Studio Supermassive Games stworzyło kolejną grę w uniwersum Until Dawn – The Inpatient. Zobaczmy, czy wspomniana produkcja wciąga podobnie jak poprzednie tytuły.
W The Inpatient wcielamy się w pacjenta sanatorium Blackwood. Tego samego, które odwiedzamy w Until Dawn. Jednak w recenzowanej produkcji jest ono w zdecydowanie lepszej formie. Nie ma się czemu dziwić – tu akcja dzieje się kilka dekad przed wydarzeniami z pierwszej gry Supermassive Games. Po uruchomieniu The Inpatient wybieramy płeć naszej postaci i kolor skóry. Nie jest to może kreowanie postaci na poziomie gier RPG, ale stanowi bez wątpienia miły akcent. Tym bardziej, że zależnie od wybranej płci spotykamy inne postaci.
- The Inpatient_20180123031419
Rozgrywka jest utrzymana w dość spokojnym tempie. Głównie przemierzamy korytarze i pomieszczenia ośrodka Blackwood Pines. Tu i ówdzie odnajdziemy przedmioty oznaczone charakterystycznym światłem, Gdy do nich podejdziemy i przytrzymamy odpowiedni przycisk, zobaczymy krótką wizję wspomnienia związanego z tą rzeczą. Zbieractwo w The Inpatient jest wyjątkowo ważne, Nasz bohater bądź bohaterka nie wiedzą bowiem, co dokładnie robią w Blackwood i dlaczego się tu znaleźli. Tak, cierpią na amnezję – a więc niestety twórcy gry poszli trochę na łatwiznę i zastosowali chwyt znany od lat i niezmiennie sztampowy.
Poza eksplorowaniem terenu placówki prowadzimy rozmowy ze współlokatorem oraz lekarzami. I tu należą się słowa uznania dla programistów z Supermassive Games. Każdą z wypowiedzi, jakie są dostępne możemy wyrazić na dwa sposoby. Jednym z nich jest standardowe skierowanie się ku odpowiedniemu napisowi i naciśnięcie odpowiedniego przycisku. Jednak zdecydowanie lepszym sposobem jest po prostu przeczytanie na głos danego komunikatu. Gra bezbłędnie rozpoznaje naszą mowę, co niesamowicie zwiększa immersję płynącą z prowadzenia dialogów w The Inpatient. Czujemy, że faktycznie rozmawiamy z napotykanymi postaciami.
Nie oznacza to jednak, że produkcja ta jest idealna. Występuje w niej także sporo błędów i wad. Najważniejszym dla mnie mankamentem jest długość rozgrywki. Całą grę można ukończyć w około 2 godziny. To stanowczo za mało. Twórcy próbują co prawda przekonać nas do ponownego przechodzenia produkcji, by odkryć brakujące wspomnienia i dowiedzieć się, dlaczego jesteśmy w ośrodku lub implementując Efekt Motyla. Był on jednak o wiele lepiej wykorzystany w Until Dawn. W The Inpatient konsekwencje nie są raczej długofalowe. Najczęściej są to powiązania pokroju „Nie zgodziłeś się z panem X – pan X jest do ciebie wrogo nastawiony”. Efekt Motyla to utracony potencjał dla produkcji.
Fabuła nie jest niestety wciągająca. O ile początkowo chciałem poznać historię placówki i sterowanej przeze mnie postaci – z którą zżyłem się tym bardziej, że tytuł wymaga korzystania z gogli PlayStation VR – o tyle z czasem historia jest tak nudna, że bardziej zmuszałem się do grania niż czerpałem z tego autentyczną frajdę, Nie bez znaczenia jest w tym fakt, że sterowanie za pomocą kontrolerów PlayStation Move jest zorganizowane niezbyt dobrze. Kontrolery są gubione, co sprawia, że nasze wirtualne ręce są niekiedy powyginane. O wiele lepiej było, gdy przerzuciłem się na pada DualShock 4, choć niesmak pozostał.
Jeśli chodzi o udźwiękowienie, to właściwie nie ma się do czego przyczepić. Gra za pomocą odgłosów i muzyki jest naprawdę dobrze zrealizowana. Polecam grać w słuchawkach, bo robi to ogromną różnicę. Co do grafiki – nie jest źle, aczkolwiek, wbrew początkowym materiałom promocyjnym, nie mogę powiedzieć, by gra była najlepiej wyglądającym tytułem przeznaczonym na PlayStation VR.
Podsumowując, The Inpatient to średnio udana produkcja. Elementy wykonane dobrze – wsparcie dla mikrofonu zawartego w goglach – są równoważone przez gorsze (jak długość gry i gubienie kontrolerów Move). Otrzymujemy przez to tytuł zaledwie średni i nie za długi. Jest to produkcja w moim odczuciu skierowana jedynie dla nałogowych graczy PlayStation VR. Z pewnością warto sprawdzić tytuł, ale może warto poczekać na promocję?
Dodaj komentarz