Unknown 9: Awakening to debiut Reflector Entertainment. Czy pierwsza produkcja młodego studia z Montrealu jest warta uwagi? Przekonajmy się.
W świecie Unknown 9: Awakening wszystkie byty przepełnione są prastarą energią zwaną Am. Tytułowa Nieznana Dziewiątka to bóstwa, które są centralnym elementem tajemniczej, starożytnej organizacji. Organizacja ta dąży do odkrycia i zrozumienia ukrytych prawd o wszechświecie oraz Ukrytym Świecie — wymiarze, który ujrzeć mogą tylko nieliczni śmiertelnicy.
Jednym z tych śmiertelników jest Haroona, sierota dorastająca na ulicach indyjskiej Kolkaty. Moce wynikające z możliwości kontroli nad Am okazują się w takim samym stopniu błogosławieństwem, co przekleństwem. Dziewczyna szybko zostaje bowiem uwikłana w intrygę Vincenta Lichtera, lidera grupy The Ascendants chcącej wykorzystać energię Ukrytego Świata do niecnych celów.
Unknown 9: Awakening zabrało mnie w podróż po różnych lokacjach na całym świecie. Na szczególną uwagę zasługują moim zdaniem zatłoczone ulice tętniącego życiem Bangladeszu czy dżungle pełne skrywanych przez stulecia ruin starożytnych cywilizacji.
Historia słowem się toczy
Fabuła gry przypomina mi połączenie przygód Indiany Jonesa z charakteryzacją Kamali Khan, komiksowej Ms. Marvel. Haroona to bohaterka młoda i często porywcza, której motywacje nie zawsze są godne pochwały. I dobrze, bo czyni ją to postacią niejednoznaczną, której losy obserwowałem z dużą ciekawością. Warto docenić obsadę postaci drugoplanowych, na czele z Lutherem — typem kowboja, strzelca wyborowego, który nie potrafi trzymać języka za zębami. Tak rozgadany towarzysz był miłą odmianą od oschłej i zamkniętej w sobie Haroony.
Sama historia trwająca niecałe dziesięć godzin jest dosyć nierówna. Dialogi między postaciami bywają zbyt mocno nasycone ekspozycją, przez co miewałem wrażenie, że słucham kogoś tłumaczącego mi fabułę gry, a nie prawdziwą postać z krwi i kości. Rozumiem, że scenarzyści mają ambicje rozszerzenia świata Unknown 9 do poziomu czegoś większego, niż jeden tytuł. Nie zmienia to jednak faktu, że grając w tę konkretną grę, wolałbym doświadczyć fabułę tej konkretnej gry, a nie być przygotowywanym do egzaminu z konstrukcji światotwórczej dzieła Reflector Entertainment.
Pięścią i magią
Rozgrywka w Unknown 9: Awakening składa się z sekcji eksploracyjnych przeplatających się z segmentami walki. W tych pierwszych gameplay do złudzenia przypominał mi pierwszą część Uncharted. Podążamy do bólu liniowymi korytarzami, słuchając dialogów między postaciami i raz na jakiś czas rozwiązując banalnie proste zagadki. Myślałem, że taką formułę rozgrywki pozostawiliśmy w siódmej generacji konsol.
Zabawa w chowanego
Konfrontacje z przeciwnikami wyglądają zaś lepiej, choć nie obyło się bez dziwnych bolączek. Do prawie każdego starcia możemy podejść na dwa sposoby: skradając się lub walcząc na gołe pięści. Elementy skradanki to sztampowe dla gatunku chowanie się w wysokiej trawie i eliminowanie przeciwników po cichu. Rozgrywka byłaby tu monotonna, gdyby nie mechanika Step. Haroona może wykorzystać swoje połączenie z energią Am, by wkroczyć w ciało przeciwnika, chwilowo przejmując nad nim kontrolę. Możemy w ten sposób pozbyć się rozsianych po poziomach radarów ostrzegawczych, wbiec w wybuchające beczki, a nawet wykorzystać karabin wrogiego żołnierza przeciwko jego towarzyszom. Jak tak o tym myślę, to wydaje się to całkiem okrutne…
Nie zawsze da się załatwić sprawę po cichu
Jeśli zostaniemy odkryci lub po prostu szukamy zwady, zainicjujemy walkę w formule podobnej do gier pokroju Ghost of Tsushima czy Batmanów serii Arkham. Haroona, poza standardowymi atakami wręcz, jest w stanie używać swoich mocy do przyciągania i odpychania wrogów, aktywowania zagrożeń środowiskowych czy kontrolowania przeciwników wspomnianym Stepem. W walce z twardszymi Ascendantami przydają się również ataki Am, które nabijając oponentom pasek wytrzymałości, umożliwiają wykonanie potężnych ruchów specjalnych.
