Najnowsza odsłona Life is Strange, to podobnie jak w przypadku Before the Storm, już nie Dontnod. Czy Deck Nine nadal zrobił wartą uwagi odcinkową przygodówkę?
Life is Strange: True Colors to opowieść o emocjach, umieszczona w malowniczym małym miasteczku Haven Springs w Colorado.
Fabuła
Czasem zastanawiam się, czemu górnicze miasteczka tak wygodnie rozgościły się w popkulturze. Czy to po prostu dobre tło do trudniejszych historii? A może okazja, by pokazać jak zżyci (lub podzieleni) mogą być jego mieszańcy? Haven Springs to już kolejne miasto, które lata świetności ma za sobą, choć zżyta społeczność, stara się wciąż uśmiechać.
Nasza Alex to 21-latka, która przybywa do Haven Springs z Portland, gdzie mieszkała dotychczas. W małej mieścinie w górzystym Colorado czekać na nią będzie brat, z którym nie widziała się od wielu lat, kiedy to oboje trafili w ręce opieki społecznej i domów dziecka.
W międzyczasie poznajemy też zdolność Alex — wyczuwania silnych emocji targających ludźmi w jej pobliżu, które pozwalają jej także słuchać powiązanych z tym myśli. Różne emocje będą mieć różne kolory, przedstawione w formie aury wokół ludzi i przedmiotów.
Jeśli przeczytaliście opis tej gry, dobrze wiecie, że będziemy rozwiązywać zagadkę śmierci brata naszej bohaterki. Trochę nam to psuje głowę, gdyż spotykamy go, rozmawiamy z nim i dopiero pierwszy (z pięciu) rozdziałów, kończy się jego śmiercią.
Rozgrywka
Jak i we wcześniejszych grach z serii, tak i tu, towarzyszyć nam będzie widok z trzeciej osoby i mnóstwo przedmiotów, z którymi można wchodzić w interakcje. Oprócz poruszania sobą i kamerą przy użyciu analogów, z aktywnymi osobami czy przedmiotami będziemy wykonywać kilka różnych akcji korzystając z czterech głównych przycisków (ABXY na Xboksie), najczęściej wybierając górny lub dolny, odpowiadające kolejno oglądaniu lub rozmawianiu/wzięciu do ręki, w zależności od tego, na co klikamy.
Pierwszy rozdział ogrywamy dobrze wiedząc, do czego ostatecznie doprowadzą nasze akcje, choć nie zabraknie momentów, gdy zastanowimy się „ale jak to?”. Jest to jednak rozdział, podczas którego uczyć będziemy się interfejsu, poruszania po grze oraz sama Alex dowie się czegoś więcej o swoich mocach.
Choć w grze nie będziemy mieć typowego ekwipunku, nasza bohaterka czasem coś podniesie i schowa do kieszeni, używając tego wtedy, gdy będzie potrzebne. Większość rozgrywki to eksploracja miasta, rozmowy z ludźmi i podejmowanie decyzji, zarówno tych poważnych, jak i błahych.
Poruszając się po Haven Springs mamy sporą dowolność, choć dostępny jest jedynie niewielki fragment miasteczka. W jego obrębie możemy jednak łazić do woli, szukając misji pobocznych czy osób do rozmawiania.
Bohaterowie
Wśród głównych bohaterów mamy oczywiście Alex, naszą protagonistkę. Jej postać bardzo przypomina mi Chen z serialu Rookie — wizualnie, głosem i z samego zachowania. Jest trochę zagubiona, stara się żyć w zgodzie z sobą i światem, jednocześnie potrafiąc walczyć o swoje. Jej moce niestety czasami sprawiają, że emocje innych za mocno na nią wpływają, co skutkować może też atakami agresji. Zresztą, zobaczycie sami.
Podczas rozgrywki będziemy decydować, czy bardziej skupiać się będzie na pozytywnych wydarzeniach czy negatywnych, a także możemy wybrać jej orientację seksualną.
Oprócz Alex, ważnymi postaciami będą:
- Gabe, brat Alex, którego poznajemy przez pierwszy i ostatni rozdział historii,
- Ryan, strażnik leśny, przyjaciel Gabe’a, który będzie nam towarzyszył przez prawie cały czas,
- Steph, dziewczyna prowadząca sklep muzyczny oraz lokalne radio, podobnie jak Ryan, będzie z nami przez większość gry.
Na naszej drodze będzie jednak znacznie więcej postaci! Dobrych i złych, a także takich, o których my zadecydujemy. Jedną z ciekawszych postaci będzie Ethan, z którym później rozgrywać będziemy sesję LARP-a! True Colors ma dla nas przygotowane naprawdę sporo atrakcji.
Większość postaci jest dość unikatowa, głęboka i prawdopodobna. Nikt nie jest tam zbyt idealny, większość ma przeszłość, którą się z nami podzielą, dodając trochę tła i kontekstu. Na swojej drodze spotkamy też bardziej przypadkowych ludzi, którzy nie wniosą nic do historii, ale gra pozwoli nam z nimi wejść w interakcje. Drobny dodatek, który bardzo wzbogaca świat.
Sterowanie
Jak wspominałam już wcześniej, głównie korzystać będziemy z analogów i przycisków z ABXY. Dodatkowym klawiszem będziemy też aktywować nasze „wyczuwanie”, a po drugiej stronie na łopatce znajdziemy bieg — mechanizm, o którym gra nam w ogóle nie wspomina!
Wszystko jest intuicyjne, a interfejs i tak zawsze będzie nas informował o tym, co trzeba kliknąć. Klikalne obiekty zaznaczone będą nierównymi białymi liniami, które bardzo dobrze nam je pokażą.
Choć na mapie nie znajdziemy wskazówek dotyczących kierunku, w którym musimy się udać, będziemy mogli zobaczyć nasze aktualne zadania w menu „podręcznym” obok SMS-ów, pamiętnika i lokalnej sieci społecznościowej.
Grafika i dźwięk
Gra jest piękna. Te krajobrazy, te detale! Te piękne budynki i wszędzie „coś”. Aż się chce wskoczyć do Simsów i zbudować ten piękny ogród na dachu, czy mieszkanie Alex pełne osobistych gratów. Niestety, nie damy rady w grze odtworzyć fryzury Alex, o czym donoszę z wielkim smutkiem.
Wracając jednak do Life is Strange: True Colors — Colorado wygląda obłędnie. Nasze miasteczko ułożone jest pomiędzy górami, na których szczycie wciąż bieli się śnieg, a nas raczy ostre i ciepłe słońce. Pełno tu kolorów, kwiatów i światła. Wiele miejsc wręcz zalanych będzie kwiatami, a donice pełne kolorowych roślin znajdziemy wzdłuż całej głównej ulicy, nie wspominając już o moście, parku czy… kwiaciarni.
Z bliska trochę tekstur niestety nie będzie domagać, a czasem będą one potrzebowały dodatkowych kilku sekund, jednak to detale, które z chęcią przeoczę.
Choć internet ostatnio narzeka na zablokowane 30 klatek w grze, realnie w ogóle tego nie widać.
True Colors to też mnóstwo muzyki. Mnóstwo. W tle będą lecieć kawałki niezbyt znanych zespołów, przemieszane z Kings of Leon, które przewijać nam się będzie przez rozgrywkę coraz częściej. O muzyce będą też niektóre minigierki czy niezauważalne zadania, a gitara będzie naszym towarzyszem podczas wspominanej wcześniej sesji LARP-a z młodym Ethanem.
Mechanizmy
Głównym mechanizmem rozgrywki będzie wyczuwanie emocji. Będą one oczywiście targały spotkanymi osobami, ale są też przedmioty, które mogą być specjalnie nacechowane. W ten sposób odblokowywać będziemy wspomnienia powiązane z mieszkańcami Haven Springs. Z czasem doświadczymy też nowych odczuć, z którymi wcześniej Alex nie miała do czynienia.
O ile zapoznawanie się z emocjami nie stanowi wielkiego wyzwania, o tyle w grze czekać na nas będą również poważne wybory. To te momenty, gdy ekran podzieli się na pół i każe nam wybrać ścieżkę, a każda z nich będzie mieć swoje konsekwencje. Właśnie tu czasem potrzebowałam dłuższej chwili, by podjąć odpowiednią decyzję. Te wybory sprawiają też, że po zakończeniu historii będziemy chcieli spróbować jeszcze raz…
Ciekawostki
W Life is Strange: True Colors nie zabraknie minigierek i ciekawych elementów. Spotkamy więc czasem maszyny arcade, przy których zapomnimy o boskim świecie. Szczerze, arkanoid mnie tak wciągnął, że grałam chyba pół godziny, próbując pobić tamtejszy rekord. Gdy te wykonane są świetnie. Małe, urocze, takie, jakie pamiętamy z dzieciństwa.
Czytając opisy na przedmiotach możemy na przykład trafić na polski klarnet (lubię znajdywać takie rzeczy)!
Naszą Alex będziemy mogli przebierać używając szafy, a czasem po prostu usiąść na ławce i pomyśleć nad życiem. Fajną rzeczą jest też lokalna socialka, MyBlock, na której przeczytamy posty mieszkańców dotyczące aktualnych wydarzeń i komentujących je. Nie musimy się z tym zapoznawać, ale jednak fajnie jest to zrobić, by bardziej wczuć się w historię.
Problemy
Niestety, nie obyło się tu bez poważniejszych problemów.
Podchodząc do gry po raz pierwszy dotarłam do ponad połowy pierwszego rozdziału i coś mi nie pasowało — niedziałające osiągnięcia oraz świecąca non stop ikonka zapisywania. Zrestartowałam grę, by okazało się, że NIC się nie zapisało, a wszystko muszę zrobić jeszcze raz. Trochę cieszyłam się, że sprawdziłam to wcześniej, niż później, choć jednocześnie pozwoliło mi pomarudzić na niemożliwość pomijania scenek.
Bo wiecie. Cut-scenek w Life is Strange: True Colors jest milion. To jedna z takich gier, gdzie momentami kontroler klikniemy raz na kilka minut, by potem znów zanurzyć się w wyreżyserowaną scenkę. Czasem bardziej sprawia to wrażenie interaktywnego filmu. Choć nie jest to nic złego! To nadal świetna historia.
Podsumowanie
Life is Strange: True Colors to dobry, choć ciut smutny tytuł. Uczy nas trochę co prawda radzenia sobie ze stratą, choć pierwsze dni po śmierci Gabe’a to tylko mnóstwo syfu w mieszkaniu i przemilczanych scen.
Fabularnie jest jednak bardzo ciekawie. Jest mnóstwo do roboty, a gra trochę prowadzi nas za rączkę, jednocześnie dając też wystarczająco dużo wolności. Intryga zagęszcza się z godziny na godzinę, dla równowagi pozwalając nam też na chwile oddechu.
Pomimo początkowych problemów, dalsza rozgrywka przebiegała już bez problemów. Na szczęście.
Jeśli jesteście fanami Life is Strange, ta nowa odsłona nie powinna Was zawieść.
Life is Strange: True Colors znajdziecie na wszystkich głównych platformach od 10 września 2021.
Grę udostępnił polski wydawca — CENEGA.
Dodaj komentarz