The Thaumaturge to najnowsza gra RPG od studia odpowiedzialnego za nadchodzący remake pierwszego Wiedźmina. Czy warto w nią zagrać?
Powstałe w 2015 roku Fool’s Theory to studio zatrudniające wielu weteranów z branży. Pracownicy tego zespołu mieli bowiem udział w powstawaniu gier takich jak Wiedźmin, Kholat czy Hard West. Zapowiedziany na początku zeszłego roku The Thaumaturge to najnowsza, a zarazem największa produkcja studia, tym razem pod banderą 11 bit studios. Czy Taumaturg spełnia pokładane w nim oczekiwania? Przekonajmy się.
Cuda niewidy
W głębinach psyche każdego z nas skrywają się Skazy, które odciskają piętno na tym, kim jesteśmy. Taumaturgowie to swoiści czarodzieje, którzy potrafią wykorzystywać dar Percepcji, by odczytywać czyny, emocje i myśli zostawiane na przedmiotach. Jednym z owych Tempermantów jest Wiktor Szulski, który na wieść o śmierci ojca nagle musi wrócić do okupowanej przez Rosję Warszawy XIX wieku. Wkrótce okaże się jednak, że śmierć ta zdaje się nie być przypadkiem, a intryga otaczająca prześladowanych w stolicy Taumaturgów wciągnie Szulskiego bez możliwości ucieczki.
Nie chcąc zdradzać nic więcej, powiem, że fabuła The Thaumaturge to zdecydowanie najlepsza część gry. W czasie około dwudziestu godzin grania poznałem wiele ciekawych i wielowymiarowych postaci, a zwroty akcji były nieoczywiste do tego stopnia, że nie byłem pewien, gdzie tym razem wyląduje mój Wiktor. A mówię o nim jako moim, gdyż kolejną mocną stroną gry jest wpływ wyborów gracza na przebieg fabuły. Miło zaskoczyła mnie też liczba i zróżnicowanie dostępnych zakończeń fabuły. Oczywiście niektóre są bardziej satysfakcjonujące od innych, ale nie neguję, że taka jest natura gatunku RPG. Podoba mi się również mechanika Skaz i atrybutów, które pozwalają na dodatkowe ścieżki dialogowe. Dzięki temu jest sens powrotu za kuluary Warszawy i rozegrać historię Wiktora Szulskiego na zupełnie inny sposób.
Skazą i mieczem
Rozgrywkę The Thaumaturge możemy podzielić w zasadzie na dwie części: eksplorację oraz walkę. Tę pierwszą poprowadzimy z typowego dla gatunku rzutu izometrycznego. Zwiedzanie Warszawy umilą nam (niestety różnej jakości) zadania poboczne oraz zatrzęsienie notatek do odnalezienia. Cieszę się, że każda aktywność służy tu nie tylko rozbudowywaniu świata, ale też ulepszaniu umiejętności protagonisty. A owych umiejętności znajdziemy w grze całkiem sporo, więc zwiedzać warto, nawet abstrahując od pięknych widoczków.
Kiedy już się naoglądamy krajobrazów, będzie czas stanąć do walki o swoje. Wiktor jako Tempermanta nie będzie jednak w tej walce samotny. Towarzyszą mu bowiem Salutorzy, którzy niczym Persony w serii Atlusa są zdolni do atakowania przeciwników na najróżniejsze sposoby. Sama walka odbywa się tu w bardzo ciekawym systemie turowym opierającym się na długości wykonywanych czynności. Każdy ruch ma określony czas wykonania: szybki i słaby atak wyprowadzimy na przestrzeni niecałej tury, a mocne trzaśnięcie będzie wymagało poświęcenia kilku kolejnych tur.
