Przez ostatni miesiąc zagrywałem się w najnowszy dodatek „Porzuceni” do Destiny 2. Bawiłem i nadal bawię się wyśmienicie, ale jak to u Bungie bywa jest tutaj bardzo dużo fantastycznej zawartości, ale taż znajdzie się trochę powodów do narzekania. Zapraszam do obszernej recenzji Destiny 2: Porzuceni.
Fabuła
Cayde-6 nie żyje. Ten sympatyczny strażnik i dowódca Łowców, który zawsze nagradzał nas potężnymi nagrodami za czyszczenie planet z kosmicznych maszkar został zabity przez głównego antagonistę Uldrena Sov. Uldren jest bratem królowej Pochwyconych – Mary Sov. Misja na którą zostaliśmy wysłani kończy się niepowodzeniem. Plan był prosty, dostać się do Więzienia Starszych, w którym wybuchł bunt i zapanować nad chaosem. Wszystko idzie zgodnie z planem do momentu w którym Cayde-6 nie traci swojego Ducha. Ten został zestrzelony przez jednego z Wzgardzonych Baronów – nowa rasa w grze, o której więcej napisze kilka akapitów dalej. Strażnik bez ducha narażony jest na wielkie niebezpieczeństwo i długo nie przeżyje.
Niestety bunt w więzieniu ma swojej drugie dno, całe zamieszanie było tylko zasłoną dymną, aby Uldren Sov wraz ze swoimi ośmioma baronami mógł uciec. W pogoń za Uldrenem rusza Cayde-6, mimo swojej wysokiej mobilność i mistrzowskiego posługiwania się rewolwerem nie jest w stanie pokonać ogromnej hordy przeciwników. Cayde-6 wpada w pułapkę i zostaje zabity przez Uldrena.
Wracamy na Wieżę, która nigdy nie będzie tym samy miejsce co kiedyś, mieszkańcy pogrążeni są w wielkim smutku, ale też pragną zemsty. Jednak nasi najwięksi Strażnicy są podzieleni. Zavala odpowiedzialny za Straż Przednią nie chce stracić kolejnego strażnika, natomiast Ikora jest zdania, że nie robienie niczego, to tchórzostwo i wysyła nas z tajną misją wytropienia i zabicia mordercy Cayde’a na Splatanym Brzegu.
Splątany Brzeg
Rafa na Splatanym Brzegu, to pierwszy nowy obszar z dodatku „Porzuceni”. Miejsce to najłatwiej określić mianem „kosmiczne slamsy”, bieda, bałagan i ubóstwo – wyobraźcie sobie świat Mad Maxa w kosmosie. To tutaj ukrył się Uldren Sov wraz ze swoimi Wzgardzonymi Baronami. Splątanym Brzegiem zarządza Pająk dla którego przybycie Wzgardzonych na jego planetę jest bardzo nie na rękę. Wzgardzeni wykradają Pająkowi zapasy oraz poukrywali się w utraconych sektorach. Pająk ma smykałkę do interesów, dysponuje bardzo cennymi informacjami o Uldrenie i chętnie się z nami nimi podzieli, gdy wykonamy dla niego kilka zleceń. Co ciekawe Pająk przewodzi Upadłymi i jest na tyle dobroduszny, że w kilku misjach użycza nam kilku swoich podwładnych, którzy będą wspierać nas w walce.
Pomijając już oczyszczanie utraconych sektorów, co jest oczywistą robotą od Pająka, to Bungie bardzo fajnie zorganizowało dla nas polowanie na baronów. Każde zlecenie zostało przygotowane w formie przygody. Do niektórych baronów mamy otwartą drogę i od razu znamy ich kryjówkę, a kilku musimy wyśledzić, dzięki czemu nie wkrada się monotonia w wykonywaniu tych misji. Każdy zabity następny baron przybliża nas coraz bardziej do starcia z Uldrenem. Bungie przyłożyło się do zaprojektowania baronów i grając samemu pokonanie każdego z nich jest naprawdę wymagające. Jednak muszę wam się przyznać, że jestem już powoli zmęczony walkami z bossami w Destiny 2, którzy albo rzucają na siebie niewrażliwość, robią się niewidzialni, albo po prostu teleportują się z miejsca na miejsce. Tego w Destiny 2 jest za dużo. Owszem jest to charakterystyczne dla starć w grach Bungie, ale może pora w końcu przygotować bossa na wzór z Dooma, czy Wolfesteina? Takiego wielkiego skurczybyka, który z kolejną seria obrażeń będzie się rozpadał, albo ewoluował w inną maszkarę.
