Raccoon City to idealne miejsce do szemranych eksperymentów
Resident Evil: Resistance to specyficzny kawałek chleba. Z jednej strony, produkcja ta ma u podstaw być samodzielną grą sieciową, z drugiej jednak dostęp do niej otrzymujemy tylko w momencie zakupu Resident Evil 3 Remake. Widać, że Capcom chciało wynagrodzić graczom fakt, że historia Jill i Carlosa jest szalenie krótkim tytułem. Czas więc zobaczyć, czy zastępstwo trybu Mercenaries ma jakąkolwiek rację bytu.
U podstaw Resistance jest asymetrycznym trybem multiplayer. Będziemy więc świadkami meczy w których rozkład sił prezentuje się następująco – jeden mózg operacji kontra czterech ocalałych. Plan zabawy jest prosty, ocalali muszą uciec, natomiast obserwujący wszystko mistrz gry musi im to zadanie uniemożliwić. Gra na początku w formie suchego tekstu prezentuje zaplecze fabularne. Jest ono bardzo proste, ot jako jeden z członków Umbrelli musimy przeprowadzić eksperymenty związane z bronią biologiczną. Oczywiście ofiary w ludziach są jak najbardziej wskazane, a ucieczka przysłowiowych królików doświadczalnych nie wchodzi w grę.
Rozgrywkę możemy więc podzielić na dwie różne płaszczyzny. Jako ocalali musimy wykonać jedno konkretne zadanie w małej lokacji, żeby móc przejść dalej. Tutaj paleta aktywności jest dosyć ograniczona, ot musimy zebrać brakujące elementy układanki, zabrać kartę dostępu od ochroniarza bądź zniszczyć zbiorniki rozsiane po mapie. W tym momencie gra w niczym nie odbiega od założenia przedstawionych w przygodach Jill bądź Leona i Claire.
Akcję obserwujemy z perspektywy trzeciej osoby i poza zabijaniem kolejnych nieumarłych bądź eksperymentów korporacji musimy zawiadywać naszym ekwipunkiem. Zmianą względem RE3 jest obecność zdolności specjalnych. Każdy ocalały jest wyposażony w inną umiejętność. Może być to obszarowe leczenie towarzyszy, hakowanie kamer bądź miażdżący cios wręcz. Każdy ocalały ma więc ogromną wartość dla drużyny i odpowiednie dobranie ekipy może przybliżyć nas do upragnionej wolności.
Z drugiej strony mamy natomiast nasz mózg operacji. Tutaj gracz ma za zadanie obserwację swoich królików doświadczalnych i wysyłanie w ich kierunku coraz to większego zagrożenia. Arsenał narzędzi jest całkiem okazały. Możemy przyzywać słabe bądź silne zombie, do tego dodać kilka zmutowanych psów oraz wybuchających żywych trupów, a gdy to nie pomoże, zawsze możemy zaprzęgnąć do akcji któregoś z kultowych przeciwników z uniwersum. W zależności od wybranego mózgu operacji, możemy skorzystać z siły Mr.X, Wiliama Birkina bądź Nemesisa. Oczywiście, dzięki obserwacji ocalałych przez kamery, możemy dodatkowo montować pułapki, miny, staromodnie strzelać przy pomocy karabinów bądź wejść w skórę kogoś z naszej nieumarłej armii i samemu pognębić ocalałych.
Tak prezentuje się teoria. Niestety praktyka nie jest już tak różowa. Pomimo wielu dobrych pomysłów, wykonanie całego produktu pozostawia wiele do życzenia. Podczas grania ocalałym często możemy być świadkami spadku płynności rozgrywki. Pół biedy jeśli na naszej drodze stoi pojedynczy zombie. Gorzej jeśli stoimy oko w oko z małą armią bądź jakimś specjalnym potworem. Wtedy ułamki sekund działają na naszą niekorzyść. Od czasu do czasu sterowane przez nas postaci mają problem z wykonaniem odpowiedniej komendy. Dzięki temu podczas podnoszenia naszego kompana, pomimo usilnego naciskania przycisku odpowiedzialnego za reanimację, to nasza postać co chwilę przerywa wykonywaną czynność.
W obozie obserwatorów również nie jest kolorowo. Zacznijmy od tego, że znalezienie meczu jako mózg operacji często zajmuje o wiele dłużej niż bywa to w przypadku ocalałych. Możliwe, że jest to związane z tym, że jako mistrz gry jesteśmy jednocześnie hostem, co może wpływać na długość znajdowania meczy. Podczas samej rozgrywki nie jest już tak źle jak w przypadku ocalałych, ponieważ tutaj pomimo spadków płynności nie wpływa to negatywnie na nasze zdolności taktyczne. Niestety jeśli chcecie poczuć się jak domorosły naukowiec testujący swoje szczury laboratoryjne to musicie uzbroić się w odpowiednią dozę cierpliwości.
W kwestii oprawy z jednej strony mamy po raz kolejny do czynienia z RE Engine, czyli silnikiem, który sprawił, że każda nowa gra ze stajni Capcomu prezentuje pazur. Za omawiany tryb/grę odpowiada jednak grupa NeoBards Entertainment i pomimo dobrej oprawy graficznej widać, że twórcy nie ujarzmili mocy RE Engine. Widać to głównie podczas gry jako ocalały, ponieważ gra lubi chrupnąć bez względu na jakość naszego połączenia. Gdybyśmy mieli do czynienia z produkcją dla jednego gracza byłoby to pół biedy, jednak w środowisku sieciowym takie spadki są niedopuszczalne w związku z kompetytywnym wymiarem zabawy.
Pozostaje mieć nadzieję, że twórcy naprawią te problemy w przyszłych aktualizacjach. Tym, co na szczęście nie odstaje jakością od wyznaczonych przez Capcom standardów jest ścieżka dźwiękowa. Każda lokacja ma swój motyw przewodni, a kiedy nasz czas niebezpiecznie zbliża się do końca, to nasze uszy są atakowane pompująca adrenalinę muzyką, która ma skłonić nas do przełamania swoich ograniczeń.
Czy Resident Evil Resistance, to tytuł warty poświęcenia kultowego trybu Mercenaries? Moim zdaniem nie. Jednak widzę jakie intencje przyświecały twórcom podczas tworzenia gry. Obecnie produkcja nie jest wolna od wad, a długie czasy oczekiwania na możliwość zagrania jako mózg operacji pozbawiają graczy części doświadczenia. Jeśli posiadacie Resident Evil 3, to można dać Resistance szansę, jednak warto mieć z tyłu głowy, że produkcja potrzebuje jeszcze kilku łatek żeby osiągnąć stan pozwalający na polecenie tego trybu z czystym sumieniem.
Kod do gry udostępniła Cenega
Dodaj komentarz