Gra planszowa na konsoli nowej generacji. Gatunek ten wygodnie rozsiadł się już wśród użytkowników tabletów, teraz przyszedł czas na coś większego. Nadchodzi Armello!
Całą fabułę dostajemy w złożonym z czterech części prologu. Planszą rządzi Lew, któremu w pewnym momencie odbija. Choruje, zmienia swój stosunek do poddanych, sposób sprawowania władzy… Koniec świętego spokoju. Gra rozpoczyna się od „wyścigu” zwierząt o tron i kończy, gdy któryś z graczy na nim zasiądzie.
Cel jest najprostszy na świecie. Musimy zająć się schorowanym Lwem i przejąć po nim władzę, jednocześnie pokonując resztę rywali. Drogi do wygranej są cztery. Możemy zwyczajnie zabić króla (na dwa sposoby), poczekać aż umrze i zasiąść na tronie będąc posiadaczem największej liczby punktów prestiżu albo zebrać cztery kryształy losowo pojawiające się na mapie.
Wcielamy się w jednego ze zwierząt, poruszamy się po hexach, na które podzielona została plansza. Na niektórych z nich czyhają pułapki, na innych możliwość zakończenia zlecenia, a na kolejnych rzeczone kryształy. Wszelkie pojedynki z potworami, innym graczami albo rozbrajane pułapki załatwiamy przy pomocy kart i kości. Kartami wyposażamy naszego bohatera, a kośćmi rzucamy, kiedy przyjdzie kwestia sporna. Gry karciane są losowe. Kto grał w kości, ten wie, że te również zależą głównie od szczęścia i znajomości zasad. Połączenie dwóch to zabójcza kombinacja. Karty co prawda mają nam tylko pomagać w wygranej, zapewniając jakieś bonusy, ale w praktyce połowa z nich jest użyteczna wyłącznie w rzadkich sytuacjach, co zostawia nas modlących się o lepszą „rękę”.
Graficznie i muzycznie jest dobrze. Szczególnie w tym pierwszym przypadku. Karty wykonane są bardzo ładnie, każda z nich umożliwia przybliżenie obrazków, przyjrzenie się detalom… Ponadto dobra robota została wykonana przy animacjach postaci, walk i wszelkich napotykanych potworów czy pułapek. Patrzy się na to przyjemnie, a żadna z nich nie przysparza nas o uczucie spowolniania rozgrywki, czego można było się obawiać przy powtarzalnych elementach.
Słabo niestety wypada tryb wieloosobowy, który był jednym z aspektów reklamujących cały tytuł. Jego główny problem polega na tym, że nie mamy reszty graczy przed sobą. Robimy swój ruch często trwający kilkadziesiąt sekund, by potem czekać przez następne dziesięć minut, kiedy dotknięcie pada kolejny raz w ogóle będzie miało sens. Na to niestety twórcy nie mieli wpływu. Takie gry planszowe zwyczajnie nie wypadają dobrze, jeżeli nie spotykasz się przy nich ze znajomymi. Z komputerem gra się dosyć dobrze, chociaż zdarzało mu się kilka wpadek.
Jedyne czego żałuję, to braku jakiejś kampanii. Prolog zapowiadał kawałek fabularny, ale szybko go skończył. Brakuje jakichś scenariuszy, nawet krótkich wariacji albo zwyczajnego ograniczania pewnych możliwości w mniejszych trybach. Poza tym można usiąść i odżałować, że nie głosowało się na ten tytuł w ostatnim wyborze PS+, bo aktualna cena za ten tytuł jest za duża. Jeżeli ktoś interesuje się grami planszowymi, zapiszcie sobie tytuł i czekajcie na przecenę, a jeżeli nie… To pewnie nie przeczytaliście drugiego zdania.
Dodaj komentarz