Warto wspomnieć, że Pająk ma na Splatanym brzegu kantor, w którym za kosmicznie wysokie ceny (migot lub legendarne odłamki) można sobie kupić trochę surowców z różnych planet, legendarnych odłamków oraz mistrzowskie rdzenie, które są teraz wymagana do nasycania przedmiotów.
Nowa rasa
Wzgardzeni, to nowa rasa, która została dodana do gry wraz z trzecim dodatkiem. Przewodzi im Uldren Sov, tuż pod nim jest Fanatyk, najpotężniejszy ze wszystkich baronów władający i ciskający w nas elektrycznymi piorunami. Elektryczność i ogień, to podstawowe ataki Wzgardzonych. Mamy tutaj kilku mobów, którzy biegną na nas z pochodniami, snajperów z kuszami, którzy wystrzeliwują trzy pociski na raz, sympatycznego niebieskiego misia, który z rąk ciska w nas piorunami niczym Imperator w Gwiezdnych Wojnach. Wódź Wzgardzonych jest za to strasznie irytującą postacią. Może pojawić się w każdej formie: elektrycznej, ogniowej i próżniowej. Zawsze ma na sobie osłonę, która symbolizuje jaki za chwile rzuci przed siebie totem. Totem elektryczny zadaje nam mało obrażeń, ale za to przyciąga nas do niego i nie możemy się poruszać dopóki go nie zniszczymy. Ogniowy, wiadomo zadaje duże obrażenia od płomieni. Natomiast najgorszy jest ten próżniowy, rzuca on niewrażliwość na wszystkich przeciwników w jego obrębie, nie możemy im zadawać obrażeń, dopóki totem nie zostanie zniszczony.
Śniące Miasto
Po uporaniu się z potężnymi baronami na Splatanym brzegu oraz spojrzeniu w oczy Uldrena trafiamy do Śniącego Miasta – stolicy rasy Awoken, samego serca Rafy. Specjalnie pomijam cały wątek z Uldrenem oraz podróży do tego miejsca, abyście sami mogli odkryć tę naprawdę bardzo dobrze przygotowaną przez Bungie część fabularną. Cały tło fabularne jest naprawdę kapitalne! Bungie w fantastyczny sposób zaprezentowało nam starcie ciemności ze światłem. Tutaj tak naprawdę nie ma dobrych i złych, każdy walczy w swojej słusznej sprawie. Szala zwycięstwa przechyla się raz na jedną, raz na drugą stronę i tak naprawdę Bungie w końcu uświadamia nam, że za pociągnięciem za spust stoi wielka odpowiedzialność.
Za sam projekt Śniącego Miasta graficy z Bungie powinni otrzymać growego Oscara! To na pewno jedna z najpiękniejszych lokacji w strzelankach pierwszoosobowych, która śmiało może rywalizować z pięknymi krainami w Uncharted 4 lub God of War. Opiekunką Śniącego Miasta jest Petra Wenj, jest to także wielka oddana łowczyni swojej królowej Marry Sov. Od Petry będziemy otrzymywać wiele ciekawych zleceń i już teraz mogę wam ogłosić, że Śniące Miasto jest największą i najlepszą strefą „endgameową” w historii serii Destiny. Przez cztery tygodnie od premiery trzeciego dodatku gracze cały czas w tej lokacji otrzymywali nowe aktywności do wykonania.
Śniące Miasto na samym początku będzie trudnym wyzwaniem dla każdego Strażnika, który zdecyduje się je odwiedzić. Tuż po ukończeniu fabuły powinniście mieć 500 światła z groszami, natomiast aktywności w tej lokacji zaczynają się od 540 światła, Utracone sektory i wydarzenia publiczne są nawet na 560 światła. Śniące Miasto ma dwa wymiary: główna piękna lokacja, która jest pokryta zielonymi wzgórzami wraz z fantastycznie wymodelowanymi budynkami oraz jego mroczna wersja, którą wypełnia ciemność, a wśród niej kryją się chmary Pochwyconych. Aby się dostać do sekretnych zakamarków Śniącego Miasta trzeba kupić u Petry specjalne zlecenie „Wstąpienia”, następnie należny wypić konkretny napój, który ujawni nam mroczne oblicze tej lokacji oraz odblokuje teleport, który pozwali nam wejść w mrok. Ukończenie Wstąpienia nagrodzi gracza potężnym engramem, z którego otrzymamy przedmiot o kilka punktów lepszy od naszego najmocniejszego setu.
