wyglądać pandemia wywołana grzybem, który przejmuje kontrole nad ludzkim umysłem. Mamy tutaj też pierwsze sugestie dotyczące tego, skąd przyszła zaraza mogła się wziąć. W grze nie poświęcono temu specjalnie dużo uwagi. Być może w kolejnych odcinkach otrzymamy więcej wyjaśnień na ten temat.
Największą zmianą względem pierwowzoru jest inne umiejscowienie akcji w czasie. W grze zaraza wybucha w 2013 roku, a główna akcja toczy się w 2033. W serialu wszystko cofnięte jest o 10 lat. Zaraza zaczyna się w 2003 roku, natomiast główna opowieść dzieje się w 2023.
W następnych scenach poznajemy Joela i jego córkę Sarah. Z młodą dziewczyną spędzamy tutaj znacząco więcej czasu. Prześledzimy jej cały dzień, od porannego śniadania, przez szkołę, kończąc na aktywnościach pozaszkolnych. Dzięki temu więcej czasu spędzimy w świecie przed wybuchem zarazy. Dowiadujemy się też nieco więcej o relacji Joela z bratem.
Sporą różnicą jest to, co dzieje się wieczorem. Sarah w grze nie wychodzi z domu, zostaje zaatakowana przez zarażonego sąsiada w gabinecie ojca. W serialu młoda dziewczyna wychodzi z domu i spotyka zarażoną sąsiadkę w jej domu. W obu przypadkach Joel w ostatniej chwili przychodzi z ratunkiem. Dalsze sceny są przeniesione wręcz idealnie z gry, włącznie z widokiem z perspektywy córki w samochodzie.
20 lat później
Serial pozwala nam spojrzeć odrobinę szerzej na rzeczywistość mieszkańców okupowanej przez Fedrę strefy. Pokazano tu jak wygląda codzienność ludzi i żołnierzy. Widzimy też Joela wykonującego swoje codzienne obowiązki. Mamy też okazję zobaczyć jak Świetliki zajmowały się Ellie, zanim ta trafiła w ręce Joela i Tess.
Pewne wątki zostały nieco zmienione. Tess i Joel wciąż mają porachunki z Robertem, ale zamiast odzyskać od niego broń, nasza dwójka bohaterów chce zdobyć akumulator do auta. Serialowy Joel chce wydostać się z Bostonu, by odszukać swojego brata. W grze takiego wątku w ogóle nie ma. Tutaj dodaje on cel i poczucie zagrożenia dla głównego bohatera. Widzimy, że jest potencjał na konflikt, bo Joel będzie chciał udać się do brata, a młoda dziewczynka może okazać się dla niego balastem.
Odcinek kończy się w momencie, kiedy na jaw wychodzi, że Ellie może być odporna. Sceny wyjścia z Bostonu wyglądają niemalże dokładnie tak jak w grze. Dalsze losy bohaterów poznamy niestety dopiero za tydzień.
Podsumowanie
Po pierwszym odcinku serialu The Last of Us jestem zachwycony. Być może przemawia za mną miłość do marki, ale nie sposób oddać HBO, że przygotowali na prawdę kawał świetnego materiału. To też wyraźny sygnał i pokaz jak tego typu produkcje należy przygotowywać. Zamiast brać z gry tylko część pomysłów i rozwiązań postanowiono niewiele zmieniać, dodając tylko subtelne zmiany. Fani gry powinni być bardzo zadowoleni, a być może będzie to też okazja by kolejne grupy osób zakochały się w tym świecie i tych postaciach. Ja z niecierpliwością czekam na kolejną dawkę.
Dodaj komentarz