„Wake the f*** up Samurai, We have a city to burn”
Kiedy podczas tegorocznych targów E3, usłyszeliśmy charakterystyczny głos Keanu Reeves’a na zakończenie zwiastuna Cyberpunk 2077, internet wybuchł. Z każdego krańca sieci zaczęły spływać memy w ilościach hurtowych, a zainteresowanie graczy tytułem sięgnęło kosmosu. Poza tym jednak, grupa wybrańców mogła zobaczyć na własne oczy zupełnie nowy gameplay ukazujący jak prezentuje się 2077 w ruchu. Całe 50-minutowe wideo, zostanie zaprezentowane szerokiej publice już na imprezie PAX, jednak dzięki uprzejmości CDPROJEKT RED miałem przyjemność zobaczyć wspomniany materiał w ich siedzibie w ten wtorek, co oznacza jedno – pora na trochę wrażeń.
Zaczynając od rzeczy, która na pewno zastanawia dużą część graczy, czyli grafiki – tutaj sytuacja prezentuje się całkiem budująco. Otóż tytuł wygląda świetnie, na każdym kroku można zobaczyć przywiązanie do detali, a sceneria Night City na pewno będzie miała wiele do zaoferowania dla graficznych estetów. Z drugiej strony natomiast można odnieść wrażenie, że wszystko jest przedstawione w takiej formie, która nie odbiega od tego do czego przyzwyczaiły nas tytuły obecnej generacji, co może jasno wskazywać, że poczciwe już PlayStation 4 i Xbox One poradzą sobie z tytułem.
Jednak nie tylko grafiką człowiek żyje więc czas przejść do przysłowiowego mięsa. Otóż zaprezentowany gameplay miał miejsce w połowie gry, kiedy to nasza postać posiada już całkiem rozbudowane drzewko umiejętności.
Podczas pokazu zostały nam zaprezentowane dwa style grania. Męski V, był skrojony pod osoby, które zamiast ciągłej akcji preferują bardziej subtelne podejście do stawianych zadań. Tutaj nacisk został położony głównie na umiejętności związane z hakowaniem i wszechobecną ingerencją w maszyny lub głowy innych ludzi w Night City. Żeńska V natomiast została ukierunkowana w kierunku argumentów siłowych, która preferuje akcje, gdzie zamiast obchodzić po cichu dane drzwi, woli wejść do danego pomieszczenia razem z tymi drzwiami i framugą. Już na tym etapie widać, że produkcja nie zamierza dawać nam jednej utartej ścieżki. Oczywiście umiejętności to nie jedyne co będzie wpływało na nasze wybory w Night City, jednak o tym za chwilę.
Bo czym byłaby gra RED-ów bez dobrych questów. Cały pokaz orbitował wokół dwóch gangów, czyli Voodoo Boys i Animals. Scenerią dla całej misji jest Pacifica czyli jedna z dzielnic naszego Nocnego Miasta. Koncept wspominanej lokacji był prosty, stworzyć miejsce pełne bogactwa, przepychu i ogólno pojętego splendoru. Oczywiście, jak zawsze w takiej sytuacji coś poszło nie tak, pieniądze zniknęły tak szybko jak się pojawiły, a cała dzielnica z pięknego konceptu stała się przysłowiową ruiną, w której na każdym kroku można zobaczyć biedę, ludzi, którzy mają dość całego świata czy tak swojski widok jak helikopter uskuteczniający błyskawiczne prace renowacyjne na niegdysiejszym hotelu przy pomocy rakiet. Ogólnie jak wspomniałem, tytuł na każdym kroku bombarduje nas detalami, które dodają całości uroku.
Wracając do przedstawionej historii. Początek całego dema jest kameralny, ot dokonujemy zmian w naszym ubiorze, przed spotkaniem z Placidem, czyli jednym z ważniejszych gości w Voodoo Boys, z którym mamy do zrobienia interesy. Jeśli ktoś myśli, że staramy się pomóc temu gangowi, to jest w błędzie. Nasz cel jest prosty, przybliżyć się do genezy chipu, który mamy w głowie. Tak chodzi o ten sam komponent, który pozwala nam widzieć Johnny’ego Silverhanda. W tym miejscu mogę powiedzieć, że nasz duchowy kompan, towarzyszy nam w każdym z ważniejszych momentów, komentując czasami nasze dokonania bądź wyrażając obiekcje co do naszych wyborów.
I tutaj przechodzimy do szeroko pojętych wyborów. Twórcy obiecują, że ilość opcji oraz dodatkowych mechanik sprawi, że każdy będzie mógł dostosować Night City do swoich potrzeb. Poza umiejętnościami, które wpływają na styl naszego przechodzenia misji, dużą rolę odgrywają też takie czynniki, jak warstwa społeczna, z której pochodzimy czy atrybuty w postaci inteligencji. Każdy z tych czynników odblokowuje nam różne ścieżki dialogowe, ot kiedy nasz rodowód ma swoje początki w życiu ulicy, to będziemy bardziej sympatyzować z otaczającymi nas gangami, natomiast V mający za sobą karierę w korpo będzie bardziej stonowany. To wszystko już teraz wygląda bardzo dobrze, ale został jeszcze jeden bardzo ważny aspekt.
Mowa tu o rozgrywce, którą również możemy modelować wedle naszego uznania. I tak kiedy na materiale rozpoczęła się infiltracja bazy Animalsów, nasz męski V przekradał się po cichu, hakował maszyny treningowe, żeby to one wykonały brudną robotę za nas, a kiedy na ekranie pojawiało się więcej wrogów to nagle naszym najlepszym sprzymierzeńcem było stacjonarne działko, które po ówczesnym przejęciu chroniło nas przed nacierającymi przeciwnikami. Żeńska V natomiast nie bawiła się w półśrodki, ona wchodziła do pomieszczenia razem z drzwiami, a wspomniane wcześniej działko stacjonarne w ułamku sekundy zamieniło się w poręczną broń, a to wszystko za sprawą wszczepów gwarantujących większą siłę. Na zakończenie całej infiltracji czekała na nas walka z bossem i tutaj pojawiła się przysłowiowa łyżka dziegciu.
Chodzi o sam przebieg walki z głową Animalsów. Cały pojedynek przypominał coś na zasadzie zabawy w berka, w której musimy celować w jeden konkretny punkt na plecach naszego przeciwnika i ładować w niego tyle ołowiu, aż rzeczone miejsce przestanie istnieć i wzmacniać naszego adwersarza. To był jeden z niewielu momentów pokazu, gdzie nie mieliśmy możliwości zobaczyć innego rodzaju podejścia w wykonaniu postaci ukierunkowanej na mniej siłowe rozwiązania.
Drugą kwestią, która na ten moment nie powoduje aż takiego opadu szczęki jest jazda motocyklem. W pewnym momencie musimy użyć naszego jednośladu (swoją drogą wyglądającego bardzo znajomo do motorów znanych z Akiry). Klasycznie możemy przełączać się podczas jazdy miedzy trybami FPP a TPP, a w tle możemy bez problemu wybrać odpowiadającą nam stację radiową, ale moim zarzutem jest to jak wygląda sam proces jazdy. Całość wygląda trochę tak, jakby nasz motor był dosłownie przyspawany do podłoża i choćby drogą wyglądała jak jedno wielkie pobojowisko, to my i tak będziemy poruszać się jak po sznurku.
Nie umniejsza to faktu, że pomimo tych dwóch małych zgrzytów wyszedłem z pokazu bardzo zadowolony. Oczekiwałem czegoś co przebije ostatnie dokonania, które poczyniły nowe odsłony Deus Ex-a i otrzymałem to, a nawet z nawiązką. Możliwości, które już teraz oferował ten mały wycinek gry oraz ogólna prezencja dają duże nadzieje na to, że 16 kwietnia przyszłego roku otrzymamy produkcję bardzo dobrą. Jeszcze dodam, że twórcy już teraz mówią, że cały tytuł będzie można przejść bez jakiegokolwiek zabijania, co mnie, jako fana skradanek, cieszy podwójnie. Teraz już nie pozostaje mi nic innego jak uzbroić się we flamaster i odhaczać kolejne dni w kalendarzu do przyszłorocznej premiery.
Dodaj komentarz