Ubisoft po raz trzeci zabiera nas w świat hakerów i walki z systemem. Czy Watch Dogs: Legion jest udaną produkcją?
Seria Watch Dogs dotychczas była trudną w ocenie jeśli chodzi o klimat. Jedynka przestawiała poważną, osobistą historię Aidena Pierce’a i odznaczała się ponurą atmosferą. Ulice miasta często były przedstawione w nocy w towarzystwie deszczu. Druga część diametralnie różniła się od poprzedniej. Tytuł pozwalał nam wcielić się w o wiele młodszego bohatera – Marcusa Holloway’a – a sama rozgrywka charakteryzowała się zdecydowanie większym luzem. Bronie mogliśmy drukować w drukarce 3D, nasza grupa hakerów składała się z luzaków, a do zdobywania kolejnych umiejętności niezbędne były coraz wyższe poziomy „lajków” uzyskiwanych od społeczności. Nie ukrywam, że nie mogłem się przekonać do dwójki – jest ona dla mnie za bardzo młodzieżowa. Na szczęście Watch Dogs: Legion nie powtarza tego, w moim przekonaniu, błędu. Tegoroczna odsłona stoi pomiędzy dwiema poprzednimi i niewątpliwie wyszło jej to na korzyść. Nie mamy teraz ponurego miasta i Londyn nierzadko mieni się mnóstwem barw. Nie znaczy to bynajmniej, że znów mamy wesołe, radosne hakowanie w gronie przyjaciół – co to, to nie.
Opowieść przedstawiana przez Ubisoft w Watch Dogs: Legion jest bardzo poważna, a jej zasięg jest globalny. Nie będę oczywiście opisywał całego scenariusza, ale zaznaczę kilka wydarzeń, których będziemy świadkami. Jeśli nie chcecie wiedzieć kompletnie niczego o fabule, przejdźcie do następnego akapitu tekstu. Natomiast jeśli nie przeszkadza Wam delikatne zarysowanie wydarzeń, przystępuję do wprowadzenia Was w tę historię. Gra rozpoczyna się od infiltrowania rządowej placówki przez Daltona Wolfe’a – jednego z członków znanej z serii grupy DedSec. Jego misja nie powodzi się, w wyniku czego w Londynie wybucha kilka bomb. Wina za ich detonacje spada na DedSec. Rząd wzywa specjalną organizację militarną, Albion, aby zaprowadziła ona porządek, a hakerska grupa wycofuje się, zostawiając mieszkańców samych sobie. Szybko okazuje się, że Albion zaczyna wprowadzać własne reguły, a osoby, które głośno się im sprzeciwiają giną w tajemniczych okolicznościach. W takich realiach przyjdzie nam działać. Sabine, przywódczyni hakerów, wzywa jedną z osób na liście kontaktów. Nowy haker wydaje się być właściwy do powierzonej mu pracy i na jego barkach spoczywa odbudowanie DedSec oraz stworzenie tytułowego Legionu, który sprzeciwi się skorumpowanej władzy. Tak zaczyna się opowieść w Watch Dogs: Legion . Przyznaję, że mimo fabuła nie jest wybitna i szybko schodzi na dalszy plan, to sam pomysł na opowieść jest bardzo dobry. Kojarzy mi się on z kolejnym sezonem Domu z papieru – w dziele Ubisoftu również mamy do czynienia z walką przeciw systemowi Nasza podróż wymaga do ukończenia (chodzi oczywiście o wątek główny) około 15 godzin. Jest to przyzwoity czas jak na podstawową kampanię fabularną, a dodatkowo możemy go wydłużyć, wykonując wiele zadań i aktywności pobocznych. O nich jednak więcej później, a teraz skupmy się na wyjaśnieniu podtytułu gry.
Legion w nazwie tegorocznej odsłony nie jest przypadkowy. Studio Ubisoft zapowiadało, że w recenzowanej produkcji nie będzie jednego głównego bohatera. Producent wywiązał się z tej obietnicy. Nowe Watch Dogs pozwala grać jako każdy mieszkaniec, którego spotkamy. Wyciągamy telefon, uruchamiany narzędzie do profilowania i patrzymy, jakie umiejętności ma dany Londyńczyk. Co istotne, dostępne postaci są cały czas generowane proceduralnie i nigdy nie możemy mieć pewności, na kogo natkniemy się w danym miejscu. Wracając do profilowania, jeśli odpowie nam typ odkrytej postaci, możemy przystąpić do misji rekrutowania jej i włączania w nasze szeregu. Również zadania stawiane przez potencjalnego członka ekipy są losowo wybieranie. Czasem będziemy musieli usunąć wpis z bazy danych i serwerów Albionu, innym razem pozbyć się konkretnej osoby, a jeszcze kiedy indziej dotrzeć w określone miejsca w zadanym czasie. Oczywiście misje te powtarzają się, ale mimo tego dobrze bawiłem się, powiększając swój oddział. Spora w tym zasługa różnorodności naszych buntowników.
Studio Ubisoft oddało nam do dyspozycji tak różnorodne postaci, że z całkowitą pewnością każdy znajdzie kogoś dla siebie. Mamy więc programistę gier, ale znajdzie się także robotnik drogowy wyposażony w klucz francuski, emerytka korzystająca z paralizatora i odznaczająca się bardzo mało zwinnymi ruchami, czy płatny zabójca wyposażony w garotę. Możemy również wcielić się w operatora drona i na tym urządzeniu pokonywać pozornie niedostępne przeszkody, przejąć kontrolę nad policjantem, który będzie zakładał kajdanki zdejmowanym po cichu przeciwnikom, czy na przykład wcielić do swojej drużyny zabijakę, na pierwszym miejscu stawiającego walkę na pieści. Bardzo dobrym zabiegiem jest przełączenie się między członkami naszego zespołu – wybieramy na mapie naszego podkomendnego i znajdujemy go przemierzającego miasto albo pochłoniętego inną czynnością. Dzięki temu mamy wrażenie, że miasto żyje, a nasze postaci nie są tylko linijkami kodu. Warto zaznaczyć, że jeśli chcemy, możemy na początku gry wybrać tryb permanentnej śmierci – jeśli się na to zdecydujemy, śmierć naszej postaci będzie nieodwołalna i nie będziemy mogli już grać jako ta osoba. Nie macie jednak powodu obawiać się o rozwój i umiejętności – te są przypisane do klas postaci, a nie personalnie do każdej jednostki z osobna.
Ogromną zaletą Watch Dogs: Legion jest grafika. Londyn już teraz zachwyca odwzorowaniem miasta i mnóstwem szczegółów. Nie mogę się doczekać darmowej aktualizacji do wersji na PS5 – możecie być pewni, że przygotuję zestawienie różnic między PlayStation 4 i PlayStation 5 kiedy uruchomię tę grę na nowej konsoli Sony. Wróćmy jednak do aktualnego wyglądu produkcji i projektu świata.. Można bez problemu jeździć bez mapy na podstawie charakterystycznych punktów orientacyjnych. Znajdziemy więc London Eye, Pałac Buckingham, czy wiele znanych mostów. Oczywiście wciąż mamy możliwość ustawienia na mapie znaczników, do których będzie nas kierowała wielka strzałka, której często nie sposób zgubić. Jest też coś dla zwolenników szybkiej podróży – stacje metra. Korzystając z nich, możemy błyskawicznie przenieść się do nowej dzielnicy i spróbować ją wyzwolić. Jest to niezbędne, chcąc mieć dostęp do coraz większej liczby misji rekrutacyjnych. Nie znaczy to bynajmniej, że nie warto zwiedzać wirtualnego Londynu. Na odnalezienie czeka cała masa znajdziek. Odszukamy więc nagrania dźwiękowe i różnego rodzaju maski. Warto poświęcić im nieco miejsca. Maski zakładamy automatycznie, wchodząc na zastrzeżony teren. Projektanci ze studia Ubisoft odwalili kawał dobrej roboty, dzięki czemu czeka na nas prawie 40 masek. Znajdziemy wśród nich zarówno profesjonalne kominy bandytów, jak i – moją ulubioną – osłonę twarzy mieniącą się poruszającym się logo Ubisoftu wzorem tego, co nosił Rorschach w Watchmen. Znajdziemy też easter eggi – między innymi nawiązujące do skoków wiary z serii Assassin’s Creed. Wracając do bohaterów Watch Dogs, nic nie stoi na przeszkodzie, aby uczynić z naszej postaci karykaturę – umożliwia to ogrom projektów masek zwierząt, hełm rycerza, czy… kołatka do drzwi z głową lwa. Najlepsze jednak jest to, że nikt nie wymusza na nas określonego stylu wizualnego ani rozgrywki – sami wybieramy jak chcemy grać, zakładając odpowiednią maskę i korzystając z odpowiedniej postaci.
Wspomniałem wcześniej o pobocznych misjach i aktywnościach. Londyn jest pełen powodów do odejścia od głównego wątku. Znajdziemy mnóstwo opcjonalnych zadań, które nie tylko zapewnią nam przyrost gotówki – kryptowaluty ES0 – ale i dodadzą nowe elementy wyposażenia, dzięki którym stworzymy naprawdę interesująco wyglądające postaci. Możemy też odbijać dzielnice, co jest standardem w grach studia Ubisoft, ale nawet samo eksplorowanie miasta przyniesie sporo interesujących elementów do zebrania. Oprócz wspomnianych wcześniej masek możemy znaleźć punkty techniki. Wykorzystamy je do rozwijania umiejętności naszego Legionu. Przykładowo możemy zwiększyć zasięg hakowania, dodać tłumik do pistoletu, czy zapewnić sobie chwilową niewidzialność podczas skradania. Zdolności jest ogrom i z pewnością każdy znajdzie odpowiedni profil postaci, zgodny ze swoimi upodobaniami.
Tu nie kończy się urozmaicenie w Watch Dogs: Legion. Londyn jest pełen sklepików, w których możemy zadbać o wygląd naszego bohatera. Można kupić różnego rodzaju nakrycia głowy, czy koszulki. Do tego dochodzi wiele kurtek, spodni, czy toreb. Również te przedmioty pozwalaj zachować powagę w kreowaniu postaci, ale można też puścić wodze fantazji i stworzyć biznesmena ze świecącą się czaszką, rockowego psiaka z flarą w pysku, czy połamaną emerytkę w sportowym dresie. W grze występują mikrotransakcje i do części ubiorów będziemy mieć dostęp wyłącznie po przeznaczeniu na nie realnej gotówki. Na szczęście jednak nie odczułem konieczności wydania swoich pieniędzy i na dobrą sprawę bez problemu można nie zwracać uwagi na zakładkę Sklepu w menu. Sporą różnorodnością odznaczają się także dostępne środki transportu. Mamy dostęp do szybkiej podróży za pomocą wspomnianych wcześniej stacji metra, ale nieporównywalnie częściej wolałem zasiąść za kierownicą motocykla, czy samochodu. Tym bardziej, że Watch Dogs: Legion dzieje się w niedalekiej przyszłości, a więc znajdziemy również autonomiczne pojazdy – cechujące się futurystycznym, opływowym kształtem i brakiem kierowcy.
Tytuł może się pochwalić bardzo dobrym udźwiękowieniem. Odgłosy wystrzałów z broni, zwłaszcza zakładając dobre słuchawki, są niesamowicie satysfakcjonujące i pozwalają uwierzyć w faktyczne pociągnięcie za spust. Tak samo dobrze jest w przypadku jazdy samochodem, czy motorem – odgłosy silnika brzmią wiarygodnie, a hakowanie i wykonywanie ostrych zakrętów w deszczu to istna muzyka. Pozostając przy niej – w grze jest niestety bardzo mało utworów i mimo że każdy na pewno znajdzie stację dla siebie, to przesłuchanie wszystkich nagrań z danej rozgłośni nie potrwa więcej niż pół godziny. Szkoda. Sam model jazdy jest zręcznościowy, ale nie oznacza to, że nie poruszanie się po miejsce z kilkoma kółkami pod nami nie jest przyjemne – dzięki udźwiękowieniu przemierzanie Londynu jest bardzo pozytywnym doznaniem. Muszę też pochwalić aktorów dobranych do podkładania głosów postaciom – brzmią oni bardzo przekonywująco i mówią oczywiście z charakterystycznym brytyjskim akcentem. To bardzo dobry detal, który – w połączeniu z występującym w grze ruchem lewostronnym, do którego należy się przyzwyczaić – pogłębia złudzenia bycia częścią Londynu. Muszę niestety wspomnieć o bolączkach technicznych – Watch Dogs: Legion zdarza się zgubić klatki, co jest szczególnie odczuwalne przy szybkiej jeździe po mieście.
Bardzo trudno jest mi znaleźć poważne wady w Watch Dogs: Legion. Oddanie nam do dyspozycji całego Londynu wraz z jego mieszkańcami okazało się być strzałem w dziesiątkę. Dostępne postaci ogromnie wpływają na style rozgrywki i każdy może grać w ten tytuł tak, jak chce. Lubicie skradanki i cykl Splinter Cell? Proszę bardzo. Wolicie wymianę ognia? Również znajdziecie tu coś dla siebie. Watch Dogs: Legion to ogromna piaskownica. To, jakie budowle stworzycie z piasku zależy tylko od narzędzi, jakie przyniesiecie. Tegoroczna odsłona to najlepsza część Watch Dogs, jaka istnieje, a zarazem idealna produkcja dla fanów trzecioosobowych gier akcji i skradanek.
Grę do recenzji dostarczył Ubisoft.
Dodaj komentarz