Po dwóch latach od premiery Street Fighter V na PC i PlayStation 4 przyszedł czas na wydanie Arcade Edition. Czy warto było czekać? Zdecydowanie tak!
Street Fighter V: Arcade Edition niesie za sobą sporo zmian względem wersji, która dwa lata temu ukazała się na rynku. Z tego względu z przyjemnością zasiadłam do tego tytułu. I już teraz mogę wam zdradzić, że Street Fighter V: Arcade Edition to gra, której oczekiwaliśmy w 2016 roku. Zapraszam do recenzji!
Nowy interfejs
Jeśli mieliście do czynienia z Street Fighterem w 2016 roku to na pewno zaskoczyłby was obecny interfejs. Twórcy zrezygnowali z niebieskiej barwy na rzecz jasnych, piaskowych odcieni. Dzięki temu otrzymaliśmy ładny i schludny interfejs, który moim zdaniem lepiej pasuje do klimatu gry.
Dłuższa lista wojowników
Dwa lata temu twórcy gry oddali do naszej dyspozycji raptem 16 wojowników. Dwunastu z nich kojarzycie na pewno, są to: Ryu, Chun-Li, Nashi, M. Bison, Cammy, Birdie, Ken, Vega, R. Mika, Karin, Zangief, Dhalsim, Alex, Guile, Balrog, Ibuki, Juri i Urien. Dodano również czterech „świeżaków”: Necalli, Rashid, Laura i F.A.N.G. Jednak nadal było tych postaci trochę za mało i gracze nie byli zadowoleni. Osobiście wcale się im nie dziwię. Na szczęście w Arcade Edition do walki dołączyło 12 postaci, między innymi Akuma, Ed, Kolin, Abigail, Menat i Zeku. Co oznacza, że teraz jest tych wojowników prawie dwa razy więcej względem wersji z 2016 roku. Czy to dużo zmienia? Zdecydowanie, ponieważ poznawanie kolejnych postaci niesie za sobą nowe style walki. Dzięki czemu można znaleźć perełkę, która będzie odpowiadała nam w 100 procentach. Poza tym 28 wojowników sprawdza się świetnie, kiedy gramy ze znajomymi.
Gra w pojedynkę
Interesującym elementem w Street Fighter V: Arcade Edition jest tryb Arcade. Znajdziemy w nim 6 ścieżek, które odpowiadają konkretnym częściom serii gier od Capcom. Możemy na przykład stoczyć kilka walk pod szyldem Street Figtera IV, a także Street Fightera Alpha. Pozwala nam to spróbować sił w roli różnych dostępnych postaci. I wyszło to całkiem nieźle. Po wygranych seriach otrzymujemy przeróżne arty prezentujące losy danej postaci, a do tego powiększa się nasz budżet. Nowość na plus.
Samotni gracze mogą również nauczyć się czegoś nowego w trybie treningu czy ukończyć pojawiające się wyzwania. Tego typu elementy sprawiają, że przy Street Fighter V: Arcade Edition można spędzić naprawdę długi czas i nie odczuwać nudy. Poza tym, dochodzą jeszcze rozgrywki sieciowe. Możemy po prostu spuścić komuś łomot, ale też rozegrać poważny pojedynek rankingowy. I to drugie nie jest takie proste. Oczywiście, na początku możemy mieć wrażenie, że jesteśmy nie do pokonania, ale im wyżej w rankingu, tym trudniej. Jest sporo dobrych graczy, którzy rozwalą nas na łopatki. I to z kolei motywuje do nauki nowych ciosów, poznania innych postaci i dalszej gry.
Koniec przyjaźni…
Wydaje mi się, że spora grupa fanów Street Fightera lubi tę grę za to, że można zmierzyć się ze znajomymi. W moim przypadku nie jest inaczej. Spędziłam przy tym tytule sporo godzin wraz z dwójką kompanów. I wspólnie zauważyliśmy, że przede wszystkim krótszy jest czas ładowania między kolejnymi pojedynkami. I taka zmiana zasługuje na dużego plusa. Trochę gorzej jest od strony wizualnej. Czasami bywają problemy z cieniami, drobne przycięcia, ale tragedii nie ma. Da się cieszyć wspólną rozgrywką i spuszczać łomot znajomym, a to przy tej grze ma dla mnie ogromne znaczenie.
Podsumowanie
Street Fighter V: Arcade Edition to bardzo dobra gra, która wciągnęła mnie na długie godziny. Zmiany względem produktu z 2016 roku są naprawdę pozytywne i uważam, że wreszcie otrzymaliśmy pełnowartościową bijatykę. Walką cieszyć się mogą nie tylko profesjonaliści, ale także amatorzy. Zwłaszcza podczas starć na kanapie. Poza tym, warto zaznaczyć, że posiadacze wersji gry z 2016 roku otrzymają większość zmian za darmo (oprócz postaci, które można kupić za wirtualną walutę). Polecam!
Grę do recenzji dostarczyło wydawnictwo Cenega
Dodaj komentarz