Innym bardzo dobrym sposobem na otrzymanie potężnej cotygodniowej nagrody jest ukończenie misji fabularnej w Śniący Mieście, jest ich cztery, co tydzien otrzymujemy nową, a w trakcie tego cyklu nasza nowa lokacja jest co raz bardziej skażona przez Pochwyconych. W trzecim tygodniu dostajemy aż dwie misje jedną jako normalne zlecenie u Petry, a drugą ukrytą w podziemiach Śniącego Miasta, która jest aż na 590 światła! Misja fabularna „Strzaskany tron”, aby wam za dużo o niej nie opowiadać, napisze tylko, że jest to nic innego, jak mały raid dla trzech graczy, kapitalnie przygotowana mroczna wersja Śniącego Miasta z kilkoma zagadkami oraz naprawdę trudnymi do pokonania przeciwnikami. Tylko w trakcie przechodzenia tej misji gracze mają szansę zdobycia egzotycznego łuku „Koniec życzeń”, który był mocno reklamowany na zwiastunach. To naprawdę potężny sprzęt, który pozwala widzieć przecinków przez ściany nie tylko NPCów, ale także innych graczy w Tyglu.
Dostęp do pierwszej misji fabularnej otrzymaliśmy dopiero, gdy pierwsza drużyna na świecie ukończyła najazd „Ostatnie życzenie”. Najazd udostępniono 14 września, ukończenie go zajęło najlepszej drużynie aż 19 godzin. Dzięki ich wysiłkowi pojawiła się pierwsza misja fabularna oraz pierwszy szturm w tej lokacji. Szturm jest naprawdę fantastyczny, prezentuje wszystko to, co Śniące Miasto ma najlepszego do zaoferowania. Piękno słonecznego dnia łączą się tutaj z mrokiem oraz podróżą w przestrzeń kosmiczną, gdzie skaczemy po lewitujących kamieniach. Ostatnią ciekawą aktywnością w Śniący Mieście jest:
Ślepa Studnia
To tutaj spotykają się gracze, aby zagrać w ciekawą odmianę hordy, która przypomina Protokół Eskalacji z Marsa. Jednak boss nie pojawia się po każdej ukończonej fali, a dopiero w ostatniej – piątej. Przez cztery pierwsze fale gracze po prostu odpierają ataki mobów przebywając pod specjalną kopułą. Gdy czwarta osłona padnie, to na arenę wkracza jeden lub trzech wielkich bossów – zależne jest to od tego, który poziom sobie wybraliśmy. Niestety nie możemy od razu bić bossa, gdyż ma on osłonę odporną na nasze ataki. Najpierw trzeba zlokalizować specjalnego przeciwnika, który się po prostu świeci, zabijamy go, wylatuje z niego kula, która nasyca nas energią harmonii, dopiero mając ten perk, możemy niszczyć bossowi tarczę. W Ślepej Studnio możemy także uruchomić bardzo trudne wydarzenie heroiczne na 580 światła, jednak najpierw musimy ukończyć Studnie na trzecim – najwyższym poziomie trudności. Pojawia się dodatkowy boss potężny boss, gdy go zabijemy, to ze skrzynki otrzymamy wartościową nagrodę.
Nowe podklasy
Ślepa Studnia jest także miejscem do którego gracze przychodzą po Ziarno Światła na odblokowanie nowej drugiej subklasy – pierwsze nowe drzewko odblokowujemy wraz z postępami fabularnymi. Trzecia subklasa zostanie odblokowana w nagrodę po ukończeniu pierwszego etapu raidu „Ostatnie życzenie”. Każdy ze strażników w Destiny 2: Porzuceni otrzymał po trzy podklasy, po jednej na każdy żywioł. Czarownik otrzymał kapitalną studnie solarną, to wielki rift, który wzmacnia nasze ataki oraz niweluje znacznie obrażenia od przeciwników. Łowca na nowej podklasie ogniowej ma bardzo widowiskowy atak kilkoma płonącymi nożami z powietrza, a w podklasie próżniowej jest niczym ninja, znika i atakuje serią bardzo szybkich cieć. Tytan w próżni za to otrzymał tarczę podobną do tej, która używa Reinhardt w Overwach – także może się z nią poruszać i w ten sposób osłaniać swoją drużynę.
