Gatewalkers ukazało się na Steamie w pierwszej połowie stycznia. Czy warto zainteresować się tą polską grą? Dowiecie się tego z niniejszej recenzji.
Gatewalkers to produkcja, o której nie wiedziałem wiele przed ubiegłorocznym Gamescomem. Tytuł wydawał mi się całkiem interesujący, toteż chętnie sprawdziłem go osobiście w Kolonii. Po ograniu go w towarzystwie studia A2 Softworks natychmiast zacząłem śledzić tę grę w mediach społecznościowych. W tym miesiącu dostałem możliwość ogrania pełnej wersji Gatewalkers. Czy dobrze zrobiłem, decydując się na spędzenie z nią kilkudziesięciu godzin? Tego dowiecie się oczywiście z dalszej części recenzji. Najpierw, jak to u mnie standardowo bywa, przyjrzyjmy się opowieści, pomijając naturalnie wszelkie spoilery.
Fabuła

Wiele można napisać o Gatewalkers, ale na pewno nie to, że ta gra stoi fabułą. Wyraźnie stanowi ona zaledwie tło dla rozgrywki. Nie doświadczycie tu podejmowania decyzji kształtujących bieg wydarzeń. Wszystko, co widzimy jest z góry zaplanowane, a naszym zadaniem jest po prostu wykonywanie kolejnych, dość nieskomplikowanych, celów. Nie znaczy to, że nie ma tu jakiejkolwiek historii. Naturalnie – aby nikomu nie zepsuć poznawania jej na własną rękę – skorzystam z oficjalnego opisu. Mnie fabuła zdecydowanie nie wkręciła. Może jednak inaczej będzie z Wami?
Jesteś jednym z Gatewalkerów (Kroczących przez Bramy), ludzi zdolnych przechodzić przez Bramę do innych światów, które znajdują się po jej drugiej stronie. Stwórz drużynę z maksymalnie 3 innymi graczami w tej drużynowej grze o przetrwaniu. Walcz z przerażającymi potworami, mierz się z ekstremalną pogodą i wykonuj zadania zlecone przez Gildię. Przede wszystkim jednak, pozostań przy życiu
Źródło: Steam
Walka i rozwijanie postaci w Gatewalkers

Na pewno nikogo z Was nie zaskoczy fakt, iż w hack-n-slashu – jakim jest recenzowana gra – niezwykle istotne jest toczenie walk z przeciwnikami. Rodzaje dostępnych ruchów zależą od dzierżonej broni oraz odblokowanych umiejętności. W Gatewalkers nie ma bowiem standardowego podziału na klasy postaci. O naszych opcjach decyduje wyposażenie i kierunek rozwoju naszego bohatera. Naturalnie na początku rozgrywki postanawiamy, jak ma wyglądać. Edytor nie jest może i bardzo rozbudowany, ale i tak doceniam jego obecność. Pozwala nam on bowiem ustalić w pewnym stopniu aparycję naszej postaci. Możemy też aktywować w menu opcję wyłączania widocznego hełmu, z czego na pewno skorzystają gracze wyjątkowo zadowoleni z wykreowanej postaci. Wróćmy teraz jednak do starć. Podstawowy atak to oczywiście lekki cios, który jest zawsze dostępny. Pozostałych kilka ruchów – na przykład uderzenie w ziemię tarczą, czy unik kierunkowy – wiążą się z czasem odnowienia umiejętności. Często te kilka sekund potrafi stanowić o naszym być lub nie być. Naturalnie wysoce wskazane jest pozostawanie w ciągłym ruchu – przeciwnicy nie należą do najinteligentniejszych, ale nadrabiają to nierzadko szybkością wyprowadzanych ataków oraz liczebnością jednostek.
Drzewko rozwoju w Gatewalkers jest bardzo obszerne i z pewnością minie wiele czasu zanim będziecie w stanie odblokować wszystkie zdolności. Niektóre z nich są pasywne, aczkolwiek spora część z nich odblokowuje nam dodatkowe receptury. Dowiecie się o nich więcej z następnej części recenzji. Ja właściwie całkowicie ominąłem odnogę związaną z kosturem – nie widziałem siebie w roli maga. Muszę jeszcze niestety wspomnieć o pewnej wadzie. Mianowicie nierzadko natkniecie się na… angielskie opisy umiejętności. Bardzo dziwne jest dla mnie to, że polskie studio nie zadbało o należyte przygotowanie polskiej wersji gry przed wypuszczeniem jej z Wczesnego Dostępu na Steamie, a szkoda.
Wytwarzanie wyposażenia

