Kości zostały rzucone! Czas wybrać się do krainy Random i połączyć rozdzielone siłą siostry. Sprawdźcie razem z nami Lost in Random.
Lost in Random to najnowsza produkcja studia Zoink! Ta trochę bajkowa opowieść o fantastycznej krainie Random to połączenie przygodówki z grą karcianą, w której nasza główna bohaterka wyrusza na poszukiwanie starszej siostry.
Fabuła
Random to świat stworzony z sześciu krain, w której przynależność do konkretnej definiuje rzut kością w wieku lat dwunastu. To wtedy okazuje się, czy już czas wyfrunąć z rodzinnego gniazda i przenieść się w nowe strony, by spełnić swoje przeznaczenie.
Szóstopia, jak każda Utopia, jest miejscem, o którym każdy śni, a opowiadane o nim historie brzmią niesamowicie i cudownie. To właśnie tam, za pomocą rzutu czarną kością, trafia Odd, starsza siostra naszej małej Even. Prawie rok po tych wydarzeniach, nasza bohaterka wyrusza na poszukiwania siostry przez wszystkie krainy Random.
Niedługo po wyruszeniu z domu natrafiamy na tajemniczą „żyjącą” kość. Dicey od tego momentu będzie nam towarzyszył i pomagałach w przygodach i potyczkach!
Rozgrywka
Lost in Random to połączenie gry przygodowej, w której nie brakuje łamigłówek, karcianki oraz gry planszowej, z elementami hack 'n’ slash! Wow.
Naszą postacią, głównie Even, poruszać będziemy się z trzeciej perspektywy, gdzie niestety zabraknie skakania, choć będziemy mogli biegać i robić uniki. W wielu momentach dostępna będzie też możliwość obracania kamery.
Rozgrywka polegać będzie na eksplorowaniu mapy, wykonywaniu (głównie gadanych) zadań i misji pobocznych oraz dość częstych walk, w których łączyć będziemy rzuty kością z wybieraniem kart i taktyczną walką. Bardzo istotnym elementem gry będzie też budowanie decku z odkrytych i zakupionych kart.
Karty w Lost in Random
Najważniejszym elementem walk będą posiadane przez nas karty. Do uzbierania mamy ich 34, a podzielone są one na pięć kategorii: Oszustwo, Obrażenia, Broń, Niebezpieczeństwo i Obrona.
Część kart dostaniemy za wykonane zadania, sporą większość będziemy jednak musieli kupić. W tym celu musimy zbierać walutę w grze, zdobywaną przez rozbijanie wazopodobnych kształtów rozmieszczonych w dziwnych miejscach na mapie, wygrane walki czy gdy Dicey odwiedzi któryś z sekretnych schowków, których na mapie jest naprawdę sporo. Wszystkie zebrane w ten sposób fundusze będziemy przeznaczać tylko na karty.
Wraz z wykupywanymi kartami, odblokowywać będziemy pogrupowane „paczki”, których jest do zdobycia aż 12. W każdej z nich znajdziemy kilka przypadkowych kart z danej grupy, które dopiero wtedy będziemy mogli kupić.
A gdzie kupować karty? Mannie Dex to wasz człowiek. A raczej… szafa. Czasem będziemy mieć wrażenie, że czai się on za każdym rogiem.
Oszustwo
W pierwszej grupie często manipulować będziemy wynikami rzutu kości (dodając punkty do puli czy obniżając ceny kart). Sporo z tych kart będzie miało niski koszt, w tym nawet zerowy.
Obrażenia
To tam możliwość zrobienia biegającej bomby z Dicey’iego czy rozkładane na planszy „działka”.
Broń
W tej kategorii kart znajdą się bronie dzierżone przez Even. Znajdziemy tam miecze, młoty, a także łuki z różnymi rodzajami strzał.
Niebezpieczeństwo
W tej kategorii znajdą się bronie „obosieczne”. Eksplodujące przy dotyku bomby, które zranić mogą nie tylko przeciwników, ale także nas.
Obrona
Ostatnia grupa kart to takie, które dodadzą nam życie czy stworzą pole, chroniące nas przed uderzeniami przeciwników.
Każda z kart będzie mieć swój koszt, między 0 a 3 punkty, a w użytku możemy mieć ich 15. Dodałabym „aż”, choć nie jestem przekonana, czy to nie jednak „tylko”. Im więcej mamy ciekawych kart w swoim klaserze, tym częściej będziemy się łapać na chęci przebudowywania kart podręcznych, by wypróbować jak najwięcej styli gry. Uważajcie tylko, żeby nie „utknąć” bez broni dystansowej.
Przeglądając nasz klaser zobaczymy też nieodkryte karty, a te które ostatnio się tam pojawiły, będą lekko świecić na żółto. Z prawej strony u góry mamy nasz aktualny deck, a poniżej pojawiać się będą opisy zaznaczonych kart.
