Techland ponad rok temu stworzył świetną grę, jedną z najlepszych produkcji do kooperacji. W Dying Light bawiłem się przednio, na tyle dobrze, że pokusiłem się o platynowe trofeum i nie żałuję żadnej z 60 godzin, które spędziłem w tej produkcji. Czy rozszerzenie The Following sprawi, że ponownie z radością wyruszę wycinać kolejne hordy zombie? Tym razem wybieram się na wieś.
Gracz znów wciela się w rolę Kyle’a Crane’a, któremu przyjdzie pora opuścić Harran, miasto w którym działa się cała historia Dying Light. Mieszkańcom wspomnianego miejsca zaczyna się kończyć antyzyna, lek, dzięki któremu nie przemieniają się w zombie. Crane dostaje informacje o pewnej pobliskiej wiosce, której mieszkańcy należą to tajemniczego kultu i podobno są odporni na ugryzienia przemieńców. Fabularnie dodatek The Following nie różni się od „podstawki”. Aby wkupić się w łaski mieszkańców wioski i zdobyć ich zaufanie, będziemy musieli chwytać się różnych zadań. Przywódcą wioski jest Jasir, starzec, który będzie zlecał nam zadania fabularne. Misje główne będzie się także otrzymywać od Bezlicych – tak nazywają się mieszkańcy wioski należący do tajemniczego kultu. Oczywiście nie zabraknie także masy zleceń, które będziemy zrywać z tablicy ogłoszeniowej. Zaufanie ludności wioski będzie określał system rang. Wykonując zadania fabularne, poboczne oraz ratując ludzi z opresji będziemy piąć się w górę, aż mieszkańcy przyjmą nas jak swojego.
Niestety linia fabularna The Following nie jest tak dobra, jak w podstawce. Jest tutaj, co prawda wiele zadań typu „oczyść obszar”, „odszukaj kogoś”, „zbadaj teren” itp., ale są to tak naprawdę misje bez większej historii, żadna nie zapadła mi w pamięć. Napotkane postaci także nie mają cech charakterystycznych, które sprawiłyby, że później się je kojarzy. Także poruszanie się po rozległym terenie wioski zostało tutaj zmienione. Już nie będziemy tak często korzystać z parkuru, ale dostajemy teraz do dyspozycji pojazd – buggy.
Jest on jedną z największych nowości w The Following. Cały nowy obszar także został pod niego odpowiednio przygotowany. Mamy tutaj bardzo dużo wolnej przestrzeni, np. pola po których poruszają się bezwładnie zarażeni, których oczywiście możemy rozjeżdżać. Opcja, która na zwiastunach wydawała mi się fantastyczna w grze szybko sprowadziła mnie na ziemię. Owszem, demolowanie grupek zombie jest efektowne, ale po godzinie po prostu przestało mnie to bawić. Chyba jednak wolę standardowe ścinanie lub rozbijanie głów przemieńców za pomocą broni obuchowej. Mocno irytowało mnie, że tak naprawdę nasz bohater w autku wcale nie czuje się bezpiecznie. Gdy stoimy w miejscu zombie mogą nas atakować, ale prawdziwą frustracją są biegacze. Ten rodzaj przeciwnika potrafi wskoczyć nam na pojazd i zadawać obrażenia w czasie jazdy. Pozbyć się takiego oponenta możemy tylko wciskając dopalacz lub w późniejszym etapie gry, gdy wyposażymy nas samochód w pole elektryczne lub miotacz ognia.
