Planeta Małp nie ma za dużo wspólnego z grami. Mimo iż w ostatnich latach kinowe produkcje z tego uniwersum cieszą się sporą popularnością to do tej pory nie mieliśmy zagrać w grę z tego świata. Aż do teraz. Jak Planet of the Apes: Last Frontier sprawdza się w praniu?
Przede wszystkim ciężko jest mi ten tytuł określić jednoznacznie jako gra. Od początku wiadomo było, że będzie to przygodówka inspirowana trochę grami Telltale, ale w porównani z Planetą Małp takie Guardians of the Galaxy to kopania gameplay’u. Tutaj niestety mamy do czynienia z interaktywnym filmem. Obsługa gry ogranicza się do trzech przycisków – wybór lewo-prawo i X aby go zatwierdzić. Nie będziemy tutaj sterować postaciami ani nadto wpływać na dialogi. Do wyboru zawsze są dwie możliwości. Okazjonalnie mamy też dostępne QTE z tą różnicą, że nie wciśnięcie przycisku jest tutaj opcją. Dla przykładu musimy wcisnąć X aby strzelić z broni, ale brak strzału też jest dla nas pewną opcją. I co najważniejsze, w przeciwieństwie do innych tego typu gier, nie skutkuje to końcem gry.
Opowieść podzielona jest na 5 rozdziałów, przejście (lub raczej obejrzenie) każdego zajmie nam około 30-40 minut. Daje to 2.5 – 3 godziny na przejście całości. Warto jednak rozegrać opowieść kilkukrotnie, ponieważ możemy doprowadzić do jednego z trzech zupełnie innych finałów historii. Plus dostępne są trofea za każde z nich.
Gra jest częścią filmowego uniwersum Planety Małp i akcja toczy się pomiędzy wydarzeniami z Ewolucji Planety Małp a Wojną o Planetę Małp. Pokierujemy tutaj losami Jess i Bryna. Ona jest żoną przywódcy w miasteczku, w którym ukrywa się grupa mieszkańców i starają się wieść spokojne życie w świecie po apokalipsie. Bryn z kolei est synem przywódcy stada małp ukrywających się w górach. Jak łatwo się domyślić ich losy wkrótce zostaną połączone i nie będzie to łatwe połączenie. Od naszych decyzji zależy jak potoczą się losy obu grup.
Akcja skacze pomiędzy Jess i Brynnem. O ile jeszcze wątki ludzkie są trochę nudne, tak historia z punktu widzenia małp jest dużo lepsza. Świetnie odwzorowane ruchy zwierząt to zasługa technologii motion capture, która używana była też przy produkcji filmów. Małpy wyglądają jak żywe i z ciekawością śledziłem ich rozmowy. Część kwestii była mówiona, ale sporo jest tu też języka migowego, całość jest niezwykle klimatyczna.
Cała historia jest dość ciekawa, ale nie odbiega od tego co mogliśmy zobaczyć w kinie. Przez pierwsze kilka rozdziałów mamy trochę do czynienie z takim ping pongiem – mały atakują ludzi, potem ludzie atakują małpy i potem wszystko od nowa. Najlepsze jest jednak pod koniec kiedy autentycznie kreujemy dalszy los historii.
Co ciekawe nie jest to tylko gra dla jednej osoby. Grać możemy w aż 4 osoby. Tytuł wspiera PlayLink od Sony dzięki któremu jeśli brakuje nam kontrolerów to reszta graczy może grać za pomocą aplikacji na telefonie. W momencie kiedy trzeba podjąć decyzję wszyscy gracze wybierają preferowaną opcję i zwycięża demokratyczna większość. Jeśli jednak pojawi się remis to gra zatrzymuje się na chwilę kiedy to gracze mogą przedyskutować i ewentualnie zmienić swoje zdanie co do dalszego przebiegu historii. To dość ciekawa propozycja, ale nie jestem do końca przekonany czy znajdzie ona wielu fanów. Jak już kupicie Planet of the Apes to zachęcam byście spróbowali grać w kilka osób by przekonać się czy jest to coś dla was.
Graficznie tytuł prezentuje się bardzo ładnie. Szczególnie wybijają się tutaj małpy. Ludzie wyglądają standardowo. Niestety momentami przy zmianie sceny widać jak doczytują się kolejne dane. Najpierw ładują się główne postaci, potem tła a na samym końcu szczegóły. Wybija to trochę z rytmu.
Planet of the Apes: Last Frontier to dość ciekawe doświadczenie, chociaż ciężko mówić tutaj o grze. Jeśli lubicie interaktywne filmy i w dodatku jesteście też fanami uniwersum to jest to tytuł nad którym możecie się zastanowić. Reszta graczy nie znajdzie tutaj zbyt dużo frajdy.
Ocena portalu: 8
Dziękujemy Digital Xtra za dostarczenie gry do recenzji.
Rozgrywka:
Galeria:
:
Dodaj komentarz