Ratchet & Clank: Rift Apart powracają w najnowszej produkcji na PlayStation 5. Tytuł od początku zapowiadany jako pokaz możliwości nowej konsoli, ale jak sprawuje się w akcji nowa przygoda ikonicznego duo? Czy po prawie 20 latach obecności serii na rynku Insomniac jest w stanie zaskoczyć nas czymś nowym?
Nie sposób zacząć recenzji nowego Ratcheta od czegoś innego niż oprawa audio wizualna. Bez zbędnego przeciągania – ta gra jest po prostu prześliczna. Ja wiem, że w kontekście gier z tej serii stwierdzenie „wygląda jak film animowany” stało się już kliszą jeszcze za czasów Tools of Destruction na PS3, ale kurcze – stwierdzenie to oddaje dokładnie to z czym mamy tu do czynienia. Albo nawet dalej – Rift Apart wygląda lepiej niż film animowany! Animacje postaci, grafika, poziomy – wszystko wygląda niesamowicie i w ruchu ogląda się to bardzo przyjemnie. To jest zupełnie nowa jakość, jakiej do tej pory nie widzieliśmy. I warto to po prostu zobaczyć na własne oczy. Wtedy docenimy magików z Insomniac Games i to jak piękną grę stworzyli. Wydaje mi się, że aktualnie nie ma ładniejszej gry na rynku.
Do wyboru mamy 3 tryby wyświetlania obrazu. Możemy grać w 4K w 30 klatkach na sekundę z włączonym Ray Tracing i dodatkowymi efektami graficznymi (sam wybrałem tę opcję). Fani 60 klatek mogą wybrać zabawę w 4K bez RT, albo w niższej rozdzielczości z włączonym śledzeniem promieni.
Developerzy z Insomniac Games potrafią wykorzystać potencjał drzemiący w konsoli PlayStation 5. Już w przypadku Miles Morales czy Remastera Spider-Mana widzieliśmy jak wykorzystują szybkość dysku SSD konsoli by całkowicie wyeliminować czasy ładowania. W Rift Apart jest podobnie, bo nie uświadczymy tutaj żadnych ekranów ładowania. Podróż między planetami odbywa się z szybkim cięciem, niemalże jak w filmach.
Szybkość ładowania danych wykorzystana została także do podróży między wymiarowych przez specjalne portale. W grze porozrzucane są miejsca gdzie za pomocą wyrwy w czasoprzestrzeni możemy przenieść się do zupełnie innego świata. Przejście to jest płynne prawie tak jakbyśmy przechodzili z pokoju do pokoju. W jednej chwili jesteśmy na planecie pełnej roślinności by sekundę później być gdzieś w przestrzeni kosmicznej. Bez żadnego ładowania! Są tu też etapy gdzie możemy przełączać się pomiędzy dwoma wersjami tego samego świata. Uderzając w specjalny kryształ całkowicie transformujemy nasze otoczenie, wszystko w jedną sekundę bez żadnego doczytywania danych.
Natomiast warto nadmienić, że wszelkie tego typu przejścia są z góry wyreżyserowane. Jeśli ktoś liczył na pełną dowolność w tworzeniu portali jak w grze Portal to niestety się zawiedzie. Twórcy mają pełną kontrolę nad tym w jakich momentach możliwość przejścia do innego świata się pojawia. Nie zmienia oczywiście to faktu, że egzekucja tego pomysłu jest na szóstkę z plusem!
Technicznie tytuł przygotowany jest fenomenalnie. Nie można się do niczego przyczepić, całość wygląda obłędnie i po prostu trzeba to zobaczyć, najlepiej w połączeniu z dobrym telewizorem! Ale żeby nie było, że tak wszystko chwalę to jednak po jakimś czasie zabawy, jak już ten pierwszy zachwyt nam minie to zobaczymy, że pod powierzchnią gra niewiele się zmieniła przez te lata. Pod spodem to szkielet dobrze znany nam od 2002 roku. Ratchet i Clank często nazywane są platformówkami, ale w moim odczuciu to bardziej strzelanki TPP z elementami platformowo-zręcznościowym. Skakanie tu występuje, ale nigdy nie jest ono w centrum uwagi. To nie Crash Bandicoot i raczej nie zginiecie tutaj od źle wymierzonego skoku.
Generalny schemat zabawy nie różni się praktycznie niczym od innych gier z serii. Podróżujemy z planety do planety. Część z nich to etapy bardziej korytarzowe i zamknięte (oczywiście z pewnymi odnogami i sekretami), inne zaś są odrobinę większe i bardziej otwarte. Na każdej z planet czeka na nas kilka zadań głównych plus ewentualne zadania poboczne. Oprócz tego mamy masę sekretów do odkrycia. Nowe stroje czy materiały potrzebne do rozwijania broni poukrywane są czasami w nieoczywistych miejscach. Światy są różnorodne i każdy ma coś czym się wyróżnia od reszty. Raz będziemy ratować przed armią Imperatora uwięzionych mnichów, innym razem zanurzymy się do podwodnej bazy gdzie polować na nas będzie tajemnicza bestia by na końcu odwiedzić zatokę robo piratów.
Jeśli Rift Apart jest dla was pierwszym kontaktem z serią, lub mieliście dłuższą przerwę w obcowaniu z tym duetem, to pewnie nie zauważycie tego, że w warstwie rozgrywki niewiele się zmieniło na przestrzeni lat. To bardziej takie osoby jak ja zauważa, że robimy cały czas to samo.