System walki The Thaumaturge to element, który wywarł na mnie ambiwalentne odczucia. Przyznam, że z początku nie było łatwo, z czym nie pomagały dosyć nieporęczne (ale śliczne!) menu i szybko mnożące się efekty nakładane zarówno na Wiktora, jak i jego wrogów. Po skończeniu gry wciąż nie czuję się ekspertem tutejszej walki turowej i przyznam szczerze, że przy kolejnych przejściach raczej zdecyduję się na niższy poziom trudności. Starcia bywały niekiedy zbyt długie, przez co zacząłem je traktować jak blokady do przejścia przed poznaniem kolejnej części świetnej historii.
Warszawa jak z obrazu
Oprawa graficzna produkcji Fool’s Theory to prawdziwa uczta dla oczu. Każde otoczenie jest niedorzecznie szczegółowe, przez co bardzo często zatrzymywałem się, by popatrzeć na poziom detali, z jakim twórcy podeszli do projektowania poziomów. Bujająca się na wietrze roślinność, piękna architektura i żywe ulice Warszawy to widok naprawdę oszałamiający. Na szczególną uwagę zasługuje tu też oświetlenie. Słońce wyłaniające się zza mgły spowijającej poranną stolicę napawa w takim samym stopniu wdzięcznością, co melancholią.
Muszę również wspomnieć o muzyce skomponowanej na potrzeby gry przez Agnieszkę Wlazły oraz Sebastiana Syczyńskiego. Już przy pierwszym uruchomieniu The Thaumaturge urzekł mnie niepokojący motyw menu głównego. A potem było tylko lepiej. Subtelna, ale stanowcza instrumentacja towarzysząca eksploracji podkreśla konfliktowe nastroje panujące w rozbitej przez okupację stolicy. Natomiast w momentach eskalacji agresywny akompaniament smyczkowy przywodził na myśl moje ukochane Bloodborne. W moim odczuciu oprawa dźwiękowa The Thaumaturge śmiało może stać w jednym szeregu z muzyczną śmietanką polskich gier, tuż obok trzeciego Wiedźmina.
Słyszę głosy…
Niestety gorzej wypadają odgłosy wydawane z ust postaci. Dodany w aktualizacji po komputerowej premierze gry polski dubbing psuł mi doświadczenie rozgrywki do tego stopnia, że w połowie pierwszego aktu zdecydowałem się zmienić język dialogów na angielski. Jest to dziwne, bo głosy w obu wersjach podkładają dokładnie ci sami aktorzy. Po polsku The Thaumaturge brzmi sztucznie i na wskroś teatralnie. Nie mogę się jednak w żadnym stopniu przyczepić do tłumaczenia napisów w grze. Wszystkie opisy przedmiotów nasączone są kwiecistym i poetyckim językiem, który cudownie obrazuje, z czym mamy do czynienia.
Sama rozgrywka od strony technicznej stoi na całkiem wysokim, lecz nie perfekcyjnym poziomie. Najbardziej wybijające były skaczące modele postaci, które nie nadążały się ładować w momencie zmiany ujęcia kamery. Recenzowany tytuł oferuje dwa tryby wydajności: jakość i wydajność. Osobiście preferowałem tryb jakości, by móc w pełni podziwiać piękno Taumaturga. Zwłaszcza że rozgrywka nie wymaga od nas refleksu i szybkości w reakcji. Miło też widzieć kilka podstawowych opcji dostępności w menu gry.
Co rzecze więc grymuar?
The Thaumaturge to tytuł, który zaskoczył mnie w wielu aspektach. Jako gracz mniej zaznajomiony z RPG bałem się, że gra Fool’s Theory mnie wynudzi i będzie kolejną rozciągniętą na zbyt dużo godzin grą tego gatunku. Okazało się jednak, że byłem w wielkim błędzie. Narracja tutaj jest w moim odczuciu świetnym przedstawicielem nurtu historii alternatywnych, w których prym wiodą głęboko wplecione w narrację alegorie społeczne. Twórcy nie zapomnieli jednak, by na bazie owych alegorii stworzyć angażującą fabułę, do której po prostu chce się wracać.
Grę do recenzji dostarczył wydawca, 11 bit studios.
Dodaj komentarz