Przez ostatnie kilka dni bawię się w świecie The Outer Worlds 2. Gotowi na recenzję kolejnego tegorocznego projektu Obsidian?
Przyznam szczerze, że bardzo czekałam. Po pierwszą grę sięgnęłam dopiero niedawno, zachęcona fantastycznym Avowed. Bawiłam się świetnie, rozumiejąc już bolączki fanów RPG-ów dotyczące ich tytułu fantasy z początku roku. Jak spisało się The Outer Worlds 2? Zobaczmy.
Fabuła
Fabułę w tej grze ciężko streścić, bo bardzo wiele zależy tu od naszych wyborów i już na początkowych etapach rozgrywki historia może obrać zupełnie inny bieg. Wcielamy się jednak w postać wysłannika Dyrektoriatu Ziemi i musimy sprawdzić, co się dzieje w Arcadii, jednej z kolonii, gdzie trzy frakcje trochę za mocno ze sobą walczą. A w dodatku pojawiły się tam dziwne rifty, groźnie wyglądające szczeliny momentalnie unicestwiające nieostrożnych śmiałków.
Do naszych zadań będzie należeć zbadanie ich, jak i (najlepiej) powstrzymanie rodzących się między frakcjami konfliktów.
W międzyczasie oczywiście natrafimy na kompanów i dziesiątki, jeśli nie setki zadań pobocznych, motywujących nas do eksploracji kilku planet. I w momencie, gdy pomyślicie, że „o, już się na tej planecie czuję komfortowo i nie umieram przy każdym starciu”, to czas będzie przenieść się na kolejną.
Rozgrywka
Domyślnie startujemy w historii z perspektywy pierwszej osoby, chociaż Obsidian daje nam możliwość przełączenia się na widok z trzeciej osoby. Po stworzeniu postaci, wybraniu jej tła i podstawowych cech, zapoznajemy się z interfejsem, a potem zasadami działania świata.
Sporo się tu pozmieniało od pierwszej części. The Outer Worlds 2 to uproszczony system umiejętności, ale znacznie bardziej rozbudowane perki. Uproszczone bronie, ale zaawansowany system ich modyfikacji. Podobnie będzie także z resztą wyposażenia, dodając skalowanie obrażeń do podstawowego pakietu umiejętności, zamiast do poziomu broni.










Na początku może to być frustrujące, ale gdy dojdziemy z umiejętnościami do sensowniejszych poziomów, nasze bronie zaczną też zadawać większe obrażenia. Modyfikacje pozwolą na dalsze jej ulepszanie, nakładając żywiołowe obrażenia, ulepszając celowanie czy przyspieszając przeładowywanie. Samych wariantów broni jest przez to pewnie tysiące i znalezienie idealnego zestawu może nam trochę zająć.
Jak w większości gier RPG, tak i tu, sporo czasu spędzimy na eksploracji i rozmowach z NPC, mając jednak pełną dowolność w tym, kogo zatrzymamy przy życiu.
Jak już na początku „popsułam” sobie grę!
System wad w The Outer Worlds 2 zauroczył mnie już od pierwszych wzmianek i pierwszych zwiastunów. Jak cudownym mechanizmem są kolana trzeszczące przy skradaniu, prawda? Albo kleptomania, irytująca przyjazne frakcje, która co chwilę każe mi płacić kary za kradzież. To, w połączeniu z wadą nad wadami – czyli niemożliwością odmówienia składa się na idealne spotkanie z grą. Wady, aktywujące się przez moją interakcję ze światem, nakładające się na mnie bez możliwości sprzeciwu? Fantastycznie.



