Na wycieczkę po Czyśćcu zabiera nas Ron Perlman.
West of Dead to twin stickowa strzelanina z gatunku rogalikowych (Rogue-like), co oznacza, że każda nasza śmierć zmusza nas do rozpoczęcia przygody od nowa, z nowym układem poziomów i przeciwnikami, przez których trzeba się przedzierać. Wszystko to jest utrzymane w konwencji miksu dzikiego zachodu i komiksów Mike’a Mignoli (tego gościa od Hellboya), w sosie przygotowanym z kojącego głosu Rona Perlmana (też tego gościa od Hellboya). I ja to kupuje od strony artystycznej, jednak nieco gorzej jest z samą rozgrywką, o czym za chwilę.
West of Dead wygląda bardzo, bardzo fajnie. Gra ma naprawdę wyrazistą estetykę, która jednak niekoniecznie musi przypaść wszystkim do gustu. Większość lokacji jest bardzo ciemna (w końcu Czyściec to dość ponure miejsce), a światło odgrywa ważną rolę w kontekście samej rozgrywki. W poszczególnych lokacjach wrogowie mogą być ukryci w cieniu i jedynie rozpalenie lamp spowoduje, że będziemy w stanie ustalić ich położenie. Jeżeli tego nie zrobimy, będą nas atakować a nasz bohater nie będzie w stanie odpowiedzieć ogniem w ich kierunku. Lampy mają także tą zaletę, że oślepiają ja chwilę przeciwników, dzięki czemu zdążymy ukryć się za osłoną.
Część audio jest w porządku – nie można się tutaj do niczego przyczepić, choć czasami brakuje mi jakiś mocniejszych akcentów muzycznych. Nadrabia to jednak głos Perlmana, który pojawia się co jakiś czas i odkrywa przed nami kolejne elementy historii. Jestem fanem tego aktora, więc dla mnie jego występ jest plusem, jednak to mocno subiektywne odczucie i nie każdy musi się ze mną zgodzić.

Mechanika rozgrywki to mieszanka gry typu Rogue-like i twin stickowej strzelaniny z wykorzystaniem osłon. Biegamy po Czyśćcu (który po naszej śmierci za każdym razem ma inny układ), korzystając z lewego drążka, prawym natomiast celujemy. L2 i R2 odpowiadają za strzelanie (tak – możemy mieć na raz 2 rodzaje broni), natomiast L1 i R1 odpowiadają za korzystanie z umiejętności. W każdej lokacji w której znajdują się przeciwnicy są też osłony, dzięki którym możemy uniknąć wrogiego ognia, oraz znacznie szybciej przeładować swoją broń. Osłony nie są wieczne i im dłużej jesteśmy pod ostrzałem tym szybciej osłona się rozpadnie, co wymusza na nas częstą zmianę pozycji. Dodatkowo bronie którymi dysponujemy (śrutówki, obrzyny, rewolwery, samoróbki, sztucery, siekiery) ma określoną liczbę strzałów bez przeładowania jak i zasięg. To daje nam możliwość dobrania sobie odpowiedniej dla nas strategii i stylu grania. Osobiście najlepiej grało mi się uzbrojonym w śrutówkę i pięciostrzałowego colta. Do tego arsenału dochodzą umiejętności (na przykład: szybsze przeładowanie broni kiedy nie chowamy się za osłoną, czy dynamit zadający obrażenia na pewnym obszarze), które posiadają cooldown i przedmioty służące do leczenia, wzmacniania i ochrony naszego rewolwerowca. Fakt – jest tego dość sporo i potrzeba dłuższego czasu, aby zapoznać się choćby z podstawowymi kombinacjami, ale kiedy już dojdziemy do ładu z całym systemem, zaczyna się robić naprawdę fajnie.

I właśnie – tutaj dochodzimy do minusów. Bo całość to naprawdę przyjemny tytuł, jednak nie pozbawiony wad. Cały czas grając w West of Dead miałem wrażenie, że to nie jest do końca skończony produkt. Sterowanie jest momentami strasznie toporne i potrafi zaciąć się w najmniej odpowiednim momencie. Dodatkowo – samouczki i menu jest niesamowicie … oszczędne, by nie powiedzieć surowe. Rozumiem intencję twórców, którzy wykorzystali UI w grze do opisania tego co robią poszczególne klawisze, jednak te pojawiają się dopiero gdy zbierzemy przedmiot który jest zmapowany pod odpowiedni klawisz. Brakuje mi nieco większego wytłumaczenia mechanik – powoduje to, że próg wejścia strasznie się zwiększa i może odrzucić sporą część graczy. Kolejnym przykładem niech będzie mechanika kupowania nowych przedmiotów. W grze zbieramy 2 waluty: żelazo i grzechy. Pierwszą wydajemy u kupców na nową broń, czy dodatkowe przedmioty. Drugą u Wiedźmy na różne specjalne i znacznie potężniejsze sprzęty niż te, które możemy spotkać u handlarzy. Jednak nikt nie tłumaczy nam, że przy każdej wizycie musimy wydać wszystkie dostępne grzechy. A także najlepiej wydawać je na konkretny przedmiot, bo otrzymujemy go dopiero po zapełnieniu paska przy każdym z nich. Jest to mechanika z Dead Cells o ile dobrze pamiętam, ale nie każdy gracz grał w Dead Cells i choć słowo wyjaśnienia byłoby tu na miejscu.

Podsumowując – West of Dead to gra poprawna, ale nie specjalnie coś ponad poprawność. To taki mocny średniak, który zapewni Wam dobrą zabawę w przerwach pomiędzy bardziej oczekiwanymi tytułami. Pomimo kilku problemów warto dać mu szansę, chociażby ze względu na naprawdę fajną estetykę i Rona Perlmana (subiektywna ocena w tej kwestii – przypominam ;)).
Grę do recenzji dostarczyło RAW FURY.
Dodaj komentarz