Na Gamescomie zagrałem między innymi w Flint: Treasure of Oblivion. Czy Savage Level może być z siebie dumne?
Flint: Treasure of Oblivion najprościej można określić jako pirackie Desperados. O ile daje to pewien pogląd na styl rozgrywki, czy perspektywę, o tyle jest to stanowczo zbyt daleko idący skrót myślowy. Jak zapewne pamiętacie z moich artykułów na portalu, tytuł ten jest połączeniem komiksu, turowej strategii i gry RPG. Na Gamescomie mogłem sprawdzić tę produkcję w akcji, a więc mogę przedstawić pewne moje spostrzeżenia. Zanim jednak to nastąpi, przypomnijmy sobie jeden ze zwiastunów tego tytułu.
W grze wcielamy się oczywiście w tytułowego kapitana Flinta. Nie jest to bynajmniej jedyna dostępna grywalna postać. W demie mogłem kontrolować także Billy’ego Bonesa, a podczas swojej podróży spotkamy też inne postaci znane z powieści Wyspa Skarbów. Należy mieć świadomość, iż Flint: Treasure of Oblivion nie jest adaptacją tej książki. Jednakże osoby, które ją znają z pewnością wyłapią pewne odniesienia. Odwołania występują zresztą nie tylko do literatury. Uśmiech na mojej twarzy przywołał cytat wyraźnie pochodzący z filmu Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły. Nie wyjawię, o który cytat mi chodzi, aczkolwiek myślę, że wskazanie wypowiadającej go w filmie postaci nie będzie spoilerem (chodzi o Hectora Barbossę).
W wyniku pewnych wydarzeń Billy i Flint trafiają na ląd. Oczywiście, jak na piratów przystało, są pewne osoby, które, delikatnie mówiąc, nie pałają do nich sympatią. Nie wchodząc w szczegóły, weźmiemy udział w niejednym starciu. Mała uwaga z mojej strony – nie wiem, czy tak miało być, czy to tylko kwestia dema, ale w udostępnionym fragmencie było sporo walk. Czy tak będzie również w finalnym produkcie? Trzeba poczekać i się przekonać. Wróćmy jednak do gamescomowego dema. Na zadawane przez nas obrażenia ma wpływ chociażby nasza pozycja względem przeciwnika. Stojąc za oponentem, bardziej go zranimy, a spadając na niego jesteśmy w stanie błyskawicznie się go pozbyć (niczym w Assassin’s Creed). Wprowadza to dodatkowe elementy taktyki i warto rozważyć dostępne opcje poruszania się zanim przejdziemy do opcji ofensywnych. Niemałe znaczenie dla efektu zmagania mają też karty i uzbrojenie, w które wyposażymy nasze postaci. Wobec tego zdecydowanie warto zaglądać w każdy kąt i podnosić wszystko, co się da. Zwłaszcza, że – o co zapytałem Savage Level – nie ma limitu udźwigu. Nie zabraknie również ulepszania umiejętności (służące do tego złoto jest współdzielone z resztą załogi), aczkolwiek nie mogłem tego sprawdzić w demie. Czekam na pełną wersję, nawet mimo pewnych mankamentów.
Nie do końca spodobało mi się trochę mało intuicyjne wspinanie się i przeskakiwanie przepaści. Informująca o tym poświata często zlewała się z tłem. Obracanie kamery nie zawsze działało tak jak powinno, ale myślę, że jest to jak najbardziej do naprawienia przed wydaniem gry. Póki co, mając świadomość kilku niedociągnięć, nadal jestem optymistycznie nastawiony do tego tytułu. Podoba mi się też przekazywanie opowieści za pomocą kadrów komiksowych i fakt, że to my decydujemy kiedy wyświetlić kolejny (naciskając wtedy przycisk na padzie).
Flint: Treasure of Oblivion ukaże się na konsolach PlayStation 5 i Xbox Series X/S (oraz na komputerach PC) już 24 października 2024 roku. Czekacie na tę produkcję? Dajcie nam znać w komentarzach. Przypominam na koniec, że tytułem tym w Polsce zajmuje się PLAION.
Dodaj komentarz