Pod 20 godzinach w grze jestem więc nieostrożnym dowódcą, samotnikiem i obżarciuchem, uzależnionym od narkotyków kleptomanem, marnującym amunicję, w dodatku z trzeszczącymi kolanami. Żeby tego było mało, gra przyłapała mnie na pomijaniu dialogów, więc teraz sama oferuje wybranie przypadkowej opcji dialogowej za mnie. Ups. A do tego wszystkiego mam też problem ze złością i nie umiem blokować bronią ręczną.
Sami rozumiecie więc, że jest… dość ciekawie. Ale nie żałuję. Większość wad przychodzi na szczęście ze swoimi zaletami, więc nie jestem aż tak karana za swoje „młodzieńcze” wybory.
Ekwipunek
Całkiem sporo w The Outer Worlds 2 zależeć może od naszych umiejętności wytwarzania przedmiotów. Dzięki dobrej decyzji na początku gry, mogłam od razu robić granaty i uleczający inhalator. Super! Wraz z postępem rozgrywki odblokowywałam nowe przepisy, sporo kupowałam także u sprzedawców — zasadniczo rzucając się na każdą nieodkrytą, głównie w kategorii tworzenia, a nie modyfikowania przedmiotów.
Z wielką radością przywitałam więc brak systemu wagowego! Nosić możemy wszystko, bez limitów. Broń nie waży, amunicja, zbroje, surowce też nie. Dzięki temu zapewne większość z nas zbierać będzie wszystko, jak leci, by potem rozłożyć to na czynniki pierwsze przy najbliższym stole do majsterkowania.
Leczenie jest „uproszczone” w trakcie samej rozgrywki, dając nam możliwość korzystania z inhalatora (zawsze) lub z jedzenia (tylko poza walką), by uzupełnić brakujące punkty zdrowia. Poza inhalatorem, który przychodzi ze swoją toksycznością, samo jedzenie nie ma teraz żadnych dodatkowych parametrów — będzie nas tylko leczyć. I to nie o konkretne punkty, a o procenty, upraszczając w ten sposób ich skalowanie i zapewniając przydatność na każdym etapie rozgrywki.
Żeby nie było jednak nudno, mamy możliwość ustawienia modyfikacji w inhalatorze, które wpłyną na sposób leczenia nas. Może być to bardzo dużo punktów zdrowia na raz, kosztem wyższej toksyczności, czy słabsze leczenie, ale momentalne z częścią zdrowia odradzającą się po czasie. Opcji tutaj jest co najmniej kilka, a gra pozwoli nam także na łączenie ich! Uważajcie jednak, by nie zrobić zbyt toksycznych kombinacji…
Interfejs i gadżety
Na początku może wydawać się trochę zamieszany, szczególnie przez mnogość zakładek i wiele różnych opcji, ale z czasem się do niego przyzwyczaimy i nauczymy się lepiej używać. Moim jedynym zarzutem byłoby chyba życzenie łatwiejszego zmieniania gadżetów (commo rose) lub chociaż możliwości szybkiego przełączania między dwoma (z maksymalnie czterech) ulubionymi. Na szczęście czas zwalnia, gdy otwieramy menu kołowe, więc nie będzie nam to „psuć” gry.





Z miłych niespodzianek, w końcu można zmieniać broń w dowolnym momencie. W sensie, z widoku ekwipunku każdą z broni możemy zastąpić inną, nawet jeśli to nasza aktywna. Przyznam, że w pierwszej części trochę mnie to irytowało.
Wracając jednak do samych gadżetów. Oprócz zwalniacza czasu, będziemy mieć też kilka innych ciekawych gadżetów, w tym specjalną maskę, która pozwoli nam widzieć przez ściany. N-ray pozwoli nam na wcześniejszy rekonesans lokacji, ale także ujawni niewidzialnych przeciwników, pułapki czy połączenia mechanizmów, potrzebne do rozwiązania środowiskowej łamigłówki.



Chociaż spora część rozgrywki polegać będzie na eksploracji, walkach i dyskusjach, nie zabraknie też momentu dla szarych komórek. Te wymagać będą od nas umiejętności czytania ze zrozumieniem, czy logicznego myślenia.
Eksploracja świata
Powiem Wam, że tak jak w pierwszej grze zainwestowałam w perki, które wspierały grę solo, tak w The Outer Worlds 2 ich nie znajdziemy. I w sumie wiem dlaczego! Już przy pierwszych potyczkach z przeciwnikami okazało się, że są oni naprawdę trudni. Nawet na normalnym poziomie trudności.
Nie dość więc, że najlepiej wyruszyć na przygodę w towarzystwie, to gra jeszcze pozwala nam zabrać aż dwójkę na raz. Każdy z nich przyjdzie oczywiście z własnymi umiejętnościami, opcjami ulepszania, a także misjami, które podbudują nasze relacje i pomogą „zmodyfikować” kompana.


