Konsola nowej generacji od Sony dostała jedną z pierwszych ekskluzywnych gier. Zapraszam do zapoznania się z recenzją Returnal.
Returnal zostało stworzone przez Housemarque. Studio to jest jednym z najzdolniejszych oraz najbardziej lubianych małych zespołów należących do PlayStation. Przez wiele lat mogliśmy zachwycać się ich wieloma grami indie. Trafiały one nie tylko na konsole stacjonarne PS3 i PS4, ale także na PS Vita. Do dziś bardzo miło wspominam ich kooperacyjne strzelanki z widokiem izometrycznym: Dead Nation oraz Alienation. Po 25 latach pisania mniejszych gier Housemarque podjęło się stworzenia swojej pierwszej gry AAA. Returnal to rouge-lite shooter z widokiem trzeciej osoby wydany na PS5.
Fabuła
Gracz wciela się w Selene, astronautkę, która rozbija się na planecie Atropos. Planeta ta jest podzielona na kilka krain, a dostępu do nowej lokacji strzeże potężny boss. Aby go pokonać, musi się zmierzyć się z trzema jego przemianami. Każda faza jest trudniejszą walką od poprzedniej. Zanim jednak dobiegniemy do bossa musimy uporać się przeciwnikami w losowych pomieszczeniach. Wspomniane miejsca generowane są proceduralnie, a przechodząc przez kolejne, drzwi trafiamy do innej areny. Pierwsze ukończenie takiego pomieszczenia to oczywiście nowa przygoda. Jednakże tych aren jest tylko kilkanaście, wiec gracz z czasem szybko przestaje odkrywać nowe pomieszczenia i odnajduje się w miejscu, do którego aktualnie trafił.
Rozgrywka
Wspomniałem, że Returnal, to gra z gatunku roguelike, a w nich zazwyczaj śmierć gracza kończy rozgrywkę i musimy zaczynać od nowa. Nie inaczej jest w dziele Housemarque. Wobec tego po śmierci bohaterki gracz trafia na miejsce katastrowy, tracąc cały ekwipunek, tzn. zdobyte bronie oraz przedmioty. Jedynie akcesoria zdobyte po bossach nie przepadają. Są to miecz i linka z hakiem, która pozwala dostać się na wcześniej wyżej położone niedostępne miejsca. Cała zebrana waluta, artefakty, rozbudowane zdrowie – wszystko to ginie w momencie śmierci.
Jest to bardzo frustrujące, ponieważ Returnal nie jest grą, którą można przejść w 30, czy 60 minut. Gracz nie może sobie zrobić przerwy w rozgrywce, bo znajomi zapraszają do sieciowej strzelanki lub żona chce obejrzeć swój ulubiony serial w TV. Wyłącznie Returnal w trakcie rozgrywki powoduje śmierć głównej bohaterki, a tym samym skasowanie ekwipunku oraz zaczynanie rozgrywki z miejsca katastrofy. Jedynym sposobem na zachowanie progresu jest uśpienie konsoli z włączoną grą. Po wybudzeniu konsoli będziecie mogli kontynuować bieg w momencie, w którym uśpiliście konsolę.
Gracz może jednak odroczyć zaczynanie rozgrywki od nowa, korzystając z dwóch sposobów. Pierwszym jest artefakt „figurka astronauty”, który daje nam dodatkowe życie. Dzięki jego użyciu odrodzimy się w miejscu, w którym właśnie polegliśmy. Drugim sposobem jest skorzystanie z rekonstruktora. Za 6 jednostek eteru pozwoli nam odrodzić się w tym urządzeniu po zgonie. Działa to jak punkt kontrolny z tym, że możemy go użyć raz na świat w którym się znajdujemy. Analogicznie jest z figurką astronauty – możemy mieć tylko jedną.
Backtracking
Nieznacznym ułatwieniem w rozgrywce jest to, że raz pokonanego bossa nie musimy ponownie zniszczyć, aby dostać się do odblokowanej wcześniej lokacji. W pierwszej lokacji pojawią się odpowiednie pokoje z teleportami do lokacji drugiej lub trzeciej. Oczywiście część pierwszej lokacji i tak musimy powtórzyć. Mało tego, gra wcale nie musi nam na samym początku rozgrywki dać pokoju z teleportem, aczkolwiek w moim przypadku dość często takie pomieszczanie pojawiało się na samym początku.
