Nigdy nie byłem specjalnym fanem świata Tolkiena. Owszem przeczytałem Hobbita i obejrzałem trzy części Władcy Pierścieni ale ten świat fantasy jakoś do mnie specjalnie nie trafił. Więc, czy Cień Wojny jest grą, która zaciekawi każdego gracza, czy tylko fanów uniwersum?
Śródziemie: Cień Wojny jest bezpośrednią kontynuacją swojego poprzednika – Cień Mordoru. W tej części, ponownie wcielamy się w Taliona, któremu towarzyszy duch elfa Celebrimbora. Wspólnie wykuwają Pierścień Władzy. Niestety chwilę potem Sheloba (pająk, który przyjął postać kobiety) pojmuje Celebrimbora. W zamian za pierścień oddaje elfa Talionowi. Sheloba przekonuje głównego bohatera do wspólnej walki z Sauronem, a wykorzystując moc pierścienia pokazuje wizję, kierującą Rangera do oblęganego przez wojska Mordoru Minas Ithil.
Rozgrywka
Skoro już wiemy, co i jak, pora przejść do drugiego ważnego elementu każdej gry RPG – samej rozgrywki. Pierwszym, co rzuca się w oczy, to czerpanie garściami z Assasin’s Creed. Tak samo jak w serii o assasynie, mamy parkur z chowaniem się po krzakach i bieganiem po dachach. Różnica jest taka, że jest to częściowo opcjonalne. Owszem, możemy iść po cichu, eliminując pojedyńczych przeciwników i omijając większe grupy. Możemy też po prostu pobawić się w Rambo i wbijać w sam środek akcji. W dalszej części gry pomagać nam w tym będą ludzie z Minas Ithil i stwory, którymi zawładniemi dzięki mocom Celebrimbora.
Kolejny element rozgrywki zaczerpnięty od „konkurencji” to wieże i odkrywanie mapy. Aby odkryć zadania ukryte na mapie należy wspiąć się na specjalne (oznaczone okiem Saurona) wieże i używając mocy przejąć nad nimi kontrolę. W tym miejscu podobieństwa się kończą. Zaraz po tym jak przejmiemy kontrolę, pojawia się mini-gierka, w stylu „ciepło-zimo”. Całość zabawy wygląda następująco – patrząc przez oko jak przez lornetkę przeczesujemy okolicę, gdy jesteśmy blisko miejsca gdzie ukryta jest misja pojawia się okrąg, który w miarę zbliżania się zmniejsza i odwrotnie gdy się oddalamy. Przyznam szczerze, że ten mały przerywnik jest bardzo przyjemny i, przynajmniej mnie, się nie nudzi.
Ciekawostką w tej serii jest system Nemezis. Otóż, jako gracz mamy realny wpływ na to, jak wyglądają szeregi przeciwnika. Po pierwsze, możemy elimnować konkretnych dowódców. Każdy z nich ma swoje imię oraz słabe i mocne strony. Jako gracz początkowo znamy tylko ich atuty, a pięty achillesowe odkrywamy zdobywając wywiad. Na mapie znajdują się też przeciwnicy oznaczeni zielonymi kropkami. Infiltrując ich umysł możemy dowiedzieć się więcej o pojedynczych przeciwnikach. Drugą opcja jaką mamy to wysłanie wiadomości do dowódcy, że od teraz to on jest naszym celem, tym samym rozpoczynając misję poboczną.
Niestety, tu pojawia się słaba strona gry. Same walki z bossami szybko stają się powtarzalne. Nie wiem, ile razy trafiło mi się na liście słabych stron atak z ukrycia i atak z odległości. Co więcej, najczęściej są oni otoczeni około 10 sojusznikami i sama walka nie różni się niczym od normalnych potyczek. Słabe punkty sprawiają, że dane ataki zadają więcej obrażeń bossowi lub, w przypadku kilku specyficznych cech, możemy jednym ciosem zabić przeciwnika.
Z bardzo ciekawych i przyjemnych elementów tego systemu, jest promocja zwykłych przeciwników na pozycję dowódcy. Poznajemy wtedy jego imię i nadany jest mu przydomek. Po każdej potyczce, którą dowódca przeżyje ten przydomek się zmienia.
Grafika
Świat gry jest bardzo bogaty. Mamy zmienną pogodę oraz tryb dnia i nocy. Budynki są bogate w detale, a przestrzenie pomiędzy nimi wypełnione są różnymi elementami otoczenia. Lokacje szybko się nie nudzą.
Jeżeli chodzi o glitche czy bugi, to zdarzyło mi się dwa razy w trakcie walki utknąć gdzieś między ścianą a kamieniami. Na szczęścię kilka ciosów zadanych przez przeciwnika uwalniało mnie z tej pułapki. Nie zauważyłem żadnych błędów wizualnych czy spadku fps-ów.
Interfejs
Sam interfejs gry jest logiczny. W większości przypadków postać wykonuje to, o co się ją prosi. Choć czasami w trakcie biegania po dachach zdarza się, że bohater się gdzieś zamiesza.
Walki są bardzo dynamiczne, a system wskazówek pomaga w ogarnięciu choasu. Dobór klawiszy jest dobrze przemyślany i nie powoduje niechcianych ruchów.
Bardzo podobają mi się dwa elementy walki. Zwalnianie czasu przy wykonywaniu na przykład egzekucji i, nazwijmy to, „walka o życia”. O co chodzi? Otóż, gdy już mamy umrzeć, często dostajemy możliwość wybornienia się, czas zwalnia a kliknięcie odpowiedniego klawisza w odpowiednim czasie powoduje wykonanie uniku bądź zablokowanie ostatecznego ciosu.
Podsumowując, gra mnie zaskoczyła bardzo pozytywnie, choć sama historia nie bardzo mnie wciągnęła – jak zwykle walczymy o władzę nad pierścieniem. Samo bieganie i wybijanie przeciwników jest tak przyjemne, że częściej wykonuję misje poboczne, niż główne. Jako bonus można dodać, że poziom mojej postaci i przeciwnika jeszcze o niczym nie znaczą. Przy odpowiednim wywiadzie i zwracaniu uwagi na to, co się dzieje wokół, wygrana z dowódcą kilka poziomów wyższym od nas jest jak najbardziej możliwa i niespecjalnie trudna – co najwyżej czasochłonna.
Minusem jest coś o czym jeszcze nie wspominałem – bronie i zbroja. Niestety tutaj twórcy dali ciała po całości. Każdy z elementów ma jeden główny współczynnik i w przypadku broni legendarnych, rzadkich i elitarnych dochodzi jeszcze unikatowa zdolność, którą możemy odblokować wykonując specyficzne zadania (na przykład zabijając trzech przeciwników ogniem). Cały problem w tym, że nie ma znaczenia, co mam na sobie, ważne, że cyferka jest najwyższa.
Drugi poważny minus to wspomniana powtarzalność walk z dowódzami. Po dziesięciu takich potyczka wszystkie zaczynają wyglądać tak samo.
Odpowiadając na pytanie, które sam sobie zadałem na wstępie tej recenzji – grę jak najbardziej polecam, nawet ludziom, którym obcy jest świat Tolkiena, czy tym, którzy nie przeszli poprzedniej części. Bardzo wciągające jest wycinanie w pień orków. Jako slasher ta gra jest dobra, jako RPG niestety już niezbyt.
Ocena portalu: 8.5
Za grę dziękujemy wydawcy firmie CENEGA
Dodaj komentarz