Najazd „Ostatnie życzenie”
Bardzo lubiłem pierwszy raid w Destiny i nie raz nie dwa wybierałem się z klanem pokonać Calusa, była to fajna przygoda, która nie wymagała wysokich umiejętności. Mechanika nie była trudna, ani przeciwnicy, tym bardziej, że walczyliśmy z Kabalami. W „Ostatnim życzeniu” Bungie pojechało po bandzie, raid jest ogromny, piekielnie trudny oraz wymaga już od graczy sporego doświadczenia z wcześniejszych najazdów. A już szczególnie wymaga dopakowanej postaci, ponieważ pierwszy boss jest na 560, a finałowy aż na 590 światła. Patrząc na to, że w „porzuconych” można zdobyć maksymalnie 600 światła, to trzeba się do tego wydarzenia solidnie przygotować. Szczególnie warto wyposażyć elementy swojego pancerza w modyfikacje, które pozwalają zadawać więcej obrażeń w Śniącym Mieście.
Ruszamy do samego serca Śniącego Miasta, ukrytego sanktuarium, aby zabić Riven, ostatnią znaną ahamkarę. Pierwsze dwa etapy wymagają uratowania dwóch pochwyconych kustoszek. Od samego początku gracze muszą się precyzyjnie komunikować, aby w 100% wykonać swoje zadania. Na pierwszy etapie rozdzielamy się i każdy z graczy broni swojej platformy, po jej oczyszczeniu spotykamy się na środku lokacji i walczymy z Kali, pierwszą pochwyconą kustoszką. W pewnym momencie Kali wybucha, otwierają losowe pokoje w których gracze muszą się schować. Możecie sobie tylko wyobrazić, jak duże zamieszanie wkrada się, gdy trzeba w kilka sekund wybrać miejsce, w którym trzeba się ukryć. Drugi etap, to kapitalna walka z całymi hordami Pochwyconych oraz drugą skażoną kustoszką Schuro Chi. Niestety jest to etap na czas, więc na ma tu miejsca na błędy. Trzech graczy jest odpowiedzialnych za zdjęcie tarczy bossowi, a w następnej lokacji czterech graczy musi odblokować platformy, które pozwolą dostać się na na wyższe etapy raidu. Wyobraźcie sobie klawiaturę od telefonu oraz obrazek który jest podzielony na dziewięć elementów. Brakuje w nim czterech puzzli, to właśnie są miejsca na tej klawiaturze, na które gracze muszą razem skoczyć i powtórzyć to szybko trzy razy. Koszmar… Ten raid naprawdę jest wstanie zmęczyć gracza nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Moja przygoda z raidem „Ostatnie życzenie” na tę chwile zakończyła się po trzecim etapie, który jest tak naprawdę najmniej wymagający. Musimy po prostu po zabraniu odpowiedniego wzmocnienia zabić wielkiego ogra. Czwarty etap będzie straszny, nie walczymy tam z bossem, tylko po prostu musimy rozwiązać bardzo trudną łamigłówkę, jej rozwiązanie otworzy nam drzwi do finałowego bossa, którym jest już wspomniana wcześniej ogromna ahamkara Riven.
W momencie, gdy pierwszy klan na świecie pokonał Riven, to na Śniące Miasto została rzucona klątwa. Zabawne, że tego właśnie chciała ostatnia ahamkara. Klątwa trwa trzy tygodnie, gdzie w ostatnim miasto jest najbardziej skażone i pojawiają się w nim najbardziej wymagające aktywności.
Gambit
Na pierwszy rzut oka Gambit wydawał się bardzo fajnym pomysłem na coś nowego w sieciowych strzelankach. Bungie zapożyczyło część mechaniki z MOBA i zaserwowało graczom pierwszoosobowej strzelanki tryb PvEvP. Czyli połączenie rozgrywki PvE (np. szturmów) z typowym multiplayerem PvP. Naprzeciwko siebie staja dwie drużyny po czterech graczy, po kilku sekundach ruszają do walki z przeciwnikami, gra sama losowo wybiera rasę z którą będziemy walczyć. Każdy zabity NPC upuszcza okruchy, które musimy dostarczyć do banku. Oddanie 5, 10 lub 15 okruchów wysyła na drugą stronę blokera, czyli przeciwnika (z rasy Pochwyconych) sterowanego przez AI, który blokuje bank drużynie przeciwnej. Dopóki przeciwnicy nie zabiją tego blokera, to nie będą mogli odkładać okruchów do banku. Celem każdej drużyny jest odłożenie do banku 75 okruchów, gdy to zrobimy, to na arenie pojawia się wielki Boss z rasy Pochwyconych. Oczywiście wygrywa drużyna, która pierwsza zabije swojego bosa. W Gambicie gra się do dwóch wygranych rund, system BO3.
Odłożenie wspólnie 25, 50 i 75 okruchów otwiera teleport na drugą stronę, jeden gracz z mojej drużyny ma możliwość zaatakowania świata przeciwników, jednak może tam być tylko 30 sekund. Będąc po drugiej stronie stajesz się „najeżdżą”, widzisz zaznaczone na czerwono wszystkie sylwetki przeciwników, twoim celem są gracze, którzy mają przy sobie jak najwięcej okruchów. Zabity gracz traci wszystkie okruchy i musi je zbierać od nowa. Uwierzcie mi, naprawdę nie ma nic gorszego, niż śmierć, gdy ma się 15 okruchów przy sobie (maksymalna liczba), ale też można poczuć się fantastycznie, gdy to nam się uda powalić gracza z tak dużą liczbą okruchów.
Wspaniałym uczuciem jest też zabicie całej drużyny, a w 30 sekund jest to bardzo możliwe, ponieważ Gambit szybko stał się trybem jednej broni, mowa tutaj o „Symulatorze Snu”. Jest to karabin liniowy fuzyjny, którym jesteście wstanie zabić przeciwnika na drugim końcu mapy, nawet nie musicie dobrze celować, aby trafić. Pociski liniowe, które wylatują aż cztery, często trafiają w cel i z miejsca zabijają gracza. Po miesiącu od premiery dodatku naprawdę ciężko jest spotkać gracza, który nie będzie używał tej broni w Gambicie. To jest bardzo słabe, ponieważ w świetnie na pozór przygotowanym trybie dominuje jedna taktyka z cały czas tą samą giwerą.
Punkt zwrotny – nowy tryb w Tyglu dla czterech graczy
Na początku każdej rundy gracze będą walczyć o centralną strefę. Po jej przejęciu jedna z drużyn wypuści Dekoder. Gdy gracze próbują wypuścić Dekoder, o strefę można ciągle walczyć, co owocuje spektakularną walką o teren między dwiema stronami. Gdy Dekoder zostanie przejęty, może zostać wykorzystany do zaatakowania i zhakowania skarbca przeciwników. Punkt zwrotny jest dostępny dla wszystkich graczy Destiny 2.
Nowe kamienie milowe
Śmierć Cayde-6 miała znaczny wpływ na kamień milowy za ukończeniu punktów zapalnych. Wcześniej w każdy wtorek otrzymywaliśmy informacje na której planecie mamy wykonywać wydarzenia publiczne, a po ich ukończeniu otrzymywaliśmy nagrodę od Cayde’a na Wieży. Czwartego września zniknęły kamienie milowe, a wykonywania zleceń na planetach otrzymujemy teraz od ich opiekunów – u nich odbieramy tez narody za wykonaną pracę.
Znacznie zmodyfikowano przyznawanie klanowych punktów doświadczenia u Hawthorne. Teraz, aby zdobyć wymagane 5000 PD w tygodniu i otrzymać w nagrodę potężny engram musimy brać od niej zadania i dopiero po ich wypełnieniu będziemy otrzymywać punkty PD.
Zmieniono także rolę Ikory Rey, już nie zleca nam ona heroicznych przygód, teraz wymaga od nas po prostu ukończenia 20 zleceń w tygodniu. Nie ważne od kogo to będą zlecania Shaxxa, Zavali, czy Hawthorne, ukończysz 20, dostaniesz potężny engram.
Nocny szturm i ten bonusowy na punkty pozostał bez zmian, szturmy musimy ukończyć po prostu trzy oraz doszedł nowy kamień milowy za ukończenie trzech fabularnych misji heroicznych – wybieramy sobie z pięciu dostępnych.
Nowa sloty broni i drogie nasycanie przedmiotów
Wraz z premierą „Porzuconych” deweloper przemodelował całą mechanikę nasycania broni oraz dużym zmianom uległy sloty na broń. System został tak zmieniony, że gracze mogą biegać nawet z trzema strzelbami. Pierwsze dwa sloty są zarezerwowane dla białej i zielonej amunicji, w trzecim będzie tylko ciężka. W pierwszych dwóch slotach możecie nosić rewolwery, karabiny zwiadowce i automatyczne, snajperki, strzelby oraz łuki. W trzecim slocie na ciężką amunicje zostały tylko granatniki, wyrzutnie rakiet oraz wybrane bronie egzotyczne, jak Szepty czerwia (Whisper), Symulant snu (Sleeper), czy snajperka ADRIAN (DARCI).
Straszne zmiany zostały wprowadzone w masterworkach (mistrzowskich ulepszeniach) teraz, aby go odblokować nasza bron musi osiągnąć 10 poziom ulepszenia (pancerze mają pięć poziomów). Za każdy kolejny poziom płacimy migotem, legendarnymi oraz mistrzowskimi odłamkami. 10 poziom broni będzie kosztować graczy naprawdę sporo: 10,000 migotu, 27 legendarnych odłamków oraz 17 mistrzowskich rdzeni. Będziemy mogli wtedy także wybrać, czy masterwork ma działać w Tyglu, czy w Straży Przedniej. Oczywiście każdy poziom nieznacznie będzie poprawić statystyki naszej broni.
Koszmarne zmiany zaszły w nasycaniu broni i pancerzy. Możecie już zapomnieć o szybkim mieleniu przedmiotów, aby podnieść moc swojego ulubionego ekwipunku. Przez całą kampanie „Porzuconych” będziecie biegać po prostu z tym, co znajdziecie. A jak już najdzie was ochotę na ulepszenie jakiegoś przedmiotu, to przemyślicie tę inwestycje trzy razy i będzie to naprawdę wasz ulubiony przedmiot. Aby coś ulepszyć będziecie potrzebować 8000 migotu, 10 legendarnych odłamków, 25 sztuk konkretnego surowca z planet (np. serafitu z Marsa, fazoszkła z IO, etc) oraz… o zgrozo jednego do czterech mistrzowskich rdzeni. Ten ostatni surowiec nie jest do zdobycia w grze z żadnych aktywności. Możecie go co prawda kupić u Pająka, ale jest on strasznie drogi, a każdy kolejny zakup podnosi cenę o 100%.
Warto jeszcze was poinformować, że już nie musicie trzymać w trzymać tony przedmiotów w schowku na Wieży, Bungie dodało w menu postaci nowa kategorię „kolekcje” możecie tam nie tylko przeglądać zdobyte przedmioty, ale także stworzyć większość z nich, jak bronie, pancerze, statki a nawet obudowy Ducha.
Na koniec chciałem jeszcze pochwalić Bungie za dodanie „wiedzy” do gry, tzw. „lore” w nowym menu z triumfami. W końcu! Chciałby się krzyknąć. Wraz z postępami fabularnymi, zbieraniem „znajdek” oraz wykonywaniem rożnych aktywności w całym świecie Destiny 2 będą się odblokowywać nowe teksty z bardzo ciekawymi i obszernie napisanymi historiami.
Kończąc już tę i tak przydługawą recenzję, napisze tylko, że Destiny 2: Porzuceni, to kapitalny dodatek, który na pewno jest wart swojej ceny. Można Bungie zarzucić wiele i śmiać się z ich błędów, ale nie można im odmówić jednego, sposobu w jakich potrafią przywiązać gracza do swojej gry. Jestem cały czas oczarowany Śniącym Miastem, tym jak ta lokacja została zaprojektowana, jak ewoluuje z tygodnia na tydzien oraz jak dużo różnych aktywności można tam wykonać. GG Bungie.
Grę do recenzji dostarczyło wydawnictwo Activision
Dodaj komentarz