Hunt: Showdown ukazał się na komputerach klasy PC i konsolach Xbox One ponad rok temu. Czy warto zainteresować się tą grą?
Hunt: Showdown nie zna litości. Będziecie przeklinać ten tytuł i denerwować się. Będziecie żałować podjętych decyzji i wynikających z nich błędów. Ale będziecie też ostrożnie zwiedzać świat i próbować przeżyć jeszcze jeden dzień. Będziecie również kombinować, nie zawsze zachowując się uczciwie. Tytuł studia Crytek nie wybacza błędów i niewątpliwie nie jest przeznaczony dla zagorzałych miłośników dynamicznych strzelanek sieciowych.
W Hunt: Showdown wcielamy się w łowcę. Naszym zadaniem jest dostanie się do punktu ewakuacyjnego z trofeum pozyskanym z truchła potwora. Nie jest to jednak łatwe. Najpierw warto odnaleźć wskazówki informujące o przybliżonej lokacji stwora, na którego polujemy. Możemy odnaleźć bossa nie odnajdując żadnej wskazówki, ale mapy są na tyle rozległe, że zawsze staramy się jednak ułatwić sobie jego zlokalizowanie. Przytrzymujemy R1 na padzie, dzięki czemu aktywujemy Widzenie – specjalny tryb, w którym zauważamy miejsca ukrycia wskazówek, ale i punkt, w którym inny gracz atakuje monstrum, czy miejsce, w jakim znajdziemy trofeum. Trzeba zaznaczyć, że każdy boss zostawia zaledwie dwa trofea, a bez zdobycia jednego z nich nie wygramy.
Terenem akcji jest Luizjana z końcówki XIX wieku. Nie mamy bynajmniej do czynienia ze standardową wizją Ameryki z czasów Dzikiego Zachodu. Twórcy przedstawiają alternatywny świat, w którym jednocześnie żyją kowboje i potwory rodem z horrorów. Mamy więc poszukiwaczy złota po jednej stronie, a zombiaki po drugiej. Są też ciężkie tanki, które swoimi atakami potrafią nam zadać niebagatelne obrażenia, czy potwory plujące kwasem i wysyłające na nas roje zabójczych owadów. Na pewno nie można narzekać na brak różnorodności wśród napotykanych przeciwników.
Tymi są także inni gracze. Nierzadko śmierć spotkała mnie nie z ręki monstrum, a właśnie innego łowcy. Chyba zawsze będę pamiętał mój pierwszy mecz w jednym z trybów, w którym przez większość czasu miałem pewność, że jestem sam. Zbierając jednak ostatnie części źródła – czegoś, co było potrzebne do odblokowania punktów ewakuacji – ujrzałem wiadomość informującą o pobliskim wrogim graczu. Przezornie schowałem się za leżącą nieopodal skrzynią i rozglądałem się bacznie, starając się znaleźć ewentualnego oponenta. W końcu się pojawił – stał na górze schodów. Nie myśląc wiele, wycelowałem z mojego niezawodnego karabinu i oddałem strzał w głowę. Jednocześnie ze mną i mój niedoszły zabójca wystrzelił. Mi udało się na szczęście przeżyć, ale nie znaczy to, że widmo śmierci nie zaprzątało mi już myśli. Nadal zdawałem sobie sprawę, że ta czai się wszędzie.
Twórcom bardzo dobrze udało się tworzenie i podsycanie atmosfery ciągłego zaszczucia i wrogości otoczenia. Nie byłoby to możliwe gdyby nie fenomenalna robota wykonywana przez muzyków pracujących przy Hunt: Showdown. Nie znam innej gry, w której aż tak istotne byłoby słuchanie tego, co się wokół nas dzieje. Odgłosy wystrzałów roznoszą się po całej mapie, pozwalając nam łatwo zlokalizować innych graczy jedynie na podstawie słuchu. Głośność wystrzału zmienia się zależnie od naszej odległości od strzelca. Niemniej istotny jest kierunek, z którego słyszymy strzały. W recenzowanej grze o naszej obecności informują także psy ujadające, gdy przy nich przebiegamy, odlatujące kruki spłoszone naszymi krokami, czy rżenie konającego konia. W Hunt: Showdown zdecydowanie trzeba zwracać uwagę na otoczenie i wybierać niekiedy okrężną, ale bezpieczniejszą drogę lub decydować się na zlikwidowanie przeciwników, a tym samym na ryzyko zdradzenia swojej pozycji. Rozgrywka ma w sobie sporo taktycznego rozumowania, dzięki czemu wprowadza powiew świeżości do gatunku battle royal.
