Fajnie znowu móc porozmawiać z bananem.
My Friend Pedro zadebiutowało w zeszłym roku i od razu zyskało spore grono fanów. Głównie za sprawą widowiskowych sekwencji strzelanin i możliwości spowalniania czasu a’la growy Max Pane, lub filmowy Matrix. Jeden z bardziej odprężających (jakkolwiek źle to zabrzmi – w końcu głównym elementem rozgrywki jest eksterminacja przeciwników) indyków zeszłego roku trafił w końcu na Playstation 4. Przyjrzyjmy się więc jak gra prezentuje się na konsoli Sony.
Nasz protagonista (który nosi naprawdę fajną maskę!) rozmawia z bananem, który szepcze mu do ucha różne historie, uczy sztuczek związanych z mechanikami rozgrywki i podpowiada co powinniśmy w danym momencie zrobić (czyli kogo posłać do piachu). I to w sumie cała fabuła. W grze zaczynamy od eksterminacji podstarzałych gangsterów na emeryturze, przez łowców nagród, którzy odziali się w specjalne bożonarodzeniowe sweterki, po hardkorowych graczy, którym cosplay wszedł nieco za mocno (to o cosplayu to cytat z gry – żeby nie było, że kogoś obrażam!).

W My Friend Pedro nie fabuła jest ważna! Tylko strzelanie do przeciwników. Istny balet w który wplatamy zarówno spowolnienie czasu, jak i możliwość strzelania do dwóch przeciwników jednocześnie wygląda imponująco. Zwłaszcza z wykorzystaniem elementów otoczenia, takich jak kanistry z benzyną, patelnie (od których można odbijać pociski), noże, głowy przeciwników. Od razu należy wspomnieć, że co bardziej spektakularne serie nie wyjdą nam od razu – na każdym poziomie trzeba spędzić trochę czasu, eksperymentując z możliwymi kombinacjami. Ale na tym ta gra polega – na tworzeniu swoistego tańca śmierci. Jednak aby nie było zbyt różowo – są problemy ze sterowaniem. Kontroler nie do końca nadaje się do schematu jaki został zaimplementowany w grze. Niemalże czuć, że idealne sterowanie, które daje najwięcej frajdy zostało opracowane z myślą o myszce i klawiaturze. Z czasem jednak można dojść do niezłej wprawy i wtedy właśnie My Friend Pedro pokazuje cały swój potencjał.
W grze mamy też walki z bossami – czy jest to pościg ulicami na motocyklu, czy spadanie z wysokiego budynku (nie pytajcie – sprawdźcie sami). Te sekwencje są szybkie i wymagają sporej koordynacji, jednak przywodzą na myśl absurdalne sceny z filmów akcji z lat osiemdziesiątych. Ma się niemalże wrażenie, że przeciwnicy nie trafiają w nas specjalnie, a my każdym wystrzałem powodujemy wybuch i siejemy chaos w szeregach wrogów.

Niestety – jeżeli jesteście estetami, to otoczenie i wygląd poziomów nie przypadnie Wam specjalnie do gustu. Pomimo bardzo ciekawego designu, są one bardzo ubogie. To niemalże zestaw tych samych assetów wykorzystany w różnej konfiguracji. I pomimo tego, że otoczenie zmienia się wraz z przechodzeniem gry, to jednak po pewnym czasie może stać się nużące. Kolejną rzeczą, jest chyba problem z optymalizacją portu. W kilku miejscach doświadczyłem skoku klatek i znacznego spadku płynności obrazu. To dość dziwne, bo sama gra nie jest jakoś wymagająca graficznie. Ostatnim minusem – choć nie dla wszystkich – jest długość gry. Zręczni i zaprawieni w bojach gracze ukończą ją w 4 godziny, a średnia to około 6 godzin. Oczywiste jest maksowanie leveli i wyników jakie się osiągnęło jednak wolę o tym wspomnieć.

Podsumowując – jeśli nadal nie mieliście okazji ograć tego tytułu, to gorąco polecam. To nie jest gra idealna, ma swoje wady. Jednak uwypukla do granic możliwości to co ma w sobie najlepszego, czyli mechanikę strzelanin i dodaje do tego kilka elementów, które czynią ją niepowtarzalną. Jeśli potraficie nie zwracać uwagi na mankamenty i niedociągnięcia na pewno będziecie zadowoleni. Ja bawiłem się świetnie.
Dziękujemy Devolver Digital za dostarczenie kodu do recenzji.
Dodaj komentarz