Minęło już 11 lat od europejskiej premiery Nier: Gestalt: Dla zaznajomionych z twórczością Yoko Taro był to głównie spin-off Drakengarda. Dla entuzjastów japońskich gier – średnie RPG akcji ze świetną historią, wydany przez Square Enix. Niewypał sprzedażowy sprawił, że grę można było dorwać za grosze na wyprzedażach w polskich sklepach. Tym większe było zdziwienie, gdy podczas konferencji na E3 pojawiła się zapowiedź kontynuacji, Ner: Automata. Produkcją nowego tytułu zajęli się specjaliści z Platinum Games i niespodziewanie gra uplasowała się jako jeden z hitów poprzedniej generacji konsol.
Po latach Square-Enix postanowił przybliżyć fanom Automaty początki serii Nier. Tak oto na PS 4 i 5, konsolach z rodziny Xbox i komputerach PC możemy się cieszyć NieR Replicant ver.1.22474487139… – remasterem gry sprzed lat. Czy poprawiono wystarczająco dużo, żeby tchnąć w ten tytuł drugie życie?
Zacznijmy od kwestii, że cały świat Niera jest skomplikowany i zawiera wiele zależności nie tylko z serią Drakengard, ale też w innych dziełach. Aby odkryć wszystkie smaczki nie wystarczy tylko przejść i wymaksować gry wideo, ale też poczytać trochę jeszcze doczytać, posłuchać Drama CD… trochę tego jest. W tym tekście skupię się jednak tylko na prezentowanym remasterze, żeby jak najlepiej przedstawić grę dla kogoś, kto może jeszcze nie miał żadnej styczności z tym światem.
Na skraju świata
Mamy rok 2053. W ruinach metropolii młody chłopak i jego młodsza siostra walczą o przetrwanie. Napadają na nich „shades”, dziwne człekokształtne potwory. Nieopodal leży książka z ciekawie wyglądającą okładką. Wzywa młodego bohatera do użycia jej mocy w walce. Ten odmawia i tak zaczyna się sekwencja samouczka. Poznajemy system walki, uczymy się uników, parowania. Sielanka kończy się w momencie, w którym stwory wciąż nie dają za wygraną, a bohater opada z sił. Ostatnim gestem łapie za książkę i wracamy na pole walki. Poznajemy magiczne ciosy, przeróżne combosy. Po zutylizowaniu zagrożenia wracamy do siostry, sprawdzić, jak się ma. Tę ogarnia choroba i nie wygląda, jakby miała przed sobą wiele życia. Ogarnięci desperacją nie pozostaje nam nic innego, jak krzyczeć o pomoc, może ktoś usłyszy…
1000 lat później
Tak, dobrze czytacie. Akcja przenosi się 1000 lat do przodu. Wcielamy się w tego samego bohatera, mamy szansę nadać mu teraz imię. Co do zasady powinno ono brzmieć Nier, takiej też nazwy będę używać w tekście. Sprawuje on opiekę nad… wiecie już? Tak, młodszą siostrą o imieniu Yonah. Tą samą, którą broniliśmy w prologu dziejącym się tysiąc lat wcześniej. To jednak jeszcze nie jest czas, aby dostać odpowiedź na jakiekolwiek pytanie, przygotujcie się raczej na wiele godzin rozgrywki kumulującej całą serię zdarzeń wymagających wyjaśnień. Fabuła to najsilniejsza strona gry.
Historia jest naprawdę ciekawa, choć początek gry nie bardzo na to wskazuje. Jeśli graliście kiedykolwiek w jakieś japońskie RPG, to nic Was tutaj nie zdziwi. Historia na szczęście po kilku pierwszych godzinach zaczyna się zagęszczać i dopuszczać coraz mroczniejsze i bardziej dorosłe elementy. Każdy kolejno napotkany bohater, lub bohaterka skrywają jakąś tajemnicę i dołączają do naszej drużyny w imię górnolotnego ratowania świata.
Eksploracja
Wraz z rozwojem fabuły przyjdzie nam odkryć świat poza główną wioską Niera. Zwiedzimy wioskę pełną zagubionych i nieufnych ludzi mieszkających w żelaznych chatach, wesołych i pozytywnych mieszkańców nadmorskiego miasteczka, w którym w ogóle nie czuć ponurej atmosfery. Jesteśmy jednak dalej w produkcji od Yoko Taro, nie mogło zabraknąć dziwności, jak mała osada z Forest of Myth czy lubująca się w zasadach ludność z pustynnego Facide, które ma nawet swój własny język! Przyjdzie nam tez zwiedzić starodawną fabrykę robotów i poznamy braci mieszkającym na położonym niedaleko niej złomowisku. Każde z tych miejsc jest unikalne, trochę nie pasujące do reszty, a zarazem dopełniające przedstawiony świat.
