PlayStation VR dostało kolejną pierwszoosobową grę akcji. Jednak The Walking Dead to produkcja inna niż wszystkie.
The Walking Dead: Saints & Sinners bez wątpienia jest tytułem wybitnym. Nie dość, że to bardzo udana gra na licencji, to jeszcze sprawia ogromną przyjemność w wirtualnej rzeczywistości, a na dodatek na jej ukończenie potrzebne jest bardzo dużo czasu. Najlepsze jest w tym to, że ani przez minutę nie nudziłem się. Recenzowane dzieło wciągnęło mnie jak mało które dostępne na PlayStation VR i śmiało może konkurować z takimi grami jak The Elder Scrolls V: Skyrim, czy Blood & Truth.
Naszą historię w The Walking Dead: Saints & Sinners rozpoczynamy od wybrania głosu swojej postaci. Mamy do wyboru zaledwie dwie próbki – męską i żeńską – ale jak najbardziej wystarcza to do wykreowania swojej postaci. Następnie decydujemy się na jeden z kilku kolorów skóry i jesteśmy gotowi do gry. Rozgrywka rozpoczyna się od rejsu łódką, podczas którego powoli poznajemy świat, w którym musimy żyć. Świat opanowany przez nieumarłych, w którym ludzie są często niemniej gorsi od zombiaków. Świat, którego nie zdołało okiełznać wojsko. Świat, w którym co rusz natkniemy się na porzucone w pośpiechu domy i samochodu. Jest on tworzony bardzo umiejętnie i bardzo łatwo można poczuć się jego realną częścią. Wrażenie to jest oczywiście potęgowane przez tryb VR, który umieszcza nas w epicentrum akcji i wydarzeń.
Nie zdałoby się to na nic gdyby nie odpowiedni poziom strony technicznej gry. W The Walking Dead: Saints & Sinners mamy do czynienia z jednym z najlepszych zastosowań i implementacji wirtualnej rzeczywistości, jakie widziałem. Akcję obserwujemy oczywiście w FPP, a czynności wykonujemy, odpowiednio manewrując dwoma kontrolerami PlayStation Move. Te odpowiadają za nasze ręce i, co bardzo miło mnie zaskoczyło, nie widzimy tylko dłoni, ale pełne ręce, włącznie z ramionami. Bardzo korzystnie wpływa to na immersję i sprawia, że faktycznie możemy pomyśleć, że jesteśmy odgrywaną postacią. Nie bez znaczenia jest perfekcyjne śledzenie kontrolerów ruchowych. Nie ma mowy o choćby chwilowej utracie Move’ow z pola widzenia. Na pewno kojarzycie komunikat informujący o wyjściu poza pole widzenia, grając w jakąś produkcję na PS VR. W dziele Skybound Interactive nie doświadczycie go. Strona techniczna tytułu jest na najwyższym poziomie i granie w tę produkcję to prawdziwa przyjemność.
W The Walking Dead: Saints & Sinners zmierzymy się z niezliczonymi zastępami nieumarłych. Tylko od nas zależy sposób, w jaki się z nimi uporamy. Możemy się bowiem przekradać, starając się wymijać przeciwników i unikając wykrycia. Jest to nie mniej satysfakcjonujące niż otwarta walka, za co producentowi należy się olbrzymi plus. Jeśli preferujemy bardziej dynamiczne rozwiązywanie problemów, to czeka na nas istne zatrzęsienie broni. Są pistolety, rewolwery, karabiny, strzelby, łuki, kosy, topory, a nawet deski z wystającymi gwoździami. Każda z nich jest oczywiście inaczej wykorzystywana. Broń palna jest bardzo skuteczna na różnych odległościach, ale i głośna – jest w stanie przyciągnąć do nas oddalonych oponentów. Natomiast broń służąca do walki wręcz odznacza się mniejszym hałasem towarzyszącym atakom, ale za to możemy się zmęczyć, wyprowadzając ciosy.
