Sword Art Online, znane głównie z serii mang oraz anime, teraz otrzymało kolejną grę. Sama do tej pory miałam okazję obcować wyłącznie z anime i bardzo mi się spodobało. Ba, nawet kupiłam sobie bluzę nawiązującą do głównej postaci – Kirito. Teraz nadeszła pora na próbę przeproszenia się z moim Xboxem Series S i rozpocząć przygodę w świecie Sword Art Online: Fractured Daydream.
Sword Art Online: Fractured Daydream to najnowsza japońska gra akcji w widoku TPP, która reprezentuje popularną multimedialną markę. W produkcji trafiamy do rozdartego na strzępy uniwersum gry ALfheim Online. Jego odbudowy podejmują się najważniejsi bohaterowie i złoczyńcy z różnych epok i wątków SAO, doskonale znani wiernym fanom serii. Gra została opracowana przez studio Dimps Corporation. Znane jest między innymi z takich projektów, jak Dragon Ball: Xenoverse czy Sword Art Online: Fatal Bullet. Wydaniem zajęło się Bandai Namco Entertainment. To jRPG dostępne jest od 4 października 2024 na konsolach PlayStation 5, Xbox Series X|S oraz Nintendo Switch.
Oprawa wizualna
