Geralt i SoulCalibur VI stanowią idealnie dobrany duet.
Gatunek bijatyk przeżywa swojego rodzaju renesans. Nie ma mowy oczywiście o czymś wielkim, jednak powroty kultowych marek pod strzechy są czymś co napawa optymizmem. Z poletka tytułów 2D mamy Mortal Kombat X, Street Fighter V oraz nowego gracza jakim jest seria Injustice. Na polu bijatyk 3D nie jest aż tak kolorowo, ponieważ do tej pory godny powrót miała jedynie seria Tekken. Jednak twórcy zauważyli, że gracze lubią wspólne okładanie się po wirtualnych twarzach i tak otrzymaliśmy zapowiedź Dead or Alive 6. Nim jednak zobaczymy produkcje Team Ninja to Bandai Namco również przygotowało wielki powrót popularnej serii.
Mowa oczywiście o SoulCalibur VI, którego można znaleźć na półkach sklepowych od połowy października. Na samym początku trzeba oddać wydawcy jedno, wiedzą oni jak zainteresować graczy, którzy nigdy nie mieli do czynienia z serią. Uniwersum SoulCalibur/Soul Edge cieszy się od lat popularnością na zachodzie, jednak w kraju nad Wisłą, seria ta nigdy nie cieszyła się dużą estymą fanów. Oczywiście, grono wiernych sympatyków jest, jednak nie jest to zatrważająca liczba. I tutaj wkroczyło Bandai Namco ubrane całe na biało i zapowiedziało, że do nowej bijatyki trafi nasze dobro narodowe czyli Geralt z Rivii. Nim przejdę do opisu całości, mogę już teraz powiedzieć, nasz Wiedźmin idealnie pasuje do konwencji serii, jakby był z nią od początku. Nie jest on tylko dodatkiem do całości, ale stanowi pełnoprawny element całej gry.
Tutaj mogę przejść do aspektów fabularnych. Do dyspozycji gracza zostały oddane dwa tryby: Libra of Soul oraz Soul Chronicle. Ten drugi jest typową historią w której poznajemy fabułę z perspektywy znanych bohaterów z uniwersum. Całość jest rozbudowana, ponieważ poza główną linią wydarzeń posiadamy też drobniejsze epizody każdego z dostępnych w grze wojowników. Dużym plusem w moich oczach jest fakt, że wszystko jest chronologicznie ułożone, dzięki czemu widzimy jak wydarzenia wpływają na siebie i jakie konsekwencje ciągną za sobą. Tutaj też wyróżnia się aspekt naszego Geralta. Po pierwsze jego pojawienie się w świecie SCVI jest logiczne. Ot wiedźmin wpadł do portalu i tak oto musi przemierzać nieznany świat.
Dzięki temu cały gościnny występ jest o wiele ciekawszy niż poprzednie crossovery z innymi markami, bo bądźmy szczerzy taki Ezio Auditore czy Yoda pasowaliby do fabuły jak przysłowiowa pięść do nosa. Tym akcentem mogę przejść do drugiego trybu, w którym to my jesteśmy bohaterem. Na samym początku tworzymy naszego awatara. Tutaj w nasze ręce zostaje oddany pokaźny edytor, dzięki któremu już teraz można znaleźć w odmętach internetu zdjęcia pokazujące postaci żywcem wyjęte z innych dzieł popkultury. Po tym procesie, który dla wielu będzie trwał godzinami możemy zanurzyć się w historii. Tutaj nasz bohater będzie podróżował po całej krainie oraz walczył z różnymi oponentami, spotykając przy tym inne znane postaci z historii serii.
