The Last of Us trafiło na komputery. Jak hit studia Naughty Dog działa na Steam Decku, PC i laptopie? Dowiecie się tego z niniejszego artykułu.
The Last of Us ukazało się pierwotnie na PS3. Również na kolejnej konsoli od PlayStation ukazała się – ulepszona – wersja tej produkcji. Jako fan gier na wyłączność japońskiego giganta kupiłem kiedyś ten tytuł i… szybko się od niego odbiłem. Podchodziłem do niego jeszcze kilka razy i za którąś próbą zaskoczyło. Momentalnie wciągnąłem się w przedstawiane wydarzenia i z niemałą przyjemnością ukończyłem „jedynkę”. Zagrałem również w dodatek Left Behind i „dwójkę”. Drugie The Last of Us porzuciłem mniej więcej w połowie, nie mogąc się zmusić do brnięcia dalej. Nie zmienia to jednak faktu, że „jedynkę” oraz wspomniany dodatek wspominam bardzo ciepło. Na PlayStation 5 ukazała się kolejna wersja pierwszych przygód Ellie oraz Joela, a na portalu znajdziecie naszą recenzję Part I. Nie grałem w nią – nie ukrywam, że czekałem na wydanie komputerowe, chcąc sprawdzić jak będzie działał ten pakiet na przenośnym komputerze Valve. Ba, nawet sam Neil Druckmann z Naughty Dog oznajmił, że gra będzie działała na Decku.
Kiedy więc polski oddział PlayStation zaoferował nam kod recenzencki, z ogromną przyjemnością go aktywowałem i pobrałem grę na swojego Steam Decka. Tytuł miał komputerową premierę już 28 marca, wobec czego możecie się zastanawiać, dlaczego dopiero teraz pojawia się nasz artykuł. Odpowiedź jest prosta i przestawię ją w dalszej części tego wpisu. Nie będę w nim bynajmniej skupiał się na rozgrywce i fabule. Na ten temat możecie przeczytać więcej w naszej recenzji, do której odnośnik zamieściłem wyżej. W dzisiejszym artykule koncentruję się na jakości wersji komputerowej.
Początki z The Last of Us: Part I na Steam Decku



Nie ma co owijać w bawełnę – moje pierwsze zetknięcie z The Last of Us: Part I na Steam Decku zdecydowanie nie należało do przyjemnych doświadczeń. Od razu zwróciłem uwagę na długie wstępne przetwarzanie shaderów, które przywitało mnie w głównym menu. Proces ten leciał jak krew z nosa. Mało tego, po dotarciu mniej więcej do 20%… gra wyświetliła komunikat o błędzie, który oczywiście zgłosiłem. Włączyłem grę od nowa, nie wyrażając zgody na uruchomienie jej w trybie awaryjnym, po czym od razu – nawet przed wyświetleniem menu głównego – pojawił się komunikat z błędem. Zgłosiłem problem, wyłączyłem grę, włączyłem od nowa – tym razem akceptując tryb awaryjny – i… powtórka z rozrywki – komunikat o błędzie. Wyłączyłem grę, sprawdziłem spójność plików na Steamie. Nie wykryto żadnego brakującego pliku, włączyłem grę raz jeszcze, pozwoliłem dotrzeć do końca przetwarzaniu shaderów i tym razem mogłem rozpocząć przygodę.



Pograłem chwilę i wyłączyłem grę, postanawiając kontynuować przygodę później. Przed następnym uruchomieniem The Last of Us: Part I na serwery Steama trafiła nowa aktualizacja. Po jej pobraniu i zainstalowaniu włączyłem grę i ponownie zobaczyłem informację o przetwarzaniu shaderów. Proces ten rozpoczął się od początku, ale na szczęście trwał około pół godziny – co było ogromną poprawą; przed aktualizacją shadery przygotowywały się przez 2 godziny! W końcu mogłem już grać, więc przystąpiłem do sprawdzenia ustawień.
Ustawienia graficzne i płynność działania



Domyślne ustawienia graficzne ustaliły się jako średnie. Przyznaję, że początkowo byłem pod wrażeniem – średni poziom wizualny nowej, odświeżonej gry zwiastował bardzo przyjemną dla oka oprawę graficzną. I tak było istotnie – bardzo spodobały mi się tekstury po załadowaniu pierwszego etapu The Last of Us: Part I. Gra utrzymywała też płynność od około 35 do 40 (górna granica, jaką ustawiłem w moim Steam Decku) klatek na sekundę. Wobec tego włączyłem w ustawieniach odbicia światła, przez co oprawa stała się jeszcze lepsza. Co najlepsze, nie miało to wielkiego wpływu na jakość działania w domu. Zdawałem sobie oczywiście sprawę, że po wyjściu z początkowej, dość kameralnej, lokacji może być zgoła inaczej. Niestety, okazało się, że miałem rację. Przyjrzyjcie się zresztą wykresowi (w prawym górnym rogu) przedstawiającemu układ klatek na sekundę.



