Od kiedy pamiętam piekło miało kojarzyć się ze złem. Co jeśli jednak porzucimy takie myślenie i spojrzymy na to miejsce jak na każde inne? Wyobrazimy sobie królestwo władane przez potężnych Lordów i ich poddanych. Nadajmy im jeszcze ludzkie uczucia i problemy. Może być ciekawie – takie właśnie jest Trillion od Compile Heart.
Produkcje z tego studia na ogół przyjmuję z przymrużeniem oka. Po różnych doświadczeniach z ich flagową serią, czy innymi grami nie spodziewam się na ogół zbyt wiele. Tym większe było moje zdziwienie, gdy otrzymałam kompleksową i solidną produkcję.
Zacznę od samej fabuły. Pewnego dnia piekło zostaje zaatakowane przez Trilliona – ogromnego niepokonanego stwora, któremu nie daje rady nawet władca krainy. Wydawało mi się, że nic nie może uratować nas przed zagładą, gdy pojawia się tajemnicza bohaterka, oferująca pomoc. Nieznajoma ratuje naszego Lorda z łoża śmierci za cenę jego duszy, gdy Trillion zostanie pokonany. Brzmi niezbyt skomplikowanie jednak jest to dopiero początek wątku fabularnego. Lord po uratowaniu nie ma niestety sił, by walczyć o swoje królestwo. Ten obowiązek spada na jego rodzinę i przyjaciół. Dziwnym trafem są to same dziewczyny, ale to w końcu gra od Compile Heart. Zadanie nie należy do łatwych i każda z ochotniczek musi przejść morderczy trening nim zmierzy się z Trillionem.
Dotarliśmy zatem do najciekawszego elementu gry, czyli rozgrywki. Trening naszych ochotniczek polega na doborze zajęć, które codziennie wykonują, by zwiększyć swoje statystyki. Ponadto raz na tydzień możemy zmierzyć się z kukłą, która imituje taktykę Trilliona, co przygotowuje nas do ostatecznej bitwy. Co ciekawe same treningi odbywają się bez naszej ingerencji – wybieramy, która statystyka ma być podbita i oglądamy animacje treningową. Postacią sterujemy podczas walki z kukłą czy Trillionem, lub w lochu zwanym Doliną Mieczy. Choć na pierwszy rzut oka może się to wydawać nudne i nieciekawe, to otwiera przed graczem nielimitowane wręcz możliwości. Do ostatniego bossa może podejść bazując swoją taktykę na siłę, szybkości lub szczęściu. Może rozwijać specjalne umiejętności i magię lub też postawić wszystko na siłę fizyczną. Każdą błędną taktykę można też naprawić, czy zmodyfikować przy kolejnym przejściu, gdyż pokonanie Trilliona za pierwszym razem jest prawie niemożliwe. Twórcy przy pomocy fabuły wytłumaczyli motyw przenoszenia doświadczenia pomiędzy ochotniczkami – niepowodzenie jednej z nich jedynie zwiększa szansę następnej! Dzięki takiej mechanice do gry można spokojnie podchodzić kilkukrotnie i próbować różnych taktyk czy też narzucać sobie ograniczenia w postaci czasu przejścia albo ilości ochotniczek potrzebnych do pokonania bossa.
Poza tymi wszystkimi walorami, gra prezentuje się nienagannie i nie drażni źle dobraną oprawą muzyczną. Treningi co jakiś czas są przerywane losowo występującymi scenkami dialogowymi, które mogą nieznacznie wpłynąć na naszą rozgrywkę. Czasem stajemy przed wyborem dialogowym, który może odblokować nam jakąś umiejętność, doprowadzić do pojedynku z inną z ochotniczek czy zaowocować zbliżeniem się do panującego Lorda.
Mimo uprzedzeń jakie miałam, odpalając Trillion: God of Destruction za pierwszym razem zostałam mile zaskoczona. Nie jest to standardowa produkcja od Compile Heart, wręcz pozwolę sobie na stwierdzenie, że to ich najlepsza gra w jaką grałam. Wszystkim fanom taktycznych rpg, którzy lubią pogłówkować przed dokonaniem każdego ruchu gorąco polecam tę pozycję. Jeśli nigdy nie graliście w „coś” tego typu, a mangowa stylistyka nie jest Wam straszna, to również zapraszam do zapoznania się z nią. Patrząc na to jak niewiele dobrych gier wychodzi jeszcze na PS Vita, to tej warto dać szansę!
Grę do recenzji dostarczył dystrybutor Idea Factory.
Dodaj komentarz