Megadimension Neptunia VII to kolejna odsłona serii jRPG od Compile Hearts. Jeśli nie mieliście z nią styczności to to spokojnie, nie zamykajcie jeszcze okna przeglądarki – bez znajomości poprzednich części też możecie nacieszyć się tym tytułem. Nie wierzycie mi? Przekonamy się.
Zacznijmy od podstaw. Czym właściwie jest Megadimension Neptunia VII? Jest to staroszkolny jRPG z walkami opartymi o system turowy. To jednocześnie jedna z tych pozycji, z którymi zapoznaję się z pewną dozą sceptycyzmu. Pomimo wielkiej miłości którą darzę gatunek, poprzednie tytuły od Compile Heart nie powaliły mnie na kolana. Już tłumaczę dlaczego i co sprawiło, że dałam tej serii jeszcze jedną szansę.
Megadimension, wcześniej Hyperdimension, to całkiem zgrabnie zaprojektowana historia o boginiach władających krainą Gametsurii. Nazewnictwo czy symbolika nie są w tej grze przypadkowe. Całość jest delikatną satyrą na obecne wojny konsolowe, gdyż każda z bogini symbolizuje jeden z systemów W poprzednich odsłonach królestwa władane przez poszczególne CPU walczyły ze sobą o wpływy, a jednoczył ich wspólny wróg zagrażający całemu światu. Tym razem jest inaczej. Zaczynamy rozgrywkę w zupełnie innym wymiarze i poznajemy nową CPU, która próbuje odbudować świat po bliżej niesprecyzowanej apokalipsie. Tyle zmian na samo dzień dobry, że aż oniemiałam! A to dopiero początek!
Fabuła to zawsze w moim odczuciu najsłabszy aspekt gier z tej serii. Nie jestem po prostu grupą docelową gier, gdzie co jakiś czas pojawia się fanservice pokroju kilku bohaterek pod prysznicem. Nie do końca tez kupuję nieporadną główną bohaterkę, która i tak spada na cztery łapy bo „jest taka urocza”. Megadimension ma jednak swoje momenty i choć fanservice jest bardziej odważny niż w poprzednich częściach, to jest go na tyle mało, że można przeżyć. Przede wszystkim nowa część to tak zupełnie nowa jakość pod względem rozgrywki, że na wszystkie pomniejsze wady jestem w stanie przymknąć oko.
Zmian w sferze rozgrywki jest sporo — a co ważniejsze wszystkie one, moim zdaniem, są naprawdę udane. Pierwsza wiąże się mocno z fabułą. Po powrocie Neptunii do jej własnego wymiaru ona, jak i inne CPU zostają odsunięte od władzy i zapomniane przez swoich podwładnych. Boginia nie posiada żadnej mocy bez wiernych także na dobry początek musimy odbudować naszą pozycję. Aby tego dokonać dostajemy w nasze ręce systemem rozbudowy, dostępnym w każdej stolicy. Podnosimy poziomy gospodarki czy wizerunku co pozwala ludowi sobie o nas przypomnieć jak i odblokowuje różne przedmioty w sklepach. Kolejnym ciekawym posunięciem jest wynajmowanie zwiadowców którzy na własną rękę przeszukują lokacje inne niż miasta. Nasi pomocnicy nie tylko wracają z łupami w postaci waluty lub przedmiotów, ale także odkrywają wskazówki które podpowiadają jak w danej lokacji odblokować ukryty skarb. Dodatkowo, bez wysyłania ich na poszukiwania, nie mamy możliwości odblokowania opcjonalnych lokacji, wypełnionych nowymi stworami do pokonania oraz nowymi błyskotkami do zdobycia.
Sama walka nie spotkała się z takim szeregiem zmian jak inne sfery rozgrywki, jednak nie powinien być to powód do narzekania. Podniesiono nieznacznie stopień trudności, co mnie bardzo ucieszyło. Rozleniwiona przez inne produkcje, gdzie po wbiciu odpowiedniego poziomu można już tylko stosować zwykły atak by pokonać każdego napotkanego przeciwnika nie spodziewałam się po tej produkcji niczego lepszego. Jakie było moje zdziwienie gdy już po prologu okazało się, że pierwszy lepszy stwór na mapie potrafi zadać mi sporo obrażeń. Już od samego początku warto prześledzić jakie ataki mamy dostępne, zbudować solidne combo, i przede wszystkim nie bać się używać umiejętności specjalnych. Gra na szczęście nam nie odpuszcza i im dalej w las, tym trudniej. Jestem pozytywnie zaskoczona, że każda nowa lokacja oferuje nowych przeciwników, przy których nie zawsze sprawdzają się stare taktyki. Wyruszając na wyprawę zawsze należy wyposażyć się w odpowiednią ilość przedmiotów leczących.
Dodatkowym atutem nowej części jest oprawa audio-wizualna. Neptunia zawsze była na bakier z grafiką. Pierwsza część na PS3 wyglądała jak pozycja z poprzedniej generacji. Reedycje wydane na PS Vite też nie powalały pod tym kątem Pamiętając jak wyglądał pierwszy tytuł Compile Heart na PS4, Omega Quintet, nie oczekiwałam po Neptunii niczego pozytywnego i zostałam miło zaskoczona. Gra chodzi płynnie i jest bardzo przyjemna dla oczu. Nie oczekujcie fajerwerków jednak nie ma też za bardzo się przyczepić. Wszystkie scenki dialogowe, które są dwuwymiarowe zostały bardzo ładnie narysowane i patrzy się na nie niezwykle przyjemnie. Muzycznie nie dzieje się nic specjalnego, ale nie jest też to jedna z tych gier, gdzie dziękujecie w duchu Sony za Spotify, które może lecieć w tle zamiast muzyki z gry.
Aby jednak nie było za różowo, zmuszona jestem zwrócić uwagę na jeden z elementów który w dzisiejszych czasach, jak mniemam, nie tylko dla mnie okaże się zbyt drażniący. Choć lubię staroszkolne, turowe, jRPGi to jedną z rzeczy która mi w nich przeszkadza jest brak ewolucji w zakresie komfortu grania. Jestem wielką fanką turowych walk i nie uważam, że jRPGi muszą zamienić się w RPG akcji by dalej być atrakcyjne dla gracza. Jeśli gra zauroczy mnie rozgrywką jestem w stanie wybaczyć jej nawet całą „moe waifu” otoczkę – czyli przeróżne golizny czy przesadnie wyeksponowane wdzięki bohaterek. Tym co doprowadziło mnie do szewskiej pasji w Neptunii okazał się brak funkcji automatycznego zapisu czy też kontynuacji rozgrywki po przegranej walce. Patrząc na to, jak wiele produkcji ma już takie ułatwienia, zwyczajnie nie pomyślałam, by przed każdą wyprawą z miasta skorzystać z opcji zapisu. Jakież było moje zdziwienie, gdy przy pierwszym ekranie game over nie odnalazłam opcji kontynuacji zabawy. Po przegranej zamiast zostać przeniesiona do miejsca przed ostatnią walką, czy chociaż na wejście ostatniego pomieszczenia lokacji, zaczęłam grę na ekranie tytułowym od ostatniego miejsca zapisu. Jest to w tym tytule o tyle uciążliwe, że nieoczekiwanie w lokacji potrafi pojawić się boss, na którego w żaden sposób nie jesteśmy przygotowani. Jeśli nie podołamy, to nie tylko będziemy musieli do niego podejść jeszcze raz – czeka nas jeszcze dotarcie do niego w taki sposób, by nasza drużyna cieszyła się dobrym zdrowiem i dalej posiadała w ekwipunku zapas przedmiotów leczniczych. Myślę, że takie trzymanie się staroszkolnej formuły to przerost formy nad treścią i można byłoby nad nim popracować.
Hyperdimension Neptunia VII to w mojej ocenie bardzo poprawny jRPG. Patrząc na obecną ofertę gier z tego gatunku dostępnych na rynku myślę, że tytuł ten ma szansę wręcz zabłysnąć w swojej kategorii. Dla fanów serii jest to zakup konieczny, dla nieprzekonanych świetny tytuł startowy. Compile Heart odwaliło kawał dobrej roboty i bardzo się cieszę, że dałam tej produkcji szansę, w 100% było warto.
Dodaj komentarz