Płonąca stacja benzynowa skutecznie uderzyła w klatki. Do tego stopnia, że postanowiłem nawet zmniejszyć ustawienia do niskich i włączyć preferowanie wydajności. Nie miało to wpływu na działanie gry i musiałem lecieć przed siebie z około 20 FPS. Tyle klatek utrzymywało się również w mieście i już chciałem wyłączyć grę, by czekać na aktualizację. Okazało się, że produkcja ta zrobiła to za mnie. Zawiesiła Steam Decka – widziałem tylko czarny ekran i nie mogłem wyłączyć gry, przytrzymując przyciski STEAM oraz X. Musiałem wyłączyć ten komputer i włączyć go od nowa. Po chwili od włączenia komputera zobaczyłem, że pojawiła się kolejna aktualizacja gry.
The Last of Us: Part I na komputerze stacjonarnym







Jako że nadal, po ponad 2 tygodniach od premiery, The Last of Us: Part I nie działa tak, jak powinno na Decku postanowiłem zmienić platformę testową. W związku z tym uruchomiłem grę z powyższymi ustawieniami na takim komputerze stacjonarnym:

Tutaj nie ma już najmniejszego problemu z utrzymaniem wartości powyżej 30 klatek na sekundę. Czy to w podstawowej grze, czy w dodatku Left Behind, nie zauważyłem spadków poniżej płynnych wartości. Gra na ogół działa w 60 klatkach na sekundę, aczkolwiek zdarzają się skoki nawet do 70 klatek. Niestety nie brakuje również ostrych spadków, do nawet 42 klatek. Oczywiście nadal da się grać – zwłaszcza w zestawieniu z wydajnością na Steam Decku. Nie sposób jednak nie zauważyć takich spadków, co rzutuje na przyjemność z rozgrywki. Gra wyłącza się też czasem sama z siebie i niczego nie daje weryfikacja spójności plików na Steamie. Raz wyłączyła mi też cały komputer! O ile więc można grać na stacjonarnym pececie, o tyle nie mogę niestety stwierdzić, że recenzowany port jest idealnie przygotowany. Na „dużym” komputerze jest lepiej niż na Steam Decku, ale do perfekcji bardzo dużo brakuje. Niżej możecie zobaczyć kilka zrzutów uchwyconych właśnie na komputerze.



Laptop Asus Vivobook 15 Pro
Od pewnego czasu jestem szczęśliwym użytkownikiem wyżej wymienionego laptopa. Skoro więc Cyberpunk 2077 działa na nim bardzo dobrze – i to z włączonym średnim trybem śledzenie promieni! – postanowiłem sprawdzić go również w The Last of Us: Part I. Okazało się, że miałem do czynienia z sytuacją bardzo podobną do grania na Steam Decku. Jasne, co jakiś czas osiągałem 60 klatek, aczkolwiek – nawet z najniższymi ustawieniami – nie mogłem komfortowo grać w tę produkcję.


Nadal występowały niestety odczuwalne spadki FPS. Nierzadko liczba klatek na sekundę była nawet jednocyfrowa, co jest ponurym żartem! Nie da się grać w tę produkcję na laptopie. Niżej możecie przyjrzeć się temu, jak gra wygląda na wspomnianym modelu laptopa.


Końcowe przemyślenia co do Decka
The Last of Us: Part I na Decku nadal jest tytułem, który niestety lepiej byłoby sobie darować. Po ponad dwóch tygodniach od premiery nie ma żadnej różnicy w działaniu. Są na szczęście pewne, drobne, plusy. Gra wyświetla mianowicie symbole Steam Decka i jego klawiszy, a więc nie powinno być problemu z odnalezieniem się w sterowaniu. Bardzo dobrze zaimplementowano też wibracje – choć oczywiście nie w stopniu porównywalnym do tego znanego z rewelacyjnego kontrolera DualSense. Jest to też niesamowicie bateriożerny tytuł. W pełni naładowany Steam Deck pozwala na granie w tę produkcję przez niecałe półtorej godziny.
Podsumowanie


The Last of Us: Part I zdecydowanie nie miał najlepszego startu. Mimo zapewnień Druckmanna, nie działa on dobrze na Steam Decku. Problemy z komputerową wersją gry można było niestety przewidzieć po ujrzeniu logotypów twórców. Okazuje się, że za port na komputery odpowiadało studio Iron Galaxy. Zasłynęli oni dramatycznej jakości konwersją Batman: Arkham Knight na komputery. Była ona tak zła, że zniknęła nawet ze sklepu Steama do momentu, kiedy gra będzie naprawiona. The Last of Us: Part I w wersji komputerowej mogę polecić wyłącznie posiadaczom dobrych komputerów stacjonarnych. Przygotujcie się jednak na to, że na tę chwilę gra nie jest wzorem optymalizowania portów. Naughty Dog nadal pracuje co prawda nad poprawianiem swojego tytułu. Jeśli zostanie on dostosowany do możliwości Decka, a przedpremierowe obietnice zostaną spełnione, dowiecie się o tym z naszej strony. Na razie działanie gry to loteria i nie wiadomo, jaki dostaniecie na nią kupon.
Kod recenzencki dostarczył polski oddział PlayStation.
Dodaj komentarz