Niestety w grze nie ma opcji szybkiej podróży (co tłumaczy Nierowi jeden z drugoplanowych bohaterów) i przechodzenie między lokacjami odbywa się przez puste i nieciekawe obszary między ważnymi punktami. Jeśli chcecie wykonywać zadania poboczne, to czeka Was wiele nużących i przydługich wycieczek z punktu A do punktu B. Towarzyszą im ekrany ładowania, które można było zaakceptować na PS3 czy Xboxie 360, ale zupełnie nie rozumiem ich występowania w takiej ilości w remasterze. Zapewne pozbycie się ich wymagałoby większej ingerencji w kod oryginału, nie mniej mocno one mi przeszkadzały. Dodatkowo po raz kolejny nie mogę pochwalić projektu poziomów z gier Square-Enix. Albo dostajemy spore, puste, nudne równiny ze świecącymi punktami na ich końcach, oznaczające miejsce w którym możemy zebrać potencjalnie potrzebny materiał, albo bardzo wąskie korytarze z nielicznymi odnogami, które aż krzyczą, że coś ukrywają. Czasem są one dodatkowo sztucznie wydłużone poprzez poprowadzenie ścieżki po kilku piętrach. Rozumiem, że w czasach tamtej generacji konsol pewnie był to trik na „kupienie sobie czasu” zanim dogra się reszta lokacji. Szkoda, że wraz z wyeliminowaniem tej przeszkody w postaci przeniesienia na mocniejszą platformę nie zmieniono tych elementów. Ta część tytułu ewidentnie źle się zestarzała sprawiała, że ostateczne nie miałam ochoty na wykonywaniu zadań pobocznych, które głównie bazowały na przemieszczaniu się z punktu do punktu i zabijaniu preciwników/dostarczaniu przedmiotów.
Ekipa
Pomówmy o naszych towarzyszach broni, bo są to równe ważne dla fabuły postacie, co sam Nier. Wpierw poznajemy Grimnoire Weissa. Arogancki, wygadany, używający trudnego słownictwa. Zaryzykowałabym wręcz stwierdzenie, że jest równie przemądrzały, co potężny. Najciekawsze w nim jest to, że jest książką. Zapewne myślicie już, że mowa o tym samym stosie kartek, który występował w prologu. Czy tak jest zostawię Wam jednak do odkrycia. Weiss początkowo irytuje, ale szybko przywyczajamy się do jego narzekania, porad, czy także wskazówek. Co ciekawe szybko udaje się zapomnieć, że jest książką i zaczynamy go traktować, jak ludzkiego towarzysza. Następna w kolejce jest Kaine, wulgarna i porywcza wojowniczka, która odkrywa dużo więcej ciała niż duszy. Przynajmniej do końca pierwszego przejścia gry, bo żeby poznać pełną fabułę NieR Replicant ver.1.22474487139… potrzebujemy zobaczyć napisy końcowe 5 razy.
Na szczęście każda dodatkowa sesja zaczyna się od drugiego rozdziału, czyli mniej więcej w połowie tytułu. Warto spędzić te dodatkowe godziny dla nowych scen przerywnikowych i poznania innego biegu wydarzeń. Do ekipy jako ostatni dołącza Emil, młody nastolatek zamieszkujący ponurą willę. Ma on przepaskę na oczach, ponieważ wszystko na co spojrzy zamienia w kamień. Jego prawdziwe przeznaczenie i rolę w grze poznamy właśnie w drugiej połowie tytułu. Aby nie psuć nikomu zabawy z poznawania historii zawartej w grze napiszę tylko, że jest to bardzo smutny i pełen twistów wątek. Oczywiście nic nader dziwnego, jak na produkcje Yoko Taro, ale nowicjuszom w umyśle tego pana może być to najcięższe przeżycie w trakcie pierwszego przejścia gry.
Pod przykrywką poszukiwania leku dla chorej siostry i w celu uratowania jej bohaterowie przemierzają świat gry i odnajdują nowe motywacje, rodzą się kolejne pytania o sens podejmowanych działań, o to z kim właściwie toczymy walkę. To co bardzo mi się w NieR Replicant ver.1.22474487139… podobało, to właśnie wykreowane postacie i ich historie.
