Nie wiedziałem, czego się spodziewać, uruchamiając tę grę. Nie słyszałem o niej, nie miałem pojęcia o jej istnieniu. Czy zdołała mnie zachwycić?
W Sumioni: Demon Arts wcielamy się w postać wojownika imieniem Tengan. I tyle informacji o nim z punktu widzenia fabuły powinno wystarczyć. Wydarzenia przedstawione w grze są typowym tłem dla rozgrywki. Są przewidywalne, sztampowe i trywialne. Za historię, jaką poznaje gracz produkcja dostaje pokaźnego minusa. Nie ratuje jej, jak w przypadku „Draw Slasher”, nawet humor. Tu po prostu go nie ma. Jest historia, jest zadanie, koniec. Wielka szkoda, że nie wykorzystano ciekawie gameplayu do pokazania fabuły, bo ma ona naprawdę spory potencjał. Można by uwzględnić legendy japońskie w szerszym wymiarze i stworzyć dzieło, które przykuwałoby do Vity samą opowieścią.
Skoro historia nie zachwyca, może lepiej jest z mechaniką rozgrywki? Miałem na to sporą nadzieję. Tu już na pewno jest dobrze. Cała rozgrywka polega na rysowaniu palcem linii (na które to jest wykorzystywany atrament, oczywiście odnawialny w czasie. Nie dzieje się to jednak tak szybko, by móc przesuwać palcem po ekranie bez opamiętania). Nasze przesunięcie spowoduje wytworzenie odpowiedniej platformy, po której bohater może się poruszać i która po pewnym czasie zanika. Możemy w ten sposób wytwarzać schody i dostawać w nowe miejsca, omijając piły tarczowe, kolce i różnego rodzaju pułapki. Rysowanie jest bezbłędne, intuicyjne i bardzo sprawne. To ogromna zaleta gry. Istnieje także korzystania z wodnych „dotknięć”, ale jest to tak nieistotny element, że nie sądzę, by zasługiwał na coś więcej niż tylko wspomnienie go.
Nie na samym kreowaniu kładek opiera się produkcja. Nasz protagonista, jak przystało na japońskiego wojaka, ma oczywiście do dyspozycji katanę. Jej użycie jest banalnie proste – po naciśnięciu przycisku kwadrat, bohater wykona cięcie mieczem. Jeśli liczyliście na rozbudowaną mechanikę zadawania ciosów, kierowanie broni w odpowiednie miejsce przeciwnika i odcinanie mu kończyn, to nie jest to tytuł, który spełni Wasze oczekiwania. Tutaj sprawa jest prosta – jeden cios, jeden martwy przeciwnik.
Póki co gra nie jawi się jako udana. Może to jednak nieco zmienić kolejny element. Tengan jest w stanie przywołać (za odpowiednią ilość atramentu) dwójkę pomocników, demony. Te jednak, głównie poza aspektami wizualnymi, nie różnią się na tyle, by diametralnie zmieniały rozgrywkę. Wykorzystywałem je wyłącznie w miejscach, w których ich wsparcie było wymagane. A więc do zniszczenia wież oblężniczych, zniszczenie specjalnych elementów otoczenia i tym podobne. Interesująco wygląda atakowanie obiektów przez oba demony. Wtedy gra potrafi zachwycić, nawet tak małym elementem.
Po przejściu każdej planszy nasze postępy są oceniane i przyznane zostają gwiazdki, od jednej do trzech. Liczba, jaką otrzymamy zależy od czasu, jaki zajęło nam ukończenie poziomu. I chociaż są to krótkie etapy, to nie zainteresowały mnie one na tyle, by powtarzać je i zdobywać lepszą ocenę.
Należy też wspomnieć o grafice. Ta prezentuje się całkiem przyjemnie dla oka, klimatycznie i pozwala poczuć atmosferę, jaka panuje w świecie gry. Jednakże z drugiej strony razi praktyczny brak udźwiękowienia, zapadającego w pamięć motywu muzycznego i muzyki grającej w tle.
Sumioni: Demon Arts to produkcja, która na pewno może się podobać osobom ceniącym klimaty mangi i Japonię. Jednakże nie wybija się na rynku niczym, co mogłoby wypromować ten tytuł i dotrzeć do szerszego grona odbiorców. Dodatkowo cena potrafi zniechęcić. W PlayStation Store za tę grę należy zapłacić 39 zł, co, jak na to, co oferuje, jest o wiele zbyt wysoką sumą. Jeśli kiedyś będzie na wyprzedaży i cena będzie wynosiła maksymalnie 20 zł, można się zainteresować zakupem. W innym przypadku jednak nie polecam, gdyż do kwoty, jaką należy dać obecnie można znaleźć wiele innych, ciekawszych gier.