Nie będziemy mieli dostępu do ekwipunku poszczególnych postaci, ale zamiast tego w widoku ulepszania i tworzenia przedmiotów będziemy mieli szansę na wybranie specjalnych ulepszeń dla ich uzbrojenia. Jest to raczej uproszczony system względem poprzedniej gry, ale wciąż daje nam jakąś władzę nad ich wyposażeniem.
Czy sami kompani są bardzo przydatni? Zależy. Marisol jest zdecydowanie moją ulubioną, bardzo przydatną w walce na dystans. Tristan z kolei jest kupą mięśni, która potrafi zastraszyć rozmówców, a Niles pozwoli na wytwarzanie przedmiotów bez potrzeby szukania warsztatu. Aza to z kolei moja wizualna faworytka, a z Inez dość szybko się pożegnałam. VAL, czyli nasz robot ze statku kosmicznego nigdy nie wyszedł ze mną na eksplorację.
Przygoda na Twoich warunkach
Przyznam szczerze, że chyba ciut źle zbudowałam sobie postać i nie chodzi już o same cudowne wady. Te są ostatecznie dość zabawne i mocno urozmaicają rozgrywkę, zmuszając mnie do kombinowania. Bardzo spodobał mi się jednak perk Seryjnego Mordercy, wymagający wcześniej bycia psychopatą. Kłóciło się to jednak z perkiem, który gwarantował mi minimum neutralne relacje z każdą frakcją.
Wiem już, że moja następna postać będzie po prostu zła, postawi na eksplorację w samotności z wrogimi frakcjami na każdym kroku. Nie wiem do końca, jak to będzie przy końcu fabuły, ale martwić się tym będę, gdy dotrę do tego momentu.
Tona humoru
Poczucie humoru w The Outer Worlds 2 to jeden ze zdecydowanych atutów. Gra jest zabawna i widzimy to praktycznie na każdym kroku. Opis pod granatami, z komentarzem, że naprawdę nie wiesz, jak działają granaty? A do tego odlotowe bronie, czy przedziwne hełmy. Jak ten, który zmienia cały świat na pikselowy, przywodząc na myśl grafikę ze starego Dooma, czy miecz, który przy dźwiękach wpadającej w ucho muzyki, zmienia nam naszego RPG-a w grę rytmiczną. Również w opcjach dialogowych nie zabraknie sarkazmu czy głupich odpowiedzi. I super, tego nam przecież trzeba.
Oprawa audiowizualna
Chociaż na początku wizualnie nowa gra Obsidian mnie nie zachwyciła, to już po kilku godzinach chodziłam i robiłam zrzuty ekranu w coraz to bardziej wymyślnych zakątkach otwartego świata. Widoki są przepiękne, a architektura faktycznie zachwyca. Bardzo podoba mi się to kosmiczne art deco.