Walki…
Podchodząc do „areny” często zauważymy wcześniej, że coś się będzie działo. Wiele z nich zamknie dostępne przejścia, upewniając się, że nasza plansza nie jest zbyt duża. Po kolei zaczną się nam pojawiać przeciwnicy, wyłaniając zazwyczaj z czarnej mgły. Zwykłych żołnierzy królowej napotkamy kilka „modeli”. Będą małe latające stworki, potężnie zbudowani brutale z krótką bronią, śmiesznie poruszający się strażnicy z długimi włóczniami czy przypominający kapitana strzelcy z wybuchową amunicją. Napotkamy też czasem wielkich kolosów z ciężkim młotem, którzy momentalnie przesuną nas pasek życia w lewą stronę.
…na karty?
Naszym początkowym wyposażeniem jest tylko Dicey oraz proca, która jednak sama z siebie nie rani przeciwników. Najważniejszym zadaniem na starcie będzie więc rozbijanie kryształków, które przyczepione będą do naszych wrogów. Zbierając je, napełniamy poziom energii Dicey’iego, który będzie mógł nam maksymalnie wyrzucić na raz pięć kart z naszego wybranego decku.
Dicey’ego rzucić możemy w dowolnym momencie, gdy mamy energii na chociaż jedną kartę, choć dopiero przy pełnym komplecie pięciu wyskoczy nam na ekranie przypomnienie. Im więcej kart będziemy mieli do dyspozycji, tym lepiej oczywiście. Szczególnie, że karty z kategorii Oszustwo nie mają sensu w pojedynkę.
I tak, nasz deck ma 15 kart, maksymalnie możemy wylosować pięć, spośród których aktywujemy te, na które faktycznie mamy „fundusze”. Oczywiście ograniczać nas będzie ilość oczek na Dicey’im. Szybko zauważycie, że na drugim poziomie ta liczba to maksymalnie dwa, na trzecim trzy i tak dalej. Na szczęście Oszustwa pomogą Wam trochę zarządzać ograniczonym budżetem. Nieużyte karty chowamy dalej do ręki i będą dostępne dopiero wtedy, gdy przerobimy całą piętnastkę — postęp tego znajdziecie w prawym dolnym rogu ekranu walki.
Gdy uda nam się aktywować broń będzie ona miała limitowaną liczbę użyć, nie zapomnijcie! Na szczęście nie tylko one obniżą poziom życia naszych przeciwników.
Przy ekranie wybierania kart zatrzymuje się czas i większość z przeciwników nie będzie nas mogła wtedy zaatakować. Warto zauważyć, że możemy się też wtedy dowolnie poruszać po planszy.
Jak to się sprawdza?
System walk na początku sprawiał mi trochę problemów i nie obyło się bez frustracji, gdy zbudowałam sobie deck bez broni dystansowej, czyli łuku. Przy pierwszej sytuacji, gdy przeciwnik umieszczony był na platformie, do której nie miałam dostępu, był to spory problem. W dalszych etapach gry lub z lepszymi kartami nie byłoby to tak wielkim problemem, jednak wtedy poważnie mnie zirytowało. Psioczyłam pod nosem, że gra nie przypomniała, że „hej, masz trochę słaby deck do najbliższej walki”, choć zapomniałam o tym tak szybko, jak tylko udało mi się eksplodującym Dicey’im pokonać ostatniego wroga.
Pomijając jednak takie drobne problemy, jest to wciąż szalenie ciekawe. Im dalej w rozgrywce, tym bardziej nie będziecie się mogli doczekać kolejnej walki i testowania nowo zdobytych kart. I choć wiele zależy od szczęścia, a nie wszyscy przeciwnicy są tak łatwi do trafienia jak inni, jest to szalenie satysfakcjonujące. Nie zdziwcie się też, jeśli niektóre walki trwać będą ponad kilka minut.
Okazjonalnie do walk zostanie dodany element gry planszowej. Za każdym razem, gdy rzucimy kostką nas pionek ruszy się o tyle samo oczek. Uważajcie jednak na blokujące karty, które znikną dopiero po pokonaniu określonego typu przeciwnika!
Krainy Random
Przygodę rozpoczynamy w Jedynkowie, powoli przedzierając się przez krainy aż do Szóstopii. Każda z krain będzie cechować się trochę inną stylistyką, zmieniając zarówno kolorystykę (nadal rządzić będzie fiolet!), klimat, jak i muzykę. Czasem na naszej drodze staną pająki, innym razem przejścia będą strzec strażnicy, który zwolnią swoje posterunki dopiero po określonym czasie a innym razem po mapie poruszać się będziemy głównie za pomocą drabin.