Jak już się domyślacie, nasz pojazd możemy rozbudować, nie tylko pod względem ofensywnym, ale także możemy go wzmocnić stosując lepsze opancerzenie. Buggy otrzymuje swoje całe drzewko umiejętności, w którym odblokowujemy coraz to ciekawsze właściwości. Mogą to być np. wspomniany już dopalacz, wyrzutnia min, czy latarka UV. Miło ze strony Techlandu, że pokusili się o takie szczegóły jak tankowanie pojazdu. Oczywiście na swojej drodze nie napotkamy czynnej stacji benzynowej, ale za to teraz z porzuconych pojazdów możemy zdobyć butelkę z benzyna, którą będziemy uzupełniać paliwo w naszym pojeździe. Ale to nie wszystko, z napotkanych wraków możemy także zabierać części spod maski, które przydadzą nam się do wytwarzania lepszych komponentów do naszego łazika. A w nim możemy modyfikować takie elementy jak: zawieszenie, układ jezdny, hamulcowy, turbodoładowanie oraz silnik. Podobnie jak bronie w grze, części do buggy także dzielą się na te zwykłe, lepsze, dobre, bardzo dobre i elitarne. W świecie gry możemy spotkać człowieka, u którego kupimy wspomniane części za gotówkę lub możemy znaleźć plany, dzięki którym sami będziemy mogli sobie je wytworzyć.
Warto wspomnieć także kilka słów o naszym wyposażeniu, gdyż dochodzą nowe rodzaje broni palnej, między innymi rewolwer, czy pistolet maszynowy. Ja jednak staram się takiego arsenału nie używać, więc bardzo ucieszyłem się, gdy na moim wyposażeniu pojawił się łuk i kusza. Bardzo tych broni dystansowych brakowało mi w podstawce. Mało tego, że w końcu mamy oręż do cichego eliminowania wrogów na odległość, to na dodatek strzały czy bełty także możemy modyfikować. Mogą to być strzały zapalające, toksyczne, ogłuszające lub wybuchowe. Coś pięknego, zabieram łuk i kuszę i wracam z tym do Harranu, gdyż miedzy tymi lokacjami możemy przenosić zapis naszej postaci.
Dying Light miało bardzo fajną linię fabularną, ciekawe misje i postaci, ale kiepskie zakończenie. The Following tego nie ma, ale za to posiada świetne zakończenie, które wgniata w fotel – zakończenie, którego nigdy bym się nie spodziewał i tylko ono mi mocno siedzi w głowie z całego tego rozszerzenia. Niemniej wprowadzenie autka było dobrym pomysłem, bo wiem, że już w podstawce wielu graczom jego brakowało. Rozwój i modyfikowanie łazika to także duży plus. Zostając jeszcze przy pojeździe, zapomniałem wspomnieć, że na całym terenie wioski czeka na graczy masa różnych zadań, czy wyścigów, które mamy do wykonania – w końcu poziom od samej jazdy się nie wbije. Nie zmieniło się także granie z trzema znajomymi, dalej możemy całą grę ukończyć w kooperacji – za wyjątkiem zakończenia. Możemy brać udział w wyścigach ze znajomymi lub wspólnie rywalizować w wyzwaniach. W późniejszych etapach rozwoju auta będziemy mogli zamontować na nim gniazdo, w którym będzie mógł siedzieć drugi gracz.
Nie zabrakło także modyfikacji trybu „zostań zombie”, w którym gracze mogą uciekać teraz przed potworami w autach, ale nie są w nich bezbronni, gdyż potężny zombie może dzięki swoim mackom szybko na taki pojazd wskoczyć i zabić w mgnieniu oka gracza.
The Following to tak naprawdę dobre rozszerzenie do Dying Light, które wprowadza wiele ciekawych elementów i uzupełnia podstawkę o wiele braków. Mnie linia fabularna dodatku niestety wynudziła, dopiero zakończenie sprawiło, że oczy mi się mocno otworzyły. Niemniej podróżowanie buggy po rozległych terenach, eliminowanie zarażonych, czy wyścigi ze znajomymi mogą przynieść trochę frajdy. Ja jednak pozostaje wierny miastu Harran i parkurowi, który w Dying Light jest po prostu fantastyczny.
Grę do recenzji dostarczył wydawca: Techland Wydawnictwo
Polecamy także naszą recenzję Dying Light (kliknij)
Dodaj komentarz