Czy emocje towarzyszące realnym wyścigom na Wyspie Man mają także swoje odzwierciedlenie podczas rozgrywki na PlayStation 4? Mieliśmy okazję to sprawdzić.
TT Isle of Man: Ride on the Edge to gra wyścigowa wydana przez francuskie studio Kylotonn Games, znane wcześniej z takich produkcji jak WRC 7 czy FlatOut 4: Total Insanity. Dokładnie tak jak podpowiada nam tytuł, wcielamy się w rolę kierowcy motocykla, który bierze udział w Isle of Man TT, wyścigach ulicznych, które uznawane są za jedne z najstarszych i jednocześnie uchodzą za najniebezpieczniejsze na świecie. Zawody na Wyspie Man odbywają się od 1907 roku, a potwierdzeniem tego jak bardzo są to niebezpieczne wyścigi niech będzie bilans ofiar śmiertelnych. Otóż podczas zeszłorocznych zmagań śmierć poniosło 3 śmiałków, co w całej historii tych szalonych wyścigów daje łącznie 255 tragicznie zmarłe osoby.
Dosyć tego smęcenia, czas na konkrety. Znaczącym punktem gry, a jednocześnie przesłanką do tego, aby zainteresować się tym tytułem jest legendarny już tor Snaefell Mountain Course, który został wiernie odzwierciedlony przez twórców i z wybitną precyzją. Pod koniec kampanii mamy okazję przejechać się po tym torze, co zajmuje spokojnie kilkanaście minut – co kto lubi. Klimat i atmosferę podczas zawodów na Wyspie Man trzeba poczuć i na pewno nie każdemu entuzjaście wyścigów motocyklowych przypadnie do gustu tak długa ostateczna trasa. Przed rozpoczęciem kariery tworzymy własnego zawodnika, wybieramy kombinezon, kask, kolory, narodowość, a następnie możemy kupić swój pierwszy motocykl. Do dyspozycji jest spora gama koni różnych marek, zaczynając na tych najbardziej znanych, Yamaha, BMW, Kawasaki a na Triumphie i Nortonie kończąc. Kolejnym etapem jest już tylko udział w zawodach.
Centrum sterowania ogranicza się do kalendarza/harmonogramu oraz e-maili, w których informowani jesteśmy o zbliżających się wyścigach. Z menu możemy wybierać, w których zawodach chcemy wziąć udział, jaka jest nagroda główna, jaki jest nasz wkład własny oraz jakiego motocykla w danej chwili potrzebujemy. Po każdym wyścigu otrzymujemy nowe wiadomości związane z nadchodzącymi wydarzeniami. Udział w tych, organizowanych przez producentów np. Yamahę są bardzo ważne, ponieważ to zawsze dodatkowy zastrzyk gotówki. Kasa jest nam potrzebna na zakup nowych maszyn, a także na bieżące naprawy sprzętu. Po upływie „wirtualnego miesiąca” otrzymujemy raport z zarządzania budżetem i informacje o poniesionych wydatkach.
TT Isle of Man: Ride on the Edge należy do gatunku symulatorów motocyklowych i mogę to zdecydowanie potwierdzić. Jazda motocyklem jest naprawdę trudna. Pierwsze minuty gry, to męczarnia. Trzeba mocno przyzwyczaić się do mechaniki rozgrywki i skorzystać ze wszystkich dostępnych asyst, które z czasem można, jedna po drugiej, odstawiać. Motocykle są bardzo podatne na wywrotki, a każdy nasz ruch musi być bardzo precyzyjnie przeprowadzony. Dużym ułatwieniem podczas wyścigów są linie na zakrętach, które podpowiadają nam, kiedy powinniśmy zacząć hamować. To co zwróciło moją szczególną uwagę podczas zawodów, to reakcja maszyn na przedni i tylny hamulec. Od dawna wiadomo, że motocykl najszybciej traci prędkość, gdy używa się przedniego hamulca i wbrew pozorom, to właśnie on jest tym głównym. Jednak nieumiejętne jego użycie, nie mówiąc już i hamowaniu w zakręcie może mieć brzemienne skutki. Z kolei hamowanie przy użyciu wyłącznie hamulca tylnego nie raz może zakończyć się wylądowaniem na barierkach. Wszystko to, co w realnym życiu tak i tu, w zwykłym symulatorze. Oprócz trybu kariery i trybu dla wielu graczy (tu połączenie graniczy z cudem) mamy jeszcze: szybki wyścig i próbę czasową. Możemy wcielić się w rolę jednego z 25 znanych kierowców motocyklowych i w wielkim skrócie po prostu sobie pojeździć, nic ciekawego.
Pod względem graficznym TT Isle of Man wygląda naprawdę solidnie i pięknie. Jakość odwzorowanych tras robi wrażenie, ale cóż z tego, gdy my mkniemy przez nie z prędkościami rzędu 300 km/h. Nie ma nawet czasu, aby dobrze się im przyjrzeć, co więcej momentami miałam wrażenie, że występują problemy z renderowaniem krajobrazu, który znajduje się nieco dalej. Na uwagę zasługuje także wygląd motocykli, te również prezentują się naprawdę bardzo dobrze, a jeszcze lepiej jeżdżą i brzmią.
Podsumowując TT Isle of Man: Ride on the Edge to gra przeznaczona zdecydowanie dla entuzjastów motocykli sportowych, a także zawodów na Wyspie Man. Wymagające umiejętności sterowanie maszynami nie każdemu przypadnie do gustu. Dla fanów symulatorów będzie to istny raj po wyłączeniu opcji wspomagających rozgrywkę. Jednak brak trybów i dość ubogie opcje kariery, której po krótkim czasie towarzyszy monotonia mogą odpychać większą część graczy.
Grę do recenzji dostarczył wydawca gry: BigBen Interactive.
Za połowę ceny biorę na Xone X oczywiście.