Wspomniałem wcześniej, że Hunt: Showdown nie jest produkcją dla każdego i podtrzymuję tę opinię. Jednym z czynników, przez który wiele osób może odbić się od dzieła studia Crytek jest zaimplementowanie systemu trwałej śmierci (tzw. permadeath). Nasz zgon nie powoduje odrodzenia postaci po kilku chwilach. Jeśli zabije nas inny gracz lub potwór, musimy liczyć się z tym, że momentalnie przegrywamy i jedynym, co możemy zrobić jest powrócenie do menu głównego, aby sprawdzić się w kolejnej sesji (o ile nie będzie z nami towarzyszy, którzy mogą nas ocucić – ale też nie w nieskończoność). Śmierć czyha na każdym kroku i nierzadko będziemy najbardziej zajadle walczyć na samym końcu misji, tuż przed ewakuacją – będziemy musieli odeprzeć ataki innych Łowców, czekających na nas często przy punktach zbiórki i starających się przechwycić trofeum z naszych martwych rąk. Trzeba też zaznaczyć, że nasza postać awansuje na kolejne poziomy, odblokowując nowe umiejętności (możemy na przykład odblokować sobie szybszy bieg lub zapewnić sobie premię do zdrowia po znalezieniu wskazówki). Jednak przez system permadeath zabicie naszego bohatera w trakcie misji może skutkować pozbyciem się postaci z listy naszych bohaterów i utratę odblokowanych dla nich zdolności. Nie ma co, Hunt: Showdown nie bierze jeńców.
Najistotniejszym i najtrudniejszym przeciwnikiem w Hunt: Showdown nie są zombiaki, piekielne ogary, wiedźmy, ani ogromne pająki. Z nimi damy sobie radę – nie zawsze bez trudu, ale niewątpliwie jest to wykonalne. Jesteśmy w stanie nauczyć się zasad działania określonych typów monstrów i omijać stwory albo pozbywać się ich, nie ryzykując wiele. Nie można tego samego powiedzieć o żywym przeciwniku – graczu. Jest on nieprzewidywalny, nie kieruje się żadnym algorytmem, który jesteśmy w stanie rozpracować. Nierzadko możemy być częścią drużyny, która wspólnymi siłami zabije bossa, ale kiedy przyjdzie co do czego i będzie trzeba opuścić misję, towarzysz może nas zabić. Hunt: Showdown odznacza się bardzo zaskakującą rozgrywką i charakteryzuje się niepewnymi sojuszami. Cóż, jak w życiu.
Studio Crytek niestety zawarło w swojej produkcji mikrotransakcje. Za zdobywaną walutę możemy nabyć nowe bronie, narzędzia i przedmioty jednorazowe, które nierzadko są w stanie przechylić szalę na naszą stronę. Możemy kupić strzykawki uzdrawiające, antidota na trucizny, laski dynamitu, różnego rodzaju granaty, karabiny, strzelby i pistolety. Broń jest opisywana przez wiele parametrów, wśród których znajdziemy między innymi szybkostrzelność, zasięg, obrażenia i czas przeładowania. Broń odblokowujemy za osiąganie kolejnych rang postaci, ale możemy też nabyć co lepsze giwery za Krwawicę – specjalną, cenną walutę, którą możemy zdobyć, wygrywając w misjach, wykonując dzienne i tygodniowe wyzwania lub wydając na nią prawdziwe pieniądze. W Hunt: Showdown nie mamy do czynienia z typowym pay to win, niemniej jednak lepsza broń potrafi znacząco wpłynąć na wynik starć.
Oprawa wizualna w recenzowanym tytule jest bardzo nierówna. Z jednej strony mamy interesujące realia świata, o którym wiedzę możemy zgłębiać, czytając bestiariusze i leksykony broni. Jeśli ktoś postanowi dowiedzieć się więcej o lore, to Hunt: Showdown zapewni mu taką możliwość. Sam wygląd świata na ogół jest bardzo ładny – wschody i zachody słońca zachwycają, podobnie jak widoczne zużycie noszonych broni – karabin często jest lekko zardzewiały, a luneta pokryta siatką pęknięć, co korzystnie wpływa na immersję. Jednak z drugiej strony nie da się zaprzeczyć nieco spóźnionemu wczytywaniu tekstur i nierzadko rozmazanych elementów otoczenia. Grafika jest nierówna i choć ogóle wrażenie jest pozytywne, to występuje nieco mankamentów. Nie sposób też nie zauważyć problemów z funkcjonowaniem serwerów. Nierzadko byłem rozłączany w trakcie sesji, tracąc tym samym cały postęp. Czasem nie mogłem natomiast podnieść rozrzuconych po mapach broni ani wejść w interakcje ze wskazówkami lub szczelinami. Niestety, błędy techniczne są częste i bardzo przeszkadzają w rozgrywce. Szkoda, bo kiedy wszystko działa, to czas leci niesamowicie szybko i przyjemnie.
Jednak mimo kilku wad Hunt: Showdown to bardzo dobra propozycja dla fanów taktycznego podejścia do konfliktów. Gra wciąga i sprawia, że mamy ochotę rozegrać jeszcze jedną misję. Do wymienionych wyżej wad zaliczam też przesuwanie się po menu za pomocą kierowania kursorem – takie rozwiązania jest idealne na PC, ale nie na konsolach. Nie bez znaczenia są też dość długie czasy wczytywania poziomów, ale należy też docenić dobrą polską kinową wersję językową. W ogólnym rozrachunku polecam tytuł. Bawiłem się z nim dobrze i jest jedną z moich ulubionych gier sieciowych. Hunt: Showdown to bardzo dobra sieciowa strzelanka, która zachwyca udźwiękowieniem i innowacyjnym podejściem do rozgrywki. Tytuł jest wymagający, ale dzięki temu każda wygrana sesja jest niesamowicie satysfakcjonująca. Zdecydowanie warto dodać tę produkcję do swojej biblioteki gier.
Dziękujemy Koch Media Poland za dostarczenie kodu recenzenckiego.
Dodaj komentarz