Oczywiście nie zrozumcie mnie źle – to, że rozgrywka nie przeszła żadnej ewolucji nie oznacza, że nie daje ona frajdy. Wręcz przeciwnie. Strzela się tutaj wyśmienicie! Jak zwykle twórcy stworzyli niesamowity arsenał pukawek, z których chce się korzystać. Przy okazji broni developerzy też wykorzystali potencjał adaptacyjnych spustów kontrolera Dual Sense. Przy strzelaniu triggery wibrują dając niesamowity feedback i odczucie jakbyśmy naprawdę strzelali. Dodatkowo większość broni ma różne właściwości, w zależności od tego jak mocno wciśniemy spust. Przykładem niech będzie kosmiczny Shotgun. Lekko wciskając R2 wystrzelimy jeden pocisk, natomiast wduszając przycisk do końca wystrzelimy z obu luf jednocześnie.
Nasz arsenał rozwija się w miarę jak z niego korzystamy. Dodatkowo poszczególne bronie możemy też rozbudowywać za pomocą zbieranych materiałów. Często efekty są dość znaczące, bo broń zacznie strzelać szybciej, zadawać więcej obrażeń czy wystrzeliwać więcej promieni na raz. Ograniczona amunicja do pukawek sprawia także, że nie możemy się przywiązać do jednego oręża. W trakcie potyczek będziemy często zmieniać broń i próbować w akcji różne kombinacje. Sam często musiałem się chwilę zastanowić przy wyborze, bo nie chciałem np. używać broni, która jest już maksymalnie rozwinięta.
W grze sterujemy nie tylko Ratchetem, ale także zupełnie nową postacią – Lombaksicą Rivet. Fajnie, że pojawia się nowa bohaterka, natomiast w kontekście rozgrywki nie ma między nimi żadnych różnic. Cały rozwój postaci, broni, wykupione ulepszenia itd przenoszą się między postaciami. Jak kupimy jakiś pistolet jako Ratchet i rozwiniemy go do poziomu 2, to identyczną broń w swoim arsenale znajdzie Rivet. Wspólne konto na śrubki, wspólny ekwipunek – generalnie wszystko jest wspólne. Tak naprawdę można uznać nową postać jako alternatywną skórkę, bo nie ma między nimi absolutnie żadnych różnic. A jak już obu bohaterów ubierzemy w zbroje zasłaniające twarz to można nawet nie zauważyć, że zmieniła się postać, oczywiście dopóki w cutscence się nie odezwie. Z punktu widzenia rozgrywki taki zabieg może i ma sens, ale z punktu widzenia narracji jest to po prostu głupie. I choć pada tutaj kwestia, która do tego nawiązuje i próbuje w jakiś sposób uzasadnić, to nie zmienia faktu, że trochę to kłuje w oczy.
Tym sposobem chciałbym przejść do fabuły, która jest ciekawa i wciągająca. Ponownie Ratchet i Clank muszą stawić czoła złemu Dr. Nefariousowi. Tym razem złoczyńca ukradł urządzenie do manipulacji wymiarami i całą trójkę przetransportował do alternatywnego świata, w którym poznajemy wspomnianą przed chwilą Rivet. To sympatyczna opowieść, przystosowana także dla młodszych graczy. Cieszę się, że tego typu gra powstała, że możemy pokazać moc drzemiącą w nowej konsoli w przyjazny dla najmłodszych sposób!
Tym bardziej, że gra oferuje pełną polską wersję językową. Ta jest wykonana ok, ale generalnie dubbing do tego typu produkcji się nam zazwyczaj udaje. Szkoda trochę, że przez lata zmieniali się aktorzy głosowi użyczający głosu Ratchetowi i Clankowi. Przez to polski fan mógł już słyszeć kilka wersji tych postaci. Angielskojęzyczni gracze mają pod tym względem spójność sięgającą 2002 roku.
Gra oferuje aż 5 trybów trudności. Najłatwiejszy z nich daje nieśmiertelność sterowanemu bohaterowi, więc nie sposób w nim zginąć. Oczywiście pewnych purystów może to drażnić, ale ja się cieszę, że taka opcja jest. Każdy dobierze poziom do swoich umiejętności, a jeśli ktoś jest mniej sprawny lub po prostu ma mniejsze doświadczenie to nie musi być od początku odrzucony poziomem trudności. A jak gardzicie takimi ułatwieniami to twórcy przygotowali też wyższe wyzwania. Sam wybrałem środkowy wariant i grało się przyjemnie. Ginąłem najczęściej podczas większych potyczek, ale też nie było to przesadnie często.
Przejście całości zajmie nam kilkanaście godzin, czas ten wydłużymy jeśli chcemy zebrać wszystkie znajdźki czy zdobyć wszystkie trofea. Sekretów jest całkiem sporo, ale po zdobyciu wszystkiego raczej nie sądzę byśmy chcieli do gry powrócić. Przez to niestety mam problem z jednoznacznym poleceniem tego tytułu. To techniczny majstersztyk, tytuł pokazujący potencjał jaki może wnieść nowa generacja, ale jednocześnie zabawa na raz i nie wiem czy do końca warta prawie 350 zł. Zagrać w ten tytuł trzeba, bo to jedynie w swoim rodzaju doświadczenie, ale decyzję o tym kiedy się w tę grę zaopatrzyć pozostawiam wam.
Grę do recenzji udostępniło PlayStation Polska.
Rozgrywka:
Dodaj komentarz