Dobrze wam radzę wziąć sobie do serca zmienione trochę przez zemnie stare polskie przysłowie: „kto sobie drogę skraca, ten na miejsce katastrofy szybko wraca„. Udanie się z pierwszej do trzeciej lokacji nie ma najmniejszego sensu z prostej przyczyny. Przeciwnicy są tam bez wątpienia potężniejsi. Wobec tego gracz mimo wszystko powinien ponownie przechodzić pierwszą i drugą lokację, w której odszuka potrzebne artefakty, rozbuduje sobie pasek życia, czy znajdzie po prostu lepsze bronie. Stąd też każdy bieg jest długi, a brak możliwości zapisania rozgrywki jest tutaj sporym zaniedbaniem ze strony helsińskiego dewelopera. Returnal nie jest niestety grą na krótkie sesje gamingowe. Obiektywnie patrząc, Returnal to gra przynajmniej na 3 godziny ciągłego grania.
Po uporaniu się z pierwszym bossem…
Po pokonaniu trzeciego bossa zamykacie akt pierwszy i wracacie na miejsce katastrofy, rozpoczynając tym samym akt drugi. Startujecie ponownie z pistoletem na dobrze już znanych, ale zmienionych lokacjach. Ciemny deszczowy las stał się bagnami, a pustynia piaszczysta jest teraz pustynią lodową. Dopiero szósta, ostatnia lokacja zabiera nas… pod wodę. Muszę przyznać, że podwodny świat oczarował mnie najbardziej, bowiem rozgrywka diametralnie się zmieniła.
Nasza bohaterka niestety nie może swobodnie pływać. Porusza się po dnie stylem podobnym do tego, który obowiązuje na księżycu. Grawitacja jest tu znacznie mniejsza, a przez to skoki są wyższe, natomiast opadanie po nich wolniejsze. Kto by pomyślał, ze podwodny świat i księżyc są do siebie tak zbliżone. Przypominam, że nasza bohaterka jest astronautką. Oczywiście w akcie drugim spotykamy nowych przeciwników (wyjątkowo potężnych!) i bossów, podniesiemy również nowe bronie, ulepszenia czy artefakty. Ale i tak w grze za 339 zł uważam, że kolorowanie, czy zmienianie środowiska dobrze już znanym planszom jest słabym zagraniem.
Walki z bossami są bardzo widowiskowe, może trochę przyjemne, ale i też wymagające. Na początku recenzji wspomniałem, że każdy boss ma trzy fazy, a kolejna jest trudniejsza od poprzedniej. Taktyka na każdego bossa jest taka sama: dużo skakać, sporo uciekać na boki i jeszcze więcej strzelać w czułe punkty. Każdy boss wysyła w nas całą masę kolorowych kul lub laserów, których musimy unikać. Zrywy na boki zapewniają nam chwilową nieśmiertelność, wiec przez większość ataków bossa jesteśmy wstanie przedostać się bez straty punków życia. Niżej możecie zobaczyć mój pojedynek z drugim bossem, którego pokonałem za pierwszym razem. Jeżeli nie straszne spoilery, to na naszym kanale YouTube znajdziecie też walkę z finałowym bossem.
Przejdźmy do ekwipunku. Gracz zaczyna każdą rozgrywkę z pistoletem, a ten, jak i inne bronie w grze, jest laserowy. Dobra wiadomość jest taka, że nigdy nie skończy nam się amunicja. Natomiast zła – broń szybko się przegrzewa, szczególnie wspominany pistolet. Dlatego też szybko trzeba się go pozbyć i znaleźć bardziej przydatną broń. Możemy przyśpieszyć proces chłodzenia, naciskając przycisk strzelania (R2) w odpowiednim momencie. Działa to podobnie do błyskawicznego przeładowania w Gears of War, a więc fani tej serii poczują się jak w domu.
