Polskie Varsav Game Studios przygotowało Bee Simulator. Przekonajmy się, jak to jest być pszczołą.
Bee Simulator pozwala nam wcielić się w, jak zapewne się domyślacie, widząc tytuł, pszczołę. Naszą przygodę zaczynamy od nadania bohaterce imienia. Następnie poznajemy podstawy pszczelego życia, włącznie hierarchią – w ulu, na honorowym miejscu zasiada królowa, której słowo jest prawem i wszystkie pszczoły bez chwili wahania wykonują jej polecenia. B. B. King, jak nazwałem moją pszczołę, nieustannie dąży do zostania zauważoną przez władczynię ula, pragnie robić coś innego, coś pożyteczniejszego niż zbieranie pyłków z kwiatów. Opowiadana historia zabierze nas w podróż po kilku lokacjach, w których B. B. pozna inne stworzenia, dla których będzie czasem mogła wykonać misje poboczne.
Brzmi to może trochę jak pszczele GTA, ale to tylko złudzenie. Co prawda w Bee Simulator występują misje poboczne, ale mimo tego nie da się oprzeć wrażeniu, że to główne zadania są najważniejszym, co przygotował polski producent. Jako B. B. będziemy zbierać pyłek, ale i walczyć, brać udział w wyścigach, czy też… tańczyć. Zbieranie pyłku jest i latanie są podstawowymi czynnościami w grze. Latanie jest zorganizowane poprawnie. Naciskając ZL obniżamy lot, natomiast wciśnięcie ZR powoli nam wzbić się wyżej. Prawa gałka analogowa służy do rozglądania się, a lewa do lecenia w kierunku, w którym ją wychylimy. W menu gry możemy dostosować czułość analoga, a także odwrócić osie poziomą i pionową, tak więc możliwości dopasowania sterowania pod swoje preferencje są w moim odczuciu wystarczające. Szkoda mi tylko braku wsparcia dla sterowania ruchowego. Wychylanie konsoli, czy samych kontrolerów joy-con w odpowiednie kierunki mogłoby korzystnie wpłynąć na doznania płynące z rozgrywki. Pozostając jeszcze przy sterowaniu, muszę pochwalić producenta za zaimplementowanie obsługi ekranu dotykowego konsoli – wybieranie opcji w menu ustawień, dotykając ich jest bardzo wygodne i w odczuwalnym stopniu zwiększa wygodę obsługi.
Bee Simulator bez wątpienia nie jest długą grą. Mamy do wykonania zaledwie 10 misji głównych, co nie powinno zająć więcej niż 2 – 3 godziny. Oprócz nich mamy jednak wiele wyzwań zadań pobocznych, więc miłośnicy pszczelarstwa z pewnością spędzą z grą więcej czasu. Zadania, jak już wcześniej wspomniałem, dzielą się na kilka kategorii. Oprócz zbierania pyłków (co możemy sobie nieco ułatwić, włączając specjalny tryb widzenia pszczoły) mamy między innymi walkę. Moja B. B. King musiała nieraz zmierzyć się z szerszeniem, czy osą. Starcia są bardzo proste. Na ekranie widzimy wskaźnik zdrowia naszej pszczoły oraz oponenta. Co pewien czas na dole ekranu pojawia się pasek z widocznymi oznaczeniami X oraz Y. Musimy nacisnąć te przyciski w odpowiedniej kolejności i z właściwym tempem, a nasza pszczoła albo zablokuje atak, albo wyprowadzi własny. Starcia są bardzo proste, ale muszę przyznać, że mimo tego lubiłem brać udział w walkach w Bee Simulator. Odprężałem się przy nich. Na pewno były dla mnie o wiele lepsze niż wyścigi.
Wyścigi to w moim przekonaniu najgorszy element rozgrywki, jaki występuje w Bee Simulator. Nie chodzi nawet o to, że tempo, w jakim porusza się nasza bohaterka nie jest najwyższe. To jeszcze bym przebolał. Gorzej, że osoba, z którą się ścigamy wyraźnie ma nieograniczone pokłady nitro (czy, jak to nazywa się w recenzowanej produkcji, beetro). Lecąc za pszczołą, sową, czy nawet… robotem… musimy jednocześnie uważać, by wlecieć w zielone okręgi. Jeśli ominiemy ich za dużo, przegramy. Jeśli będziemy za daleko od celu – przegramy. Wyścigi są przesadnie trudne i były jedynym rodzajem aktywności, który z premedytacją pomijałem, widząc dostępne wyzwania, a w misjach fabularnych robiłem przerwę od gry, aby nastawić się psychicznie na wyścig. To zdecydowanie nie jest element, z którego w moim przekonaniu programiści z Varsav Game Studios powinni być dumni.
