Za nami premiera długo wyczekiwanej, kolejnej odsłony z serii FlatOut.
FlatOut 4: Total Insanity to produkcja stworzona przez francuskie studio Kylotonn Entertainment. Wydawcą gry został Bigben Interactive (PL-Techland Wydawnictwo). Jak zatem wygląda powrót po kilku latach chyba już kultowej serii FlatOut? Po fatalnej trójce twórcy nie mieli zbyt wysoko postawionej poprzeczki i nie musieli się nie wiadomo jak mocno wysilić, aby zrobić coś lepszego.
Jednak od początku. W grze wcielamy się w rolę kierowcy wyścigowego i zmagamy się z przeciwnikami w zawodach pojazdów derby. Aby jednak wygrać wyścig trzeba w odpowiedni i przemyślany sposób spychać z drogi, potrącać i demolować swoich rywali. Tylko dzięki temu jesteśmy w stanie pozbyć się ich choć na kilka sekund i zyskać przewagę czasową. Dodatkowo dzięki praktykowaniu szeroko pojętego rozpychania się na drogach otrzymujemy bonus w postaci nitro. To z kolei po raz kolejny pomaga nam w zyskaniu kontroli w prowadzonym starciu.
FlatOut 4: Total Insanity oferuje nam tryb kariery, tryb flatout, pojedyncze wyścigi i tryb wieloosobowy. Standardowo w trybie kariery zaczynamy swoją ścieżkę od kupna pierwszego pojazdu i możemy od razu przejść do wyścigów, które zostały podzielone na 3 części: Derby, Classic i Allstar. Oczywiście, aby nie było zbyt prosto, do każdej ze wspomnianych części potrzebujemy odpowiednią brykę. Twórcy przygotowali dla nas łącznie 27 pojazdów. W „salonie” znajdziemy auta wyścigowe, buggy, a nawet monster trucki. Szkoda natomiast, że gra nie została wyposażona w równie sporą ilość tras. Pokonane drogi szybko zapadają w pamięć przez co brakuje zróżnicowania. W celu odblokowania kolejnych części kariery konieczne jest zajęcie minimum 3 miejsca w zawodach, aby rozpocząć nowy turniej. Trzeba przyznać, że nie jest to najłatwiejsze zadanie. Warto zwrócić uwagę, że kariera to nie tylko proste zawody na trasach. Znalazło się tu także miejsce na potyczki z udziałem broni, co dodatkowo uwypukla destrukcyjny charakter rozgrywki i dodatkowo podnosi poziom trudności.
Wrócę jednak jeszcze do kwestii aut. Odblokowanie kolejnych bryk możliwe jest także dzięki zabawie poza trybem kariery. Mowa tutaj o trybie flatout. Mnie osobiście zaciekawił on najbardziej i chyba też jest najbardziej rozbudowany. Do dyspozycji mamy łącznie ponad 40 wyzwań. Są to między innymi potyczki na arenie (deatchmatch), gdzie naszym zadaniem jest dokonanie jak największych szkód na przeciwnikach, zdobycie określonej ilości punktów, co wiąże się z kolei ze zdobyciem medalu. Oprócz tego możemy katapultować naszego kierowcę do kubków rozstawionych za rozbiegową rampą w celu zyskania niezbędnych punktów specjalnych, jak również wyrzucić go w powietrze, aby poleciał jak najwyżej tylko się da i osiadł na rozwieszonej siatce. Możemy też wypchnąć go z auta, aby uderzył w zamek z klocków i dokonał tam jak największych zniszczeń odbijając się od kolejnych fragmentów konstrukcji. Możliwości mamy naprawdę sporo, a to tylko kilka z nich. Poza wspomnianymi trybami, nie zabrakło też multiplayera, czyli robić możemy wszystko co zostało już wyżej opisane, ale z prawdziwymi graczami siedzącymi po drugiej stronie.
Przejdźmy teraz do bardziej ogólnych spraw. Rozgrywka jest naprawdę ciekawa, ale model zniszczeń, czyli to co tutaj najważniejsze pozostawia wiele do życzenia. Brakuje spektakularnych destrukcji, rozpryskujących się na wszystkie strony części pojazdów, wybuchów, iskier. To, co wyróżniało poprzednie części serii, to właśnie wysoki wskaźnik destrukcji, którego tutaj niestety zabrakło. Co z tego, że nasz zawodnik może wylecieć przez przednią szybę niczym z procy, jak jego auto pozostaje w niemal nienaruszonym stanie. Grafika zdecydowanie nie jest najlepsza. Mamy w końcu 2017 rok, a od ostatniej części sporo się zmieniło. Możliwości sprzętów nowej generacji są zdecydowanie dużo większe i można z nich wycisnąć dużo, dużo więcej, o czym nie raz już się przekonaliśmy.
Zatem czy warto? Warto na pewno dobrze się zastanowić i przeprowadzić dobrą kalkulację.
Ocena Portalu: 7
Grę do recenzji dostarczył wydawca: Techland.
Liczyłem, że będzie trochę lepiej. Flatout 2 to było szaleństwo, już nie mówiąc o FlatOut Ultimate Carnage. Jak teraz zobaczyłem rozgrywkę z starych części i porównałem ją z Flatout 4, to wolałbym, żeby zrobili je w HD, zamiast czwórki. Co nie zmienia faktu, że w nową część też ogram z chęcią.
Czyli wyszło dokładnie tak, jak się spodziewałem – wysoko ponad poziom Team 6 (nie wiem kto im dał licencję na skorzystanie z tej marki, tym bardziej po dziesiątkach kaszan jak Taxi 3: Extreme Rush), jednak także bardzo daleko od poziomu pierwszych odsłon. FlatOut bez BugBear ma małe szanse, teraz to pozostaje czekać aż ci dokończą Wreckfesta, wydającego się najsensowniejszym następcą FlatOuta 2/Ultimate Carnage 😉