Dosyć mała liczba możliwości walki jest w części rekompensowana znaczącymi ulepszeniami rozłożonymi na trzy drzewka umiejętności. Potrzeba szukania ukrytych na poziomach Anomalii dających punkty do owych ulepszeń to dobre rozwiązanie, które zachęcało mnie do eksploracji. Szkoda jednak, że znalezienie punktu umiejętności nigdy nie wiązało się z niczym bardziej skomplikowanym, niż lekkie zboczenie z trasy.
Czy rozgrywka daje radę?
Gameplay Unknown 9: Awakening w ogólnym rozrachunku zaprojektowano całkiem kompetentnie, lecz jest on bardzo surowy. Pod koniec gry dawał o sobie znać mały zasób umiejętności Haroony, przez co potyczki z wrogami stały się nudne. Przyznam, że grając na wysokim poziomie trudności, zdarzyło mi się umrzeć w chaotycznych walkach (nieraz niesprawiedliwie). Niski poziom zróżnicowania przeciwników sprawia jednak, że wyzwanie sprowadzało się często do beznamiętnego bicia mięsa armatniego. Najlepiej tu wypada wspomniany Step, który nieraz pozwolił mi przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, satysfakcjonująco rozkładając przeciwników po planszy, niczym pionki na szachownicy.
Piękne widoki drętwym okiem
Warstwa wizualna recenzowanej gry, podobnie jak wcześniej wspomniane aspekty, jest nierówna. Po uruchomieniu Unknown 9 pierwsze w oczy rzucają się naprawdę śliczne otoczenia. Po pustynnej scenie prologu Haroona trafia na ulice miasta w Bangladeszu, które zachwycają szczegółowością wertykalnej architektury miasta. Poziom zostaje w miarę utrzymany przez resztę trwania gry, chociaż pod koniec przygody oprawa zaczęła być już lekko powtarzalna.
Piękno wykreowane przez projektantów poziomów skutecznie podkreślało jednak brzydotę modeli postaci. Już od pierwszej sceny przerywnikowej zauważyłem drętwe i bezduszne twarze, których mimika skutecznie wybijała mnie z dramatycznych w zamyśle wydarzeń. Jako kompletnie subiektywne odczucie dodam też, że niektóre postacie kompletnie nie pasowały mi z wyglądu do swoich głosów, zwłaszcza Luther.
Walka z wrogami oraz klatkami
Warstwa techniczna gry, ponownie, każdą dobrą stronę przypłaca srogim negatywem. Unknown 9: Awakening działa na Unreal Engine 5, który po raz kolejny zdaje się być problematyczny dla konsol obecnej generacji. Pierwszą przykrą niespodzianką było pierwsze uruchomieniu tytułu, kiedy zauważyłem, że w ustawieniach nie ma opcji zmiany trybu wydajności. Lekki niesmak byłby może do zniesienia, gdyby nie fakt, że działanie gry, nawet z narzuconym limitem trzydziestu klatek na sekundę, jest bardzo niestabilne. Odbija to się szczególnie na walkach z większymi grupkami przeciwników, kiedy wydajność spada tak mocno, że utrudnia to rozgrywkę.
Dywagując o technikaliach tytułu, należy pochwalić ilość rozmaitych opcji dostępności. Znajdziemy tu zarówno ułatwienia wizualne, jak i dźwiękowe. Dobrze widzieć, że staje to się powoli standardem nawet w grach o mniej pokaźnym budżecie.
Podsumowanie
Recenzowana gra pozostawiła mnie z lekkim niedosytem. Doświadczenie grania w debiutancką produkcję Reflector Entertainment budziło u mnie skojarzenia z już wspomnianym pierwszym Uncharted. Dzieło studia Naughty Dog przecierało szlaki jako kinowa, epicka przygoda. I w Unknown 9 widać, że twórcy chcą uparcie trzymać się tej sprawdzonej formuły. Problem jest tu jednak taki, że od premiery Uncharted: Drake’s Fortune minęło już prawie dwadzieścia lat. Przez ten czas krajobraz branży gier wideo zdążył już wielokrotnie ewoluować, co tylko uwydatnia fakt, jak przestarzałą grą jest w istocie Unknown 9: Awakening.
Grę do recenzji dostarczyła CENEGA.
Dodaj komentarz