Jednym z powodów jest dodanie do gry paska kondycji. Wykonywanie czynności wymagających użycia mięśni pociąga za sobą zużywanie tego wskaźnika. Pasek maleje więc podczas wspinaczki, walki bronią wręcz, odpychania od siebie napierających na nas nieumarłych, czy w trakcie biegania. Nie powinno dziwić, że musimy faktycznie wykonać odpowiedni ruch, by naszą postać go odwzorowała. I tak chwytamy rurę ręka za ręką i wpinamy się. Bierzemy zamach i wyprowadzamy cios lub wbijamy nóż w czaszkę przeciwnika po wykonaniu odpowiedniego ruchu, by i nasz bohater go wykonał. Mało tego, możemy chwycić broń oburącz, by atakować silniej i bardziej precyzyjnie. Oprócz tego możemy się leczyć – spożywanie określonych posiłków znajdowanych w szafkach zapewni nam wzrost bądź spadek zdrowia lub kondycji. Nieodzowne są też bandaże – realnie owijając jedną ręką drugą możemy zabandażować kończynę, a sięgając za siebie na plecy możemy ściągnąć plecak, do którego możemy wkładać różne znaleziska. Recenzowana produkcja zdecydowanie stoi interakcjami i wchodzenie w nie sprawia ogromną przyjemność.
Nie można nie wspomnieć o systemie wytwarzania przedmiotów. Miłośnicy craftingu znajdą w The Walking Dead: Saints & Sinners coś dla siebie. Podczas pobytu w naszej kryjówce możemy rozebrać znalezione przedmioty, aby pozyskać z nich surowce. Te wykorzystamy do ulepszania stołów warsztatowych i wytwarzania nowych przedmiotów na podstawie odnalezionych schematów. Możemy na przykład stworzyć nowy pistolet lub kosę, czy sterylne bandaże lub specjalną amunicję. Niewątpliwie jest co tworzyć w opisywanej produkcji i bardzo często będziecie próbowali wykonać nowe elementy. W świecie gry czekają też znajdźki, które możemy powiesić na ścianie na wieszakach, aby napawać się widokiem znalezisk. Oprócz tego odwiedzane lokacje tylko czekają na śmiałków, którzy zajrzą w każdy zakamarek w poszukiwaniu notek, zdradzających co nieco na temat historii świata.
Podobnie jak w Wiedźminie III: Dzikim Gonie, tak i w The Walking Dead: Saints & Sinners warto myszkować po kątach. Napotkane postaci, z którymi porozmawiamy, czy poukrywane zapiski są w stanie być źródłem nowej misji pobocznej. Nierzadko możemy też decydować o losie bohaterów niezależnych, stając się tytułowym świętym lub grzesznikiem. Nie są to może rozterki moralne, które będą spędzały sen z powiek, ale postaci są przedstawione tak wiarygodnie i realistycznie, że można dać się zwieść, że faktycznie żyją one w tym świecie i naprawdę mają problemy, na których rozwiązaniu im zależy. Musimy się z tym jednak spieszyć – mamy czas jedynie do dźwięków dzwonu, którego bicie jest zsynchronizowane z zegarkiem na naszym wirtualnym nadgarstku. Po godzinie 0 wszelkie misje poboczne przestają być aktywne, a naszym priorytetem staje się powrót do kryjówki. Przeciwnicy są wtedy groźniejsi i liczniejsi, a także bardziej liczni. Po udaniu się do łóżka i przespaniu nocy niezdobyte przedmioty są tracone, a liczebność zombie wzrasta, czyniąc grę trudniejszą. Spać jednak trzeba I niestety trzeba się liczyć z konsekwencjami odpoczynku.
Nie mogę niestety pochwalić muzyki w recenzowanej grze. Jest ona nijaka i bardzo szybko zapomniałem, że w ogóle istniała. Mam też zastrzeżenia co do kolorystyki. Komunikaty oznajmiające zmianę pory doby i montujące o schowaniu przedmiotu do kieszeni są pastelowe i nie pasują do przyjętej wizji poważnego świata opanowanego przez zombie. Na plus zasługuje natomiast oprawa graficzna. Tekstury za wyraźne i ostre, dzięki czemu The Walking Dead: Saints & Sinners zachęca do spędzania wolnych chwil z grą.
The Walking Dead: Saints & Sinners jest idealną produkcją dla miłośników nieumarłych i wirtualnej rzeczywistości. To bardzo skuteczny złodziej czasu – minuty uciekają nie wiadomo jak i kiedy z recenzowanym tytułem. Kiedyś miałem nadzieję na wydanie Dying Light na PlayStation VR. Moje życzenie zostało spełnione przez Saints & Sinners. To fantastyczna gra, pokazująca jak powinno się pisać produkcje na PS VR.
Dziękujemy studiu Skybound Interactive za dostarczenie kodu recenzenckiego.
Dodaj komentarz