W tym miejscu mogę zatrzymać się na chwilę i trochę ponarzekać. Po pierwsze zapomnijcie o przerywnikach fabularnych podczas obu kampanii. No dobrze, podczas Soul Chronicle otrzymamy z pięć krótkich scenek na silniku gry ale na więcej nie ma co liczyć. Wszystko jest nam podane w formie znanej z gatunku Visual Novel lub japońskich gier RPG. Ot mamy pół-statyczne obrazki, które posiadają udźwiękowienie, jednak to tyle. W tym miejscu mała porada. Jeśli gracie epizody postaci z uniwersum SoulCalibur, zmieńcie język głosów na japoński, jeśli natomiast odgrywać historię Geralta to wróćcie do angielskiego dubbingu. Powód jest prosty, moim zdaniem japońskie udźwiękowienie lepiej pasuje do całej otoczki, natomiast wiedźmina lepiej słucha się w zrozumiałym języku (tutaj za struny głosowe odpowiada aktor użyczający Białemu Wilkowi głosu w Dzikim Gonie). Jeśli liczyliście natomiast na wodotryski aktorskie w trybie Libra of Soul to możecie wrzucić te marzenia przez okno. Tak, w tej historii nie uświadczymy ani grama dialogu głosowego. Sprawia to, że w pewnym momencie człowiek woli naciskać z gracją przycisk pomijania dialogów i przechodzić do mięsa jakim jest walka.
Osobiście uważam, że mechanika to najmocniejszy element całej produkcji. W największym skrócie można powiedzieć, że jest to typowe „easy to play, hard to master”. Doświadczenie nabyte podczas przechodzenia historii pozwoli nam co najwyżej rozgromić kumpli na imprezie, jednak jeśli chodzi o starcia z żywymi graczami przez sieć to już nie jest tak różowo. Sam mogę powiedzieć, że w sieci robiłem bardziej za trochę agresywniejszy worek treningowy co zmusiło mnie do zawieszenia mieczy na kołek i powrót do trybu treningowego. Ogólnie tytuł posiada od groma zawartości dla amatorów samotnego grania oraz walk z innym graczem na jednej konsoli.
Do klasycznych trybów arcade oraz versus, otrzymujemy przytoczony przeze mnie wcześniej obszar treningowy, gdzie możemy szlifować nasze umiejętności. Na plus można zaliczyć także ataki specjalne, których animacje wyglądają przepięknie zadając przy tym sporo obrażeń. Ostatnim aspektem mechaniki jest swoista zabawa w „kamień, papier, nożyce”. Podczas walki jeden z graczy może wcisnąć R1, dzięki czemu czas zwalnia, obu wojowników zbliża się do siebie w celu wymierzenia ataku. Tutaj do akcji wkracza rzeczona mechanika, gdzie musimy nacisnąć jeden z przycisków na padzie, który odpowiada za atak. I w tym momencie wszystko zależy od szczęścia. Jeśli więc szukacie bijatyki, która sprawdzi się na każdej imprezie, gdzie wszyscy będą mogli w nią grać to SCVI jest wyborem idealnym.
Na koniec zostawiłem aspekty wizualne. Grafika prezentuje się wybornie. Całość śmiga na silniku Unreal Engine 4, co daje nam efekty graficzne na wysokim poziomie. Od prezentacji postaci, ich ruchów oraz aren na których przyjdzie nam walczyć. Wszystko prezentuje wysoki poziom i działa bez żadnych spadków klatek, co w bijatyce jest rzeczą kluczową. Muzyka również wpada w ucho. Każda arena posiada swój motyw muzyczny (tak, Kaer Morhen posiada ścieżkę dźwiękową z Dzikiego Gonu), co daje niesamowity efekt. Jednym słowem od strony audiowizualnej nie ma się do czego przyczepić, wszystko trzyma poziom, który powinna spełniać współczesna bijatyka.
Podsumowując SoulCalibur VI jest to wyborny powrót kultowej serii na salony. Oczywiście można mieć do Bandai Namco żal, że niektóre kultowe postaci są dostępne jako dodatki DLC (Tira patrzymy na ciebie), jednak uważam, że można to wydawcy wybaczyć. I tak otrzymaliśmy bijatykę, które może wyrwać z życiorysu naprawdę wiele godzin, a gościnny występ Geralta można skwitować jako jeden z lepszych występów gościnnych w bijatykach 3D (tuż obok Akumy w Tekkenie 7). Jeśli więc szukasz przyjemnej bijatyki do pogrania ze znajomymi lub jesteś fanem serii to bez większego zastanowienia powinieneś iść do sklepu po swój egzemplarz. A ja sam wracam do szlifowania moich umiejętności naszym białowłosym łowcą potworów.
Grę do recenzji dostarczyła Cenega
Dodaj komentarz