Batman dostał w tym tygodniu kolejny film. Czy warto wybrać się na niego do kina? Dowiecie się tego z niniejszej recenzji.
Batman to bez wątpienia mój ulubiony komiksowy bohater. Po dziś dzień lubię czytać komiksy o jego przygodach, jak również grać w adaptacje perypetii Mrocznego Rycerza. Na portalu możecie znaleźć sporo moich recenzji zarówno komiksów, jak i gier konsolowych, a nawet karcianki. Niedawno informowałem Was też o przedsprzedaży planszówki w świecie tej postaci. Do odpowiedniego wpisu możecie oczywiście przejść za pomocą tego odnośnika. Nie da się więc ukryć, że Batman nawet po 100 latach od debiutu wciąż fascynuje fanów z całego świata. W piątek miałem przyjemność obejrzenia najnowszego filmu o wspomnianym bohaterze. Czy dobrze zrobiłem, idąc do kina? Odpowiedź przyniesie ta recenzja. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko zaprosić Was do lektury.
Fabuła

Oczywiście – kto czyta moje recenzje, ten doskonale o tym wie – jestem przeciwnikiem spoilerów. Wobec tego nie zamierzam zdradzać na temat przedstawianych wydarzeń niczego ponad to, co już wiadomo. Niżej możecie więc znaleźć oficjalny opis fabuły filmu Batman.
Dwa lata pod postacią Batmana i strach w sercach kryminalistów sprawiły, że Bruce Wayne ujrzał najmroczniejsze oblicze Gotham City. Mając u boku jedynie garstkę zaufanych sojuszników — w tym Alfreda Pennywortha i porucznika Jamesa Gordona — i występując przeciwko sitwie skorumpowanych urzędników oraz osobistości, samotny mściciel stał się w mniemaniu obywateli miasta jedynym obrońcą sprawiedliwości. Nieznany zabójca w sadystyczny i wyrachowany sposób nęka elitę Gotham. Największy Detektyw Świata, kierując się zaszyfrowanymi wiadomościami, trafia do półświatka. Wreszcie dowody zaczynają się konkretyzować, a zamiary sprawcy stają się jasne. Batman zostaje zmuszony do szukania nowych sprzymierzeńców, żeby zdemaskować winowajcę i położyć kres nadużywaniu władzy i korupcji, od dawna nękających Gotham City
Oficjalny opis filmu
Muszę przyznać, że wątki są bardzo wiarygodnie prowadzone i ani trochę nie nudziłem się przez cały czas trwania filmu. Bynajmniej nie należy on do najkrótszych – zdecydowano się bowiem na stworzenie 3-godzinnej produkcji. Muszę jednocześnie przyznać, że seans upłynął niesamowicie szybko i nie zauważyłem żadnych dłużyzn. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to drobne zastrzeżenia mam do kreowania związku między Batmanem, a pewną kobietą. Ich wątek romansowy (na szczęście nie gra pierwszych skrzypiec) wydaje się być niepotrzebny. Za szybko osoby te stają się też sobie bliskie. Zdecydowanie przydałoby się jeszcze kilka scen, które wyjaśniłyby tworzenie się odpowiedniej więzi. To jednak zaledwie drobna uwaga, nie wpływająca na ogólny bardzo pozytywny odbiór filmu.
Batman – obsada sprzymierzeńców