Jednym z najistotniejszych, wręcz nieodzownych, elementów Gatewalkers jest z całkowitą pewnością wytwarzanie wyposażenia. Zapewniam Was, że nie zajdziecie daleko bez zbierania surowców i robienia z nich pożytku. Światy – jest ich pięć rodzajów – zapewniają różnego rodzaju i poziomu materiały. Może to być kłoda, mięso czy chociażby kamień lub woda. Następnie używamy ich do wytworzenia przedmiotów użytkowych lub broni czy osłon. Co jest bardzo sensowne – w locie możemy stworzyć podstawowe elementy, takie jak namiot, ognisko, pochodnia czy śpiwór. Gdy jednak rozpalimy ognisko i mamy odpowiednie surowce, możemy stworzyć balsamy lub zupę. Natomiast w naszej głównej siedzibie – Gildii – znajdziemy specjalne stanowiska. To tu ulepszymy nasze wyposażenie i stworzymy nową broń czy pancerze. Musimy oczywiście posiadać wymagane surowce oraz znać recepturę, a więc odblokować stosowne umiejętności. W światach, które zwiedzamy natkniemy się na różne rangi surowców. Im lepsze mamy sierp, kilof, nóż czy siekierę – ulepszamy je, oczywiście za surowce, w panelu rozwijania bohatera – tym większa jest szansa, że znajdziemy lepszej rangi surowiec. Trzeba jednocześnie wiedzieć, że różne światy odznaczają się innymi występującymi w nim materiałami. Warto zwrócić na to uwagę przed wybraniem biomu i udaniem się do portalu.
Elementy survivalowe w Gatewalkers

W Gatewalkers – o czym wspominałem już oczywiście po Gamescomie – występują elementy survivalowe. Musimy bowiem dbać o 3 parametry życiowe naszego bohatera. Dwa z nich są zawsze takie same – chodzi o poziom głodu i nawodnienia. Walczymy więc z napotykanymi zwierzętami – ba, czasem nawet sami ich szukamy – skórujemy je i zyskujemy mięso. Dodatkowo możemy je ugotować na ognisku, aby zapewnić sobie pewną czasową premię. Warto też dbać o pełne bukłaki – wystarczy podejść do jeziora, aby uzupełnić „ładunki” bukłaków, które to następnie możemy spożytkować na uzupełnienie nawodnienia postaci. Można też na przykład roztapiać śnieg nad ogniem, aby pozyskać wodę. Istnieje także trzeci parametr przetrwania – ten uzależniony jest od świata, w którym przebywamy. I tak w lesie jest to zdrowie psychiczne (pogarszające się, gdy zapadnie mrok), w lodowym temperatura ciała, a w toksycznym ewentualne obszary skażone trucizną. O zdrowie psychiczne dbamy, czekając na ranek przy źródle ognia – pochodni lub ognisku, natomiast o temperaturę ciała, oczywiście, siedząc przy ognisku. Aby przeżyć przy toksynach, musimy mieć odpowiednią maskę gazową, co oczywiście zachęca do przygotowania się do misji zanim się na nią udamy. Tym bardziej, że jeśli padniemy, to zdobyte wyposażenie tracimy bezpowrotnie.
Grafika i udźwiękowienie

Czytając do tego miejsca moją recenzję Gatewalkers, można odnieść wrażenie, że to całkiem niezła produkcja. Niestety, muszę Was rozczarować – okazuje się bowiem, że to bardzo nierówna gra. Nie sposób nie dostrzec, że jest ona zwyczajnie brzydka. To, co widać bynajmniej nie zasługuje na – dumnie nazwane w menu ustawień – określenie Ultra. Tekstury są często poszarpane, a recykling obiektów jest tu nagminny. Nie mogę też zrozumieć okazjonalnych, ale odczuwalnych, spadków liczby klatek na sekundę. Tak samo zresztą jak sporadycznego samoczynnego tracenia połączenia z siecią. Jest to tym bardziej dotkliwe, że połączenie internetowe jest absolutnie niezbędne, aby móc grać w Gatewalkers. Nawet grając samotnie, co jest oczywiście możliwe. Jednak z perspektywy grania mobilnego nie mogę polecić tej produkcji. Istnieje tu co prawda tryb współpracy, ale tylko ja w redakcji posiadam Steam Decka. Nie było mi wobec tego dane sprawdzić tego rodzaju rozgrywki.
W kwestii udźwiękowienia, to niestety Polacy nie mają się czym chwalić. Wszelkie odgłosy są niesamowicie sztampowe i nie zapadają w pamięci. Przyznaję, że musiałem włączyć grę krótko przed pisaniem recenzji, aby w ogóle przypomnieć sobie, jak ta gra brzmi. Na szczęście napotykani bohaterowie niezależni w Gildii brzmią nieźle, aczkolwiek tytuł ten na pewno nie zdobędzie branżowych nagród za udźwiękowienie.
Działanie Gatewalkers na Steam Decku

