Na wieść że przyszła kopia recenzencka do Fate/Extella aż podskoczyłam z radości. Poczułam się jakby przyszła nie pierwsza w tym roku gra, a pierwsza ogólnie w mojej recenzenckiej karierze. Nie umiem do końca wyjaśnić, dlaczego miałam tak dobre przeczucia, co do tej pozycji, ale cieszę się, że moja intuicja mnie nie zawiodła.
Z serią Fate nigdy nie było mi po drodze. Pierwsze gry z tej serii były wątpliwej jakości visual novelkami o zabarwieniu erotycznym. Fate/Extra, RPG z uniwersum, choć kupiłam — nigdy nie potrafiło mnie przyciągnąć na tyle, bym dała mu szansę. Kojarzyłam, że były też adaptacje anime, oraz walczyłam w bijatyce Nitroplus Blasterz: Heroines Infinite Duel. Mimo tego spróbowałam Fate/Extella, bo dawno nie miałam szansy zagrać w nowy beat’em up pokroju Dynasty Warriors — cieszyłam się jak dziecko na myśl o zbliżającej się gwiazdce.
Wydawca obiecywał stałe 60 klatek, w co trudno mi było wierzyć. Z dużym dystansem podchodzę do takich informacji, szczególnie, jeśli gra jest wydawana również na PS Vite. Pierwsze obawy poczułam, gdy przyszło mi ściągać produkcję na dysk – całość zajmuje niecałe 3GB. Upchnąć w tak niewielkim rozmiarze płynnie działającą grę, gdzie w kilka sekund pokonujemy setki przeciwników? Wydawało mi się niewykonalne.
Odpaliłam i od razu dałam się zauroczyć. Z menu głównego mamy do wyboru kilka trybów, jednak należy zacząć od głównego wątku fabularnego zanim odblokujemy cokolwiek innego. Historia dzieli się na 3 części, gdzie sterujemy różnymi podwładnym i mamy możliwość spojrzeć na wydarzenia z innej perspektywy. Ale… o co tutaj w ogóle chodzi? My, jako gracz, wcielamy się w bohatera lub bohaterkę, którzy mają moc kierowania podwładnymi – silnymi wojownikami, wzorowanymi na przeróżnych tekstach kultury. Wojownicy występują w 8 różnych klasach, a każda z nich charakteryzuje się innym stylem walki. W ten sposób czasem przyjdzie nam toczyć pojedynki władając mieczem, czasem ogromną lancą, a i za łuk też złapiemy. W przeciwieństwie do innych przedstawicieli gatunku tutaj musimy się liczyć z faktem, że broń nie podlega zmianie. Jest integralną częścią postaci i jeśli chcemy się zapoznać z jej historią, to musimy się nauczyć nią grać. W ten sposób przyjdzie nam poświęcić dobre 20 godzin staczając boje o władzę nad Moon Cell Automata – komputerem, który może spełnić marzenie.
Po ukończeniu części fabularnej możemy do woli poznawać jeszcze poboczne historie mniej wyeksponowanych podwładnych. Dzięki temu dostajemy produkcję, z którą spokojnie można spędzić kilkadziesiąt godzin.
To że można — już wiemy, ale czy warto? Wspomniałam na początku, że twórcy obiecali płynne animacje i stałe 60 klatek. Ze zdziwieniem potwierdzę, że obietnicy dotrzymali. Przez całą moją zabawę z tytułem nie zdarzyły mi się rażące spadki, które mogłyby mi popsuć wrażenia. Widać że twórcy pomyśleli projektując grę. Większość przeciwników wygląda tak samo, dodatkowo na ekranie pojawiają się falami, dlatego nie powodują zwolnienia animacji. Sama walka jest nieskomplikowana i przyjemna – mamy dostępne 3 poziomy trudności. Pasjonaci gatunku mogą od razu rzucić się na głęboką wodę, nowoprzybyli z powodzeniem spokojniej zaczną swoją przygodę. Tym co mnie zaskoczyło i pozytywnie nastawiło do tytułu, był element strategiczny. Jak w większości gier tego typu mapę mamy podzieloną na strefy. Kluczowe w Fate/Extrella jest, aby te strefy przejmować. Każda ma przypisaną odpowiednią ilość kluczy, które zyskujemy przy zdobyciu terenu lub tracimy, jeśli przeciwnik nam go odbije. Przygotujcie się, że w tym tytule komputer nie śpi i wciąż czyha na Wasze terytoria. Spoglądanie na mini mapę jest kluczowe, warto opracować sobie taktykę, które pomieszczenia zaatakować w pierwszej kolejności, a których pilnować ze wzmożoną ostrożnością. Nie raz darzyło mi się przegrać potyczkę, ponieważ przeciwnik pierwszy przejął większość terenu.
Bardzo podoba mi się to rozwiązanie. Przede wszystkim dlatego, że dodaje grze trudności. Wraz z walkami rozwijamy nasze postacie, zwiększają im się podstawowe statystyki i możemy tez podpiąć im dodatkowe umiejętności i je rozwijać. W ten sposób gra na najwyższym poziomie trudności mogłaby być przysłowiową bułką z masłem. Element strategiczny sprawia, że mimo przewagi fizycznej nad hordami przeciwników dalej musimy szybko myśleć i opracować odpowiednią taktykę. W ten sposób twórcy dodają wartości grze, sprawiając, że chce się ją przechodzić ponownie podnosząc sobie poprzeczkę.
Pod względem oprawy audio-wizualnej niestety produkcja nie zwala z nóg. Otoczenie jest nieciekawe, tekstury są dość słabej jakości, ale nie razi to w oczy. Modele postaci są dopracowane, a to właśnie one grają pierwsze skrzypce. Widać, że twórcy postawili na mechanikę i płynność w działaniu kosztem grafiki. Nie przeszkadza mi to zupełnie, w tak dynamicznej grze nie mam, kiedy się zatrzymać i wpatrywać w ściany. Muzyka, którą słychać w tle nie jest tak charakterystyczna i łatwa do zapamiętania jak np. w Dynasty Warriors.
Bardzo się cieszę, że miałam okazje zapoznać się z tym tytułem. Gdyby nie uprzejmość wydawcy zapewne odłożyłabym ten zakup na jakieś większe promocje, szczególnie, że początek roku dla fana japońskich produkcji bardzo czyści portfel. Z lekkim sercem mogę Fate/Extella polecić każdemu, kto szuka gry, która da mu po prostu dużo frajdy i odprężenia. Nie jest to as w swoim gatunku, ale pretenduje do wyższej półki.
Ocena portalu: 7
Dziękujemy firmie Marvelous Entertainment za dostarczenie gry do recenzji.
Dodaj komentarz