Nie będę naturalnie wymieniał wszystkich aktorów, których zaangażowano do współpracy przy tworzeniu recenzowanego filmu. Wspomnę jednak o postaciach, które najbardziej zapadły mi w pamięci. Jedną z nich jest niewątpliwie Alfred Pennyworth – w tej roli Andy Serkis. W filmie Matta Reevesa lokaj Bruce’a Wayne’a jest przedstawiony w moim przekonaniu najlepiej z filmowych wersji. Pomijając kwestię aparycji, odbiegającej od tego, co znamy z komiksów, samo podejście i przeszłość postaci są jak najbardziej zgodne z kanonem. Nierzadko Pennyworth pomoże Batmanowi rozwikłać jakąś zagadkę, korzystając z wiedzy nabytej podczas swojej militarnej przeszłości. Podobało mi się takie podejście w serialu Gotham i nie inaczej było w najnowszym filmie.
Pozostając jeszcze przy różnicach w wyglądzie, nie sposób nie dostrzec rozbieżności między oryginałem, a filmową wersją Jima Gordona. W recenzowanym filmie gra go Jeffrey Wright i po pierwszym zdziwieniu związanym z wyglądem szybko się otrząsnąłem. Gordon często współpracuje z Batmanem, zapewniając mu dostęp do miejsc, w których nie powinien być. Jego relacja z mścicielem jest bardzo wiarygodna i Wright spisał się na medal. Łatwo można uwierzyć, że Jim jest targany sprzecznymi emocjami. Z jednej strony chce się zachować zgodnie z zasadami, jakie powinny przyświecać służbom mundurowym. Pragnie jednak też złapać przestępców, przez co jest niejako zmuszony do współpracowania z Mrocznym Rycerzem. Bardzo jestem ciekaw dalszego rozwijania tej postaci w kolejnych filmach.
Batman – przeciwnicy

Czym byłby Batman bez swoich przeciwników? Bardzo spodobał mi się umiar co do wykorzystanych oponentów w recenzowanym filmie. Tak na dobrą sprawę znajdziemy tu dwie główne postaci oraz jedną poboczną, należącą do jednej z rodzin mafijnych. Jednym z głównych przestępców jest oczywiście Pingwin. Wcielił się w niego Colin Farrell i muszę przyznać, że moim zdaniem nie sposób go rozpoznać. To, co zrobili charakteryzatorzy to prawdziwe mistrzostwo świata. Uważam, że nie można byłoby stworzyć lepszego Cobblepota. Nie jest to tak karykaturalny wizerunek, z jakim mieliśmy do czynienia w filmie z 1989 roku. Teraz postawiono na uderzający realizm, dzięki czemu wygląd postaci może kojarzyć się z tym, który widzieliśmy w grze Batman: Arkham City. Bardzo spodobała mi się też gra ciała i intonacja, którą charakteryzuje się sposób bycia Pingiwna. Tak jak Heath Ledger po prostu stał się Jokerem w Mrocznym Rycerzu, tak Farrell jest Pingwinem w tegorocznym Batmanie. Jego sceny to prawdziwa uczta.
W filmie znajdziemy też Człowieka Zagadkę, o zgoła innej aparycji i stylu niż ten, który znamy z kart komiksów. Naturalnie nadal pozostawia on, nomen omen, zagadki, prowadzące do kolejnych potencjalnych ofiar. Zagadka jest grany dobrze, aczkolwiek nie jest to przestępca, który jest tak charakterystyczny jak jego pierwowzór. Nie chcę pisać o nim więcej, aby w mojej recenzji nie pojawiły się spoilery. Mogę jednak wspomnieć, że jestem ciekaw wyraźnie zaakcentowanej pod koniec filmu współpracy z innym przeciwnikiem z Gotham. Może to doprowadzić do bardzo interesujących wydarzeń – czas jednak pokaże, co z tego wyniknie. Ja już czekam i na pewno wybiorę się do kina na kontynuację.
Jestem nocą