Już na Gamescomie widziałem, że Gatewalkers działa na Steam Decku. Właśnie na tej platformie ogrywałem udostępniony mi wtedy fragment tytułu. W związku z tym również do niniejszej recenzji grałem wyłącznie na Steam Decku. Na początku skupiłem się na graniu mobilnym, jednakże dość rozbudowane sterowanie skutecznie zniechęciło mnie do tego podejścia. Dowiecie się na ten temat więcej z dalszej części recenzji. Ostatecznie większość mojego czasu z grą spędziłem z komputerem umieszczonym w stacji dokującej od JSAUX. Jej test pojawi się niebawem na portalu, a więc już teraz zachęcam do zaglądania do nas. Wróćmy teraz jednak do dzieła polskiego producenta. Jego gra działa na Decku nawet w 60 klatkach (odpowiednio ustawiając ustawienia oczywiście), a czas pracy na jednym ładowaniu nie przekracza 2 godzin. Jest to więc dość standardowy wynik jak na ten sprzęt. Muszę jednak wspomnieć o głośnej pracy wentylatora, która jest dość zaskakująca. Tytuł ten nie wygląda przecież na bardzo wymagający, toteż wysokie obroty chłodzenia nie są czymś, czego się spodziewałem. Warto mieć to na uwadze – może to wielu osobom utrudnić komfortowe granie w nocy ze względu na współdomowników.
Sterowanie

Jak wspomniałem wyżej, większość mojego czasu z Gatewalkers spędziłem ze Steam Deckiem podłączonym do stacji dokującej. Szybko bowiem okazało się, że gra wymaga korzystania z wielu umiejętności (aktywowanych przyciskami lub klikając na nich w panelu u dołu ekranu). Dołóżmy do tego zarządzanie ogromnym ekwipunkiem i wytwarzanie przedmiotów, a okaże się, że nieodzowna będzie myszka. Wtedy wygoda gry ulega wyraźnej poprawie, w związku z czym zdecydowanie rekomenduję granie w tę produkcję na Steam Decku właśnie w trybie stacjonarnym. Co prawda można kombinować z tworzeniem własnych układów sterowania na Decku i z wykorzystywaniem ekranu dotykowego do aktywowania umiejętności, ale nie jest to moim zdaniem optymalne. Musimy koniecznie mieć też kontrolę nad naszą postacią. Zwłaszcza, że niemało ataków wykorzystuje też kierunek, w jakim jest zwrócony nasz bohater. O ile w przypadku grania stacjonarnego nie ma problemów, aby sterować poruszaniem za pomocą klawiatury oraz wskazywać cele ataków myszką, o tyle jest to nie aż tak wygodne na domyślnym układzie Decka. Może do tego jeszcze dojść otwieranie tajemniczych przejść, wciskając sekwencję przycisków kierunkowych – bez wahania rekomenduję granie na Decku w stacji dokującej.
Podsumowanie

Gatewalkers na pewno nie jest tragiczną grą. Zawarte w niej mechaniki survivalowe oraz odblokowywane umiejętności są całkiem interesujące i nie wątpię, że znajda się osoby, które spędzą z nią długie godziny. Zwłaszcza, jeśli lubią tryb współpracy – tytuł obsługuje maksymalnie czteroosobową kooperację. Jednocześnie nie jestem w stanie przejść obojętnie obok miałkiej fabuły, marnej grafiki, nijakiego udźwiękowienia, wybrakowanego spolszczenia oraz konieczności ciągłego bycia połączonym z siecią – nawet grając poza trybem współpracy. Ogółem jest to produkcja, która mogła być dobra, ale nie jest należycie dopracowane. Szkoda, że potencjał nie został wykorzystany. Cena, która widnieje na Steamie również raczej nie zachęca do eksperymentowania z tym tytułem. Może jednak zainteresuje Was dostępne na platformie Valve demo?
Kod recenzencki zapewnił producent – studio A2 Softworks.

Dodaj komentarz