W dodatku, jak możecie zobaczyć na wcześniejszych zdjęciach świata, The Outer Worlds 2 ma cykl dnia i nocy, chociaż nie wspiera czegoś tak błahego jak spanie. Po co komu spać, prawda? Można za to pójść do baru i poprosić o napój z kofeiną.
Ale audio. Och audio. Po pierwsze oczywiście pełny dubbing, z mówiącymi do nas postaciami, chociaż my niestety naszych dialogów nie mówimy na głos. Do tego odgłosy otoczenia, chociaż nie szczególnie istotne, oraz broń, w której czasem usłyszymy, że zbliżamy się do końca magazynku. Wisienką na torcie w tej kategorii są jednak radia, a dostępnych ich jest kilka, w zależności od planety. Na niektórych stacjach muzyka przerywana będzie propagandowymi wiadomościami, inna przyniesie nam informacje o świecie, a jeszcze jedna, moja ulubiona, pełna będzie reklam. Purpleberry Krunch… 🎶 Piosenki z tej stacji, ewidentnie napisane pod grę, są niesamowite. Big band, trochę jazzu, cudowny klimat, zabawne słowa i jingle wpadające w ucho.
Muzyka? Cóż, wygląda (brzmi) to trochę tak, jakby Obsidian tęsknił za Falloutem. Dla mnie idealnie.
Wydajność
Gra na Xbox Series X radzi sobie bardzo dobrze, w trybie wydajności nie gubiąc klatek nawet w intensywnych momentach. Przyznam, że naprawdę mi to zaimponowało. Tryb jakości nie daje nam wizualnie o wiele lepszych wyników, ograniczając liczbę klatek do 30 – nie radziłabym korzystania z tej opcji. Chyba, że do robienia zdjęć. Nie mamy jednak jeszcze trybu fotograficznego.
Wrażenia
The Outer Worlds 2 pochłonęło mnie bez reszty. Było parę broni, które momentalnie pokochałam, ciesząc się, że nie muszę się z nimi rozstawać kilka godzin później. Ze zbrojami miałam lekki problem (bo chciałabym fajnie wyglądać!). Ostatecznie udało mi się jednak znaleźć kompromis pomiędzy sensownym wyglądem, a statystykami pasującymi do mojego stylu gry. (Jeśli jesteście ciekawi, zazwyczaj w moim ekwipunku znalazły się: karabin wyborowy – wciąż bez ulepszeń, młot, który potrzebował amunicji do strzelby oraz karabinek zadający obrażenia elektryczne. Na kowbojskim kapeluszu miałam perk ulepszający strzały z karabinu wyborowego i snajperek). Do tego stado granatów, tak, tony jedzenia i inhalatorów. I byłam gotowa.
Przez ostatni tydzień był to tytuł, który pochłonął mnie bardziej niż Battlefield 6 czy Apex Legends. Już samo to, mówi naprawdę dużo. Już czekam na kolejne, zupełnie inne spotkanie, podczas którego eksplorować będę ciemniejszą stronę rozgrywki, mniej-więcej wiedząc, czego spodziewać się od samej fabuły.
Rozgrywka jest ciekawa, wciągająca i na pewno nie monotonna. Możemy „lizać ściany” i eksplorować każdy zaznaczony na mapie budynek, starając się znaleźć kolejne numery komiksu czy karty kolekcjonerskie, albo skupiać się głównie na zadaniach. Okazjonalnie tylko zahaczając o misje poboczne, by podbudować swój poziom i umiejętności. Pamiętajcie, że Lockpick będzie tu od samego początku niezwykle przydatny.
Obsidian jest ostatnio w świetnej formie. Avowed, choć to zupełnie inny RPG, jest niesamowity. The Outer Worlds 2 szczerze jeszcze lepszy. Ten tytuł zdecydowanie trafi do większej widowni, jak i fanów ich starszych produkcji. Chociaż gra ma lekkie błędy (moja tańcząca broń wyrzucała mnie do dashboardu konsoli!), to jest to do wybaczenia i tak naprawdę nie rujnuje dobrej zabawy (…na dłużej niż kilka minut). Wiem jednak, że po tę broń wrócę, muszę. (Jak spotkacie sprzedawcę, który będzie potrzebował dowodu, że jesteście kolekcjonerami, nie zapomnijcie zerknąć na jego dobra z sakiewką opiewają na 5 cyfrową sumę).
Czy warto zagrać w The Outer Worlds 2?
Poziom trudności i możliwość przejścia gry na dziesiątki sposobów sprawiają, że to tytuł zarówno dla wprawionych fanów RPG-ów, jak i nowicjuszy. Ja w końcu też dopiero w tym roku pierwszy raz sięgnęłam po tę serię, przepadając bez reszty.
Tyle światów do eksploracji, frakcji do wkurzenia, broni do odkrycia i stworzenia. Oprócz oczywiście gęstej intrygi, której konsekwencje odczuwać będziemy przez większość głównego zadania.
Różnorodne światy, pełne mniej lub bardziej morderczej fauny. Przedziwne krajobrazy fantastycznych planet. Fascynujące rośliny i kryształy i tyle, tyle kolorów. Dostatecznie dużo umiejętności i ogrom perków, z plecakiem, który pomieści dosłownie wszystko. A wszystko to przy dźwiękach przyjemnej muzyki. Czego chcieć więcej do szczęścia?
The Outer Worlds 2 od 29 października 2025 będzie dostępny na konsolach PlayStation 5 i Xbox Series, a także na PC. Gra już pierwszego dnia trafi do katalogu Xbox Game Pass Ultimate, a także wspierać będzie Play Anywhere – w raz kupioną, zagracie zarówno na PC, jak i Xboksie, z pełną synchronizacją stanów zapisu i osiągnięć. Natywnie będzie ona działać też na ROG Xbox Ally.
Grę do recenzji dostarczył Xbox Polska.


Dodaj komentarz