Nasza pszczoła potrafi także tańczyć. Nie jest to może i poziom Michaela Jacksona, ale jej breakdance mógłby wprawić w osłupienie niejednego hip-hopowca. Taniec jest (co prawda dość naiwnie, ale zawsze) tłumaczony zachowaniem pszczół w naturze. Te stworzenia komunikują się ze sobą na odległość, odpowiednio się ruszając i to właśnie chcieli przekazać Polacy w swoim tytule. Sekwencja choreograficzna zawsze odbywa się według tego samego schematu. Musimy odwzorować ruchu innej pszczoły. Najpierw wykonujemy jeden ruch, potem ten sam jeden i jakiś inny, następnie dwa znane wcześniej i jeden nowy i tak kilka razy. Sterowanie w tej mini-grze jest bardzo proste. Po prostu wychylamy odpowiednio lewą gałkę analogową bądź wklepujemy odpowiednie przyciski kierunkowe.
Bee Simulator korzysta z silnika graficznego Unreal Engine 4. Jednak szczerze ujmując, nie uważam, żeby został on umiejętnie zastosowany. Gra może nie jest brzydka, ale jednak graficznie zdecydowanie odstaje od standardów. Bee Simulator wydaje się być zacofane o dziesięć lat, jeśli chodzi o stronę wizualną. Ponadto detekcja kolizji również często nie działa tak, jak powinna, przez co nasza pszczoła może nieraz odbić się od podłoża w kuriozalny sposób. Nie brakuje też przenikających się nawzajem tekstur. Udźwiękowienie jest przyjemne – każdemu podniesionemu pyłkowi towarzyszy przyjemny dla ucha odgłos, a całości dopełnia kojąca muzyka napisana przez Mikołaja Stroińskiego. Z pewnością udźwiękowienie tej produkcji nie jest na poziomie największych światowych hitów, ale należy wziąć poprawkę na skalę projektu. Bee Simulator powstało przecież w zespole liczącym zaledwie 36 osób.
Bee Simulator to trudna w ocenie produkcja. Z jednej strony mamy dość ambitny projekt niewielkiego niezależnego studia, w którym łatwo można odnaleźć sporo zalet. Ekrany ładowania dostarczają informacji na temat zwyczajów pszczół, dzięki czemu można się o nich sporo dowiedzieć. Aspekt edukacyjny bez najmniejszych wątpliwości jest zaletą tytułu. Warto też wspomnieć o polskiej wersji językowej. Wydawca, CDP, stanął na wysokości zadania i nie znalazłem błędów językowych. A było co opisywać, bowiem w produkcji znajdziemy glosariusz, opisujący wiele roślin i rodzajów pszczół. Miłośnicy personalizowania wyglądu postaci również znajda coś dla siebie – za gromadzone pyłki możemy kupować nowe skórki, ślady ciągnące się za nami podczas latania, czy nakrycia głowy.
Jednak z drugiej strony mamy dość toporny model latania i nieprzyjemne wyścigi. Skutecznie potrafią one zniechęcić do poświęcania czasu recenzowanej grze. Nieprzyjemnie kłuje także cena – ponad 150 złotych to stanowczo za dużo jak na około 3 godziny gry.

W ogólnym rozrachunku nie mogę stwierdzić, żebym zmuszał się do grania w Bee Simulator. Wyłączając wspomniane wcześniej wady, z produkcją można całkiem przyjemnie i pożytecznie spędzić czas, zwiększając swoją wiedzę na temat pszczół. Jeśli lubicie wszelkiego rodzaju symulatory, warto sprawdzić Bee Simulator. Nie znajdziecie tu wodotrysków graficznych i wybuchów, ale za to miło spędzicie czas.
Dziękujemy wydawcy, CDP, za dostarczenie kodu recenzenckiego.