Nie mogę nie pochwalić filmu za to, jak został w nim przedstawiony Batman. W żadnym innym filmie nie ukazano aż tak wielkiego znaczenia Bat-sygnału. Owszem, jest to niewątpliwie znak, który informuje mieszkańców Gotham, że ktoś nad nimi czuwa. Niezaprzeczalnie to również wiadomość dla Nietoperza, że pora działać. To jednak również, a może przede wszystkim, symbol, przerażający rzezimieszków. Widząc na niebie znak nietoperza, nierzadko rezygnują oni z dokonywanej zbrodni, woląc ratować się. Często rzucają wszystko i szukają schronienia przed tajemniczym, wręcz legendarnym, mścicielem. Nie spotkałem się jeszcze w filmach z tak doskonałym zaprezentowaniem oddziaływania Bat-sygnału na prostych kryminalistów.
Oczywiście nie wszyscy uwierzą, że ktoś przebiera się za nietoperza i ściga przestępców. To właśnie wtedy wkracza do akcji tytułowy bohater. Zaczyna się dość tajemniczo. Mrok, niczego nie widać. Nie znaczy to bynajmniej, że można spokojnie dalej grabić i nękać Gothamczyków. Ciężkie buty stukają o podłogę, przywodząc na myśl zbroję. Takie sceny są naprawdę imponujące i zdecydowanie warto oglądać ten film w kinie z dźwiękiem Atmos.
Batman w akcji
Po chwili z ciemności wyłania się Batman i nie mija wiele czasu, a bohater przystępuje do walki z przeciwnikami. Muszę tu zaznaczyć, że styl walki Batmana jest najbardziej brutalnym z dotychczasowych filmów. Nie ma w tym oczywiście niczego dziwnego. To dopiero początek działalności tej postaci, jego drugi rok, toteż nie opanował jeszcze wszystkich targających nim emocji. W pewnym momencie można też dostrzec moment zawahania przed wykonaniem pewnej ikonicznej akcji tego bohatera. Muszę również docenić ogromną wagę wątków detektywistycznych w nowym filmie. Batman w końcu jest ukazany głównie jako detektyw, dokładnie badający miejsca zbrodni. Oczywiście nadal pojawiają się sekwencje walki, pościg (w nowym, bardzo drapieżnym Batmobilu) czy gadżety. Jest ich jednak stosunkowo niewiele. Reeves pokazał Batmana jako postać korzystającą głównie z intelektu, co jest świetną decyzją. Nie brakuje oczywiście scen z Brucem Waynem, aczkolwiek są one w mniejszości. To głównie produkcja o jego alter-ego i muszę przyznać, że Pattinson (mimo moich obaw) idealnie odnalazł się w roli.
Udźwiękowienie

Nowy Batman oferuje również interesujące doznania artystyczne. Wspomniałem już wcześniej o odgłosu kroków w ciemności. To nie jedyny środek wyrazu, definiujący brudne, dwulicowe miasto, jakim jest Gotham. Przede wszystkim znajdziemy w nim całkiem sporo deszczu, co w połączeniu ze wspomnianymi odgłosami kroków daje niesamowicie imponujący efekt, napawający respektem. Wszystkiego dopełnia naturalnie fantastyczna muzyka. Sam główny motyw muzyczny Batmana jest utworem, który na dobre zagościł na mojej liście odtwarzania na Spotify i do którego często wracam. Możecie go oczywiście odsłuchać niżej.
Oczywiście sama muzyka to nie wszystko. Bardzo dobrze brzmi też Batmobil. Słychać drzemiącą pod maską moc i prędkość, kiedy ściga pewnego przestępcę po ulicach miasta. Uderzenia wyprowadzane przez Nietoperza i przeciwników dopełniają świetnej choreografii i można niemal poczuć ból oponentów. Tym bardziej, że – ponownie, podobnie jak w serii Batman: Arkham – nasz mściciel nie stroni od wykorzystywania przeciw swym nieprzyjaciołom odebranych im kijom baseballowych. Odgłosy wystrzałów, czy wybuchy również zrealizowano bardzo dobrze i wiem, że kiedy będę oglądał ten film w domu, to na pewno będę musiał to robić w słuchawkach.
Podsumowanie
Batman to rewelacyjny film, przy którym powinien dobrze się bawić nie tylko fan postaci, ale i miłośnik dobrych kryminałów. Bardzo spodobało mi się to, że nie przedstawiono po raz kolejny genezy postaci, a więc śmierci rodziców Wayne’a. Zamiast tego dostaliśmy spojrzenie na to, jak Bruce oraz Alfred radzą sobie z emocjami po feralnym wydarzeniu. Otrzymaliśmy Bruce’a-odludka, któremu bardzo daleko do playboy’a, jako którego można go kojarzyć. Niewykluczone, że w przyszłości ujrzymy również taką wersję postaci, jeśli odpowiednio będzie ona kreowana. Batman to fenomenalna, 3-godzinna uczta, w której ani jedna minuta nie jest zbędna. W moich oczach to najlepszy film o tym bohaterze, przebijający nawet serie Nolana oraz Tima Burtona, a to naprawdę wiele o nim mówi.
Dodaj komentarz