Bronie
Bronie dzielą się na kilka rodzajów. Mamy więc na przykład Paszczomiot (strzelbę, nieprzydatna), Rzutnik termogeniczny (wyrzutnię rakiet, nieprzydatna) i Zgniły pluj (jeden pocisk pleśni, nieprzydatna). Wszystkie wymienione bronie nie nadają się do rozgrywki z prostego powodu. Mają mały magazynek, przez co zbyt często tracimy czas na ich chłodzenie. Owszem, bez wątpienia mogą sprawdzić się świetnie na potężniejszych przeciwników, ale gdy walczymy z grupkami mniejszych obcych stworów, to stracimy zbyt dużo zdrowia w trakcie chłodzenia broni. Co prawda w drugim akcie, po czwartym bossie, udało mi się znaleźć broń, która się nie przegrzewa. Jednak niestety, nawet ona nie sprawiała mi takiej radości jak strzelanie z Pustkostrzału. Więcej o tej broni w kolejnym akapicie.
Moim zdaniem w Returnal sprawdzają się tak naprawdę tylko dwie bronie: Karabin Tachiomatyczny oraz Pustkostrzał. Pierwszy to typowy laserowy karabin szturmowy, natomiast drugi można potraktować jako lekki karabin maszynowy. W trakcie rozgrywki zdecydowanie częściej trafimy na grupki małych przeciwników. W związku z tym najlepszym wyborem będzie broń, która dzięki długiemu ostrzałowi pozwoli zabić nam kilku obcych na raz. Niestety, gracz może mieć przy sobie tylko jedną broń i szkoda, ze zabrakło choćby miejsca dla broni bocznej. Warto również często korzystać z ataku wręcz – cios mieczem często wystarczy do zabicia mniejszych obcych. Najlepiej więc strzelało mi się z Puskostrzału z modyfikacją „portalowa wiązka”. To laser z portalu, który pojawia się gdy strzelam do przeciwników. Zadaje tak dużo obrażeń, że można je porównać do sytuacji, w której grałbym z kimś w kooperacji.
Zabijanie przeciwników podnosi nam poziom adrenaliny. Ten rośnie co trzech zabitych przeciwników aż do piątego poziomu. Każdy poziom dodaje nam unikalny efekt, który nakłada się na pozostałe. Niestety otrzymanie jakichkolwiek obrażeń zeruje nam poziom adrenaliny. Wielu obrażeń gracz może uniknąć, korzystając ze zrywu. Naciskając kółko nasza postać wykona szybki zryw w wyznaczonym kierunku. Manewr ten zapewnia chwilową niewrażliwość na obrażenia środowiskowe oraz większość z ataków. Natomiast w połączeniu ze skokiem umożliwia pokonanie długich dystansów.
Funkcje pada DualSense
Warto wspomnieć, że każda z broni ma alternatywny tryb strzału. Ten zadaje przeciwnikom ogromne obrażenia, ale za to jego odnowienie trwa trochę czasu. Alternatywnych strzałów mamy kilka rodzajów. Mogą to więc być naprowadzane rakiety, wybuchowy pocisk czy wiązka lasera. Aby użyć alternatywnego strzału, musimy prawy spust wcisnąć do oporu, bowiem delikatne wciśnięcie tylko nieznacznie przybliży nam obraz przy celowniku. Musze przyznać, że Housemarque w fantastyczny sposób wykorzystało adaptacyjne spusty pada DualSense. Efekty dotykowe również zostały rewelacyjnie zaprezentowane. To niesamowite, że wibracje kontrolera tak perfekcyjnie mogą na nasze dłonie przekazać… krople deszczu. Nie zabrakło także wykorzystania głośniczka, który odpowiednimi efektami dźwiękowymi poinformuje nas o gotowym ataku alternatywnym.
Bronie laserowe nie są jedynym orężem, który pomoże nam w walce. Podczas swojej wędrówki gracz natrafi na artefakty oraz pasożyty. Te ostatnie są czymś w rodzaju wszczepów, a tym samym powodują u gracza jeden efekt dodatni oraz jeden ujemny. Możemy przykładowo znaleźć pasożyta, który wydłuży nam pasek życia o 25%, ale w zamian przedmioty lecznice będą o 30 procent słabsze. Pasożyty mogą też wpływać na broń, wzmacniając siłę ognia o 10% kosztem dłuższego ładowania strzału alternatywnego. Artefakty natomiast to przedmioty, które mają same pozytywne cechy i zostają z nami do końca rozgrywki. Możemy je kupić za obolit (waluta w grze wypadająca z przeciwników) lub po prostu znaleźć w trudno dostępnych miejscach.
Są jeszcze przedmioty zużywalne. Tych możemy mieć przy sobie maksymalnie trzy różnego rodzaju. Jednakże gdy są one takie same, to możemy mieć ich kilka w jednym gnieździe. Mogą to być mała lub duża apteczka, pole kinetyczne zadające obrażenia, kula translokacji przenosząca nas do losowego pomieszczenia oraz wiele innych defensywnych oraz ofensywnych przedmiotów. Returnal jest trochę jak looter shooter – przedmioty wylatujące z pojemników lub silniejszych przeciwników są całkowicie losowe. Bronie, które znajdziemy także mają losowe statystyki, modyfikacje oraz strzał alternatywny.
Co tak długo?
Returnal zostało wydanie 30 kwietnia, a mi grę udało się ukończyć dopiero 12 maja. Po 56 godzinach grania i 58 zgonach przyszedł upragniony moment, w którym pokonałem finałowego bossa. Niestety wszystkie z tych śmierci nie były z mojej winy. Returnal, mimo że jest grą fantastycznie zaprojektowaną, to kilka razy samo z siebie postanowiło zepsuć mi bardzo dobry bieg. Na moim twitterowym koncie możecie zobaczyć trzy poważne usterki: Raz moja postać podczas zrywu po prostu stanęła w miejscu i nic nie można było już zrobić (film). Innym raz Selene utknęła między portalami (film). Jednak największa frustracją był moment, w którym postać zablokowała się przy skrzyni z łupami (film). Jakby tego było mało, tuż przed walką z finałowym bossem zniknął mi całkowicie dźwięk z gry. Dobrze, że miałem włączone napisy, bo inaczej nie zrozumiałbym nic z finałowego filmu.
Returnal to bezsprzecznie bardzo trudna gra, nie ma co ukrywać. Jest przeznaczona głównie dla doświadczonych graczy, którzy potrafią dobrze strzelać oraz wykorzystują każdy element środowiska, aby przetrwać. Przyznaję, że miałem chwilę słabości i chciałem porzucić dzieło Housemarque. Przez dobre siedem dni nie potrafiłem ukończyć trzeciego etapu z pierwszego aktu oraz pokonać bossa. Prób i przygotowań było wiele, aż w końcu przy którymś podejściu na szczęście udało się. Mimo że byłem już mocno sfrustrowany, to drugi akt sprawił, że ponownie w Returnal zaczęło mi się grać przyjemnie. Pamiętam, że pierwsze dwa etapy z drugiego aktu to reskin. Mimo to, nowe rozbudowane bronie, nowi przeciwnicy oraz ten fantastyczny podwodny świat w ostatniej lokacji sprawiły, że na nowo polubiłem się z Returnal.
Jak to jest grać w Returnal – dobrze?
Bardzo trudno jest mi sprawiedliwie ocenić Returnal. Męcząc się przez siedem dni z końcówką pierwszego aktu, byłem skłony wystawić 6, a nawet 5/10. Pamiętałem przy tym, że to gra stanowczo za droga oraz, że nie można sobie zrobić przerwy w dowolnym momencie. Nie zapominam o problemach, które pozbawiły mnie kilku być może udanych przejść.
Ale z drugiej strony po ukończeniu gry czuję ulgę i nie ma we mnie już żadnych złości. Nie chce wystawić laurki Housemarque i Sony, ponieważ na nią nie zasługują. Returnal nie jest wybitną grą, jak God of War, Uncharted czy The Last of Us. Nie jest też produkcją złą – należy docenić helsińskiego dewelopera za fantastyczne wykorzystanie możliwości kontrolera DualSense. Nie można też zapomnieć o zaprojektowanych proceduralnie generowanych poziomach. Oczywiście jest też kapitalny podwodny świat, świetny system strzelania oraz urozmaicone bronie. Bynajmniej nie można pominąć zdolności i umiejętności bohaterki, które rozwijamy za pomocą artefaktów i pasożytów. Należy też mieć w pamięci krótkie, treściwe i poruszające zakończenie, którego jednocześnie prawie nikt sam nie zobaczy.
Grę do recenzji dostarczyło PlayStation Polska.
Dodaj komentarz