Na pozór zupełnie od siebie różne i nie mające żadnego połączenia z głównym bohaterem, a jednak dopełniające go i wzbudzające sympatię u gracza. W pewnym momencie trywialne zadanie ratowania siostry schodzi gdzieś na drugi tor i choć wciąż jest nam przypominane, to w ogóle nie staje się głównym celem parcia dalej. Dużo bardziej interesowały mnie interakcje między postaciami, chciałam sprawdzić, czy w kolejnej lokacji, w ciągu dalszego rozwoju fabuły to właśnie o nich dowiem się więcej. Dzięki tak dobrze napisanym sylwetka kolejne przejścia gry nie są w ogóle nużące. Świetnie spędza się z nimi czas, a obietnica zapoznania się z nimi lepiej wynagradza niedociągnięcia w grze.
Walka i poziom trudności.
Nier Replicant ver 1.1 najwięcej zmienia względem pierwowzoru właśnie w sferze walki. Studio, któremu Square-Enix powierzyło wyprodukowanie remastera miało za zadania przybliżyć system potyczek do tego, który gracze polubili w Automacie. Teraz nasza postać porusza się płynniej, ma większy wachlarz możliwości dobierania taktyki i łączenia ataków magicznych z władaniem bronią białą w efektowne combosy. Do tego dodajmy jeszcze niezwykle satysfakcjonujące parowanie ataków i mamy bardzo przyjemny miks. Dla tych, którzy w grę zamierzają zagrać jedynie dla fabuły, bądź ze względu na niepełnosprawność mają ograniczone predyspozycje do szybkiej reakcji na dynamiczną walkę w menu kryje się szereg udogodnień. Możemy ustawić tryb „Auto-battle”, który sprawi, że nic nie musimy robić. Możemy też ten tryb skonfigurować, jeśli np. sami chcemy o pewnych jego elementach zadecydować. Jest to niezwykle przydatny tryb przy kolejnych przejściach, kiedy i tak mamy już mocno zawyżony poziom postaci względem przeciwników i chcemy jedynie jak najszybciej dotrzeć do nowych elementów, dostępnych tylko w tym konkretnym zakończeniu.
Walka jest płynna satysfakcjonująca, choć dla wyjadaczy, którzy lubują się w grach od Platinum Games polecam od razu zacząć rozgrywkę na wyższym poziomie trudności. Poza naszymi umiejętnościami w grze ważny jest jeszcze arsenał broni, którzy przyjdzie nam dzierżyć i słowa, które podwyższają statystyki oręża i ataków magicznych. W grze znajdziemy ponad 30 różnych broni, choć dopiero od jednego ważnego wydarzenia z gry będziemy mogli praktycznie w locie zmieniać typy arsenału. Dzięki temu mamy sporą dowolność w walce i mimo kilku sztywnych reguł możemy dostosować styl gry pod swoje preferencje.
Dobra zmiana?
Czy wydany ostatnio NieR Replicant ver.1.22474487139… zmienia dużo względem oryginalnego wydania? Na pewno poprawia wizualne aspekty tytułu, które były najbardziej krytykowane przy premierze lata temu. Poza tym dodaje kilka elementów, które albo były dostępne wcześniej w DLC, albo w ogóle nie trafiły do ostatecznej gry.
Niemniej jednak jest to bardzo wierny oryginałowi remaster, przez co skopiował wszystkie archaiczne mechaniki jeden do jeden. Najbardziej tę grę broni fabuła, pogmatwana, wymagająca poświęcenia uwagi i spędzenia wielu godzin z tytułem. Jeśli jeszcze nie mieliście styczności z Nierem – zupełnie szczerze uważam, że warto. Może dawno temu ograliście Nier Gestalt i Wam się podobało – warto sięgnąć po remaster, spojrzeć na fabułę oczami młodego bohatera, dla którego Yonah jest siostrą, a nie córką. Jeśli jednak graliście w Nier Gestal i nie spodobał wam się ten tytuł – nie znajdziecie tutaj niczego, co ten stan by zmieniło. Mam nadzieję, że to wydanie zwiastuje dalszy rozwój serii, a nie jest tylko odcinaniem kuponów po nieoczekiwanym sukcesie Automaty.
Za dostarczenie kopii gry do recenzji dziękujemy polskiemu wydawcy, firmie Cenega S. A.
Dodaj komentarz