Istnieje wiele gier niemal perfekcyjnych pod paroma względami, które niestety przez usterki i problemy techniczne tracą miano idealnych. Świetna oprawa audiowizualna może zostać przykryta szeregiem błędów, bugów i glitchy. Jedną z takich produkcji jest Beatbuddy.
Tytuł już przed pierwotną premierą otrzymał sporo nagród z branży gier niezależnych. Studio Threaks do współpracy przy tytule zaprosiło kilka sław, w tym Rihannę Prachet (autorkę scenariusza do np. Overlord, czy Tomb Ridera), czy Austina Wintory’ego (znanego z ścieżki dźwiękowej gry Journey). Sprawdźmy więc, czy to wystarczyło do stworzenia dobrej gry.
Fabuła produkcji jest nadzwyczaj prosta. Podwodne królestwo, nazywane Symfonią, zostało zaatakowane przez złego Maestro. My, jako niebieski stworek zwany Beatbuddy ze słuchawkami na głowie, mamy za zadanie uratować dwie siostry – Harmonię i Melodię – oraz ocalić świat przed niebezpieczeństwem. Opowieść taka, dopełniona pojawiającymi się od czasu do czasu żartobliwymi dialogami idealnie pasuje do tak lekkiej i przyjemnej produkcji.
Rozgrywka w tej trochę nietypowej grze platformowej polega przez większość czasu na rozwiązywaniu prostych zagadek logicznych. Odnajdywanie właściwej drogi czy prawidłowe umieszczanie luster nie stanowi tutaj żadnego wyzwania. Czasami musimy atakować przeciwników w rytm muzyki, unikać celujących w nas stworzeń czy przemieszczać się między dwoma wrogami poruszającymi się zgodnie z odgrywaną melodią. W wielu etapach zasiądziemy także za sterami specjalnej maszyny posiadającej wbudowaną broń, by łatwiej przemierzyć pewną część mapy. Niestety, mimo mnogości atrakcji w tej produkcji, staje się ona w późniejszej części bardzo powtarzalna.
Przejdźmy więc do głównej części tytułu, czyli muzyki. Warstwa audio produkcji jest nadzwyczaj świetnie wykonana. Płynąc coraz to dalej dźwięk słyszany ze słuchawek zmienia się zależnie od otoczenia. Mijając kolorowe gąbki można usłyszeć dudniące basy, a otrzymując obrażenia wypadamy z rytmu na krótką chwilę. I mimo jednego motywu przewodniego na pojedynczy, zazwyczaj niemal godzinny poziom, dzięki ogromnej ilości kombinacji muzyka nie zaczyna przy dłuższych posiedzeniach przeszkadzać.
Graficznie Beatbuddy wygląda również bardzo dobrze. Ręcznie malowane etapy zostały wykonane z wysoką dbałością o szczegóły, a różnorodna kolorystyka poziomów powoduje, że nie można pod tym względem narzekać na monotonię.
Niestety, wersja przeznaczona na Wii U zawiera sporo drobnych problemów technicznych. Podczas pierwszej godziny grania tytuł dwukrotnie zawiesił całkowicie konsolę. Podczas rozgrywki możemy znaleźć się w miejscach pozwalających w mgnieniu oka wypłynąć poza mapę. Oprócz tego gra często w dalszych etapach spowalnia, nieraz solidnie utrudniając utrzymanie prawidłowego rytmu podczas przepływania między wrogami. Nie jest to jednak nic, co uniemożliwia jej ukończenie.
Podsumowując – Beatbuddy to dobra produkcja ze świetną warstwą audiowizualną. Idealnie sprawdza się do odstresowania po długim, męczącym dniu. Niestety, przez drobne problemy techniczne, oraz ciągnące się w nieskończoność pojedyncze poziomy z ogromną ilością punktów kontrolnych gracze mogą zostać zniechęceni do ukończenia tego dosyć krótkiego tytułu.
Grę do recenzji dostarczył Dystrybutor Nintendo Polska – firma ConQuest Entertainment a.s.
RT @VitaSITEinfo: Recenzja: Beatbuddy http://t.co/QxLGcLt5jh #Beatbuddy #WiiU
RT @VitaSITEinfo: Recenzja: Beatbuddy http://t.co/QxLGcLt5jh #Beatbuddy #WiiU
RT @VitaSITEinfo: Recenzja: Beatbuddy http://t.co/QxLGcLt5jh #Beatbuddy #WiiU