Wszystko to jednak sprowadza się do malowniczego, choć raczej ciemnego, krajobrazu, pełnego detali na każdym wręcz kroku. Przechodząc przez wąskie uliczki Trójnomii zobaczymy zalegające śmieci, stojące gdzieś na skraju puste wazy i donice, a gdzie nie spojrzymy, będą echa toczonej tam od lat wojny domowej.
Każda z krain w Lost in Random to też trochę inny typ misji do wykonania i choć czeka nas sporo gadania, będziemy szukać zaginionych osób, pamiątek, a nawet rozwiązywać zagadkę morderstwa! Nie ma nudy, nie ma.
Misje poboczne znajdziemy w prawie każdej krainie, a interesujące nas postacie będą zaznaczone zielonymi znakami zapytania. Podgląd misji znajdziemy na jednym z ekranów ekwipunku. Uważajcie jednak, bo bardzo łatwo skończyć poziomy przed faktycznym zabraniem się za zadania, a nie ma opcji powrotu. Za wykonane misje zostaniemy nagrodzeni walutą lub kartami.
Oprawa audiowizualna
Wizualnie gra jest bardzo unikatowa. Choć przypomina klimatem animacje Tima Burtona, szczególnie w kategorii nierównych linii czy karykaturalnych ciał, jest to wciąż świeże i po prostu ładne. Otoczenie jest bogate, pełne warstw, różnych tekstur i cieni.
Na Xbox One X teksturą można by coś jeszcze zarzucić, szczególnie gdy próbujemy przyjrzeć się im z bliska, ale twórcy rozwiązali problem przyglądania się efektem rozmycia, gdy coś znajduje się zbyt blisko nas. Wszystkie szerokie ujęcia są jednak niesamowite i nie wyglądają jak klatki z gry komputerowej, a raczej concept arty, czy przygotowane malowane tapety.
Kluczowe postacie będą raczej unikatowe, choć wielu mieszkańców będzie do siebie bardzo podobnych, a często nawet wręcz takich samych. Nie przeszkadza to jednak w żaden sposób w rozgrywce — po prostu, ciekawostka.
Za muzykę w grze odpowiada Blake Robinson, znany z produkcji takich tytułów jak Terraria czy Stanley Parable. I jejku, jest świetna. To jeden z tych niewielu tytułów, gdy zostałam na całe napisy końcowe, by tylko wysłuchać tych paru dodatkowych utworów. Tak bardzo przypominają one Miasteczko Halloween i gotyckie animacje, że ciężko się im oprzeć.
Oprócz tego podczas normalnych rozmów nie usłyszymy Even, ale nasz rozmówca (lub rozmówcy) będą mieć swoje unikatowe głosy. I choć w pierwszych momentach gra jest raczej cicha, dochodząc do Czwórburga usłyszymy gwar dochodzący z praktycznie każdej strony. To jeden z efektów krain Random, gdzie w Jedynkowie ludzie są raczej cisi i zamknięci w sobie, a taki Czwórburg pełen jest śmiałych (i przebiegłych) mieszkańców.
Wrażenia
Och! Lost in Random to bardzo wyjątkowy tytuł. Rozgrywka jest świetna i się nie nudzi, naprawdę. Pierwszej nocy nawet nie poczułam, że jest trzecia nad ranem, tak bardzo całość mnie wciągnęła. Te walki, jejku. To trzeba przeżyć, bo wytłumaczyć się po prostu nie da (choć próbowałam!). Poza walkami mami łamigłówki i eksplorację, sporo ciekawych historii, ciekawych postaci i rozmów.
To też przede wszystkim gra dla wszystkich. Z wystarczająco niskim PEGI i możliwością obniżenia poziomu trudności ma szansę trafić również do młodszej widowni, choć nie spodziewajcie się, że gra będzie wtedy banalnie prosta — bo nie będzie. Na normalnym poziomie trudności będzie fajnym wyzwaniem również dla dorosłych, nie wspominając już o satysfakcji budowania własnej talii i testowania różnych rozwiązań.
Mapy, stworzone w taki sposób, że łatwo się w nich pogubić, czy wybrać inną ścieżkę, tylko wzmacniają chęć eksploracji i poznawania zakątków. Przy okazji, może tam czai się rozwiązanie którejś misji pobocznej?
W Lost in Random trzeba zagrać. I to najlepiej teraz, bez czekania, aż gra zasili katalog EA Play. Nie pożałujecie. A ja już teraz mam ochotę pytać twórców o drugą część lub chociaż grę z tymi samymi mechanizmami, bo wciąż chce się więcej.
A jeśli zastanawiacie się, jak długie jest Lost in Random: to zabawa na minimum 15-18 godzin.
PS. W grze nie brakuje easter eggów i nawiązań do popkultury, a niektóre nazwiska brzmieć będą łudząco podobnie do… Sami się przekonacie!
Lost in Random dostępne jest na wszystkich głównych platformach od 10 września.
Kod na grę udostępnił wydawca — EA.
Dodaj komentarz