Switch ma to do siebie, że nawet chodząc po domu, można grać w grę i całkowicie się w niej zatracić. Początkowo nie wiedziałam, o co chodzi, bo w Legend of Keepers grałam na Switchu Lite, a co za tym idzie, mniejszy ekran – mniej widoczne napisy. Trochę błądziłam, kilka razy zaczynałam totalnie od początku, lecz ostatecznie się wkręciłam. Legend of Keepers jest dostępne od 29 kwietnia 2021, nie tylkonaSwitcha, ale również na PC i STADIA.
Legend of Keepers to dziecko Goblinz Studio. Jest to gra z gatunku roguelite RPG z systemem turowej walki. W przeciwieństwie do innych tego typu gier (mam na myśli) dungeon crawler, zadaniem każdego z graczy nie jest przemierzanie kolejnych lochów i likwidowanie wrogów, tylko ochrona skarbów i unicestwienie nadciągających bohaterów.
Startujemy z zabawą
Jak już wcześniej wspomniałam, ekran na moim Switchu Lite ma 5.5 cala (normalny Switch ma niewiele więcej, bo 6.2 cala, jednak różnica jest widoczna). Chcąc się poruszać po grze, dosłownie musiałam zmrużyć oczy, żeby wiedzieć, jakich przycisków używać. Na całe szczęście szybko można to opanować. Gra już od samego początku mi się spodobała, bo nie wymaga ona niesamowitego korzystania z kombinacji kilku przycisków. Jednak czasami trzeba pomyśleć, jak ustawić postacie i na czym dokładnie się skupić, żeby wygrać starcie.
Rozpoczynamy zabawę z przeuroczą sekretarką, która wprowadza nas w całą historię i przygotowuje na to, co będzie nas czekało w Podziemiach.
Pierwsze starcie
Moje pierwsze rozstawienie postaci oraz pułapek było całkowicie przypadkowe. Głównie dlatego, że musiałam na własnej skórze przekonać się, jak to ma działać i o co chodzi w tym wszystkim. Starcie z przeciwnikami dzieli się na kilka planszy, w których rozstawiamy postacie, stawiamy pułapki, mamy również komnatę w której nasz Jarzmiciel używa jednej ze swoich umiejętności. W ostatniej planszy to właśnie on broni dostępu do skarbu. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z mojego zadowolenia, kiedy udało mi się pokonać przeciwników przed ostatnią planszą. Brawo Ja!
Co do samej grafiki, to muszę przyznać, że areny na których walczymy wyglądają całkiem ciekawie. Reszta oczywiście przypomina stare dobre dzieciństwo i pierwsze, lekko pikselowe gry.
Misje w Legend of Keepers
Nasz Jarzmiciel jest bardzo obowiązkowy i swoje zadania wykonuje według kalendarza. Jedna misja na jeden tydzień. Z każdą misją zbiera doświadczenie, nowe postacie, nowe pułapki, złoto, krople krwi oraz łez. Są to zasoby, które wykorzystamy do zwiększania umiejętności postaci i pułapek, oraz do zakupu zupełnie nowych. Żeby było ciekawiej, można też wymienić jedną walutę na inną, co może okazać się bardzo pomocne. Niestety, nasze maleńkie potworki się męczą, więc od czasu do czasu musimy je usunąć z misji, by odpoczęły i nabrały sił. Przyznaję, że w jednej z misji źle to rozegrałam, przez co przegrałam. Podobnie jak w Hadesie, dopiero po przegranej nasza główna postać odbiera swoje PD.
Każdy tydzień to inne zadanie. Nie każde polega na walce. Co jakiś czas dostaniemy możliwość zwiększenia umiejętności wybranych postaci, treningu, ulepszenia pułapek czy po prostu zadanie kompletnie niezwiązane z walką i ochroną skarbu. Cień ukrytej fabuły, można rzec. Jeżeli skusicie się na grę, pamiętajcie o artefaktach – warto je zbierać, jednak nie każde pomagają tak, jakbyśmy tego chcieli. W głównym menu znajdziemy również Kronikarza, który kolekcjonuje różne dodatkowe przedmioty, pomagające nam w walce. Odblokujemy je, wypełniając odpowiednie zadania.
Można się wkręcić!
Kiedy już udało mi się odblokować kolejną misję, całkowicie się wkręciłam. Okazuje się, że nasz Jarzmiciel zbiera punkty talentu, by zwiększyć swoje możliwości. Nie odblokowałam jeszcze pozostałych potężnych bossów, jednak mam wrażenie, że zrobię to jeszcze dziś w nocy.
W każdej misji ustawiamy sobie poziom trudności. Na razie jestem na tym etapie, że działam na poziomie „normalnym”. Smutno mi się zrobiło, kiedy polubiłam się już z pewnymi postaciami i pułapkami, a okazało się, że w kolejnej misji one znikają i pojawiają się w ich miejsce zupełnie nowe. Całe szczęście operują one całkiem ciekawymi umiejętnościami (choć moim ulubionym pozostanie krwawienie na kilka rund).
Fajny bonus pojawia się po wygranej bitwie – otrzymujemy zupełnie nową postać / pułapkę do wyboru lub wybieramy zwiększenie umiejętności Jarzmiciela. Do wyboru, do koloru! Z kolei awans oznacza dodatkową komnatę z mocną postacią, która walczy w naszej drużynie.
Co ze sterowaniem?
Okazuje się, że jest całkiem proste. O ile na samym początku miałam problem z rozszyfrowaniem literek na ekranie Switcha, tak z czasem sterowanie stało się automatyczne. Całe szczęście, że konsola ma dotykowy ekran, bo często zamiast korzystać z przycisków, korzystam wyłącznie z ekranu.
Ręcznie dobieramy postacie i pułapki na plansze. Przeważnie wystarczy posługiwanie się lewym joystickiem i akceptujemy swój wybór klikając „A”. Z kolei „R” przenosi nas do zagospodarowania kolejnej planszy przed rozpoczęciem bitwy, natomiast „B” standardowo cofa nas do poprzedniej strony. Większość, tak jak już wspomniałam, wystarczy zrobić za pomocą dotykowego ekranu.
Chce się więcej
Coraz częściej spotykam się z sytuacją, w której gra na samym początku nie interesuje mnie wcale, a później okazuje się, że ciągle w nią gram. Podobnie jest w przypadku Legend of Keepers. Czyżbym stawała się doborowym graczem? Tak, żartuję. Wracając do recenzji, wydaje mi się jednak, że w wersji na PC nie musiałabym tak mrużyć oczu na samym początku. Mimo to uważam, że można się skusić na długą rozgrywkę i solidną obronę skarbu!
Kod recenzencki dostarczyło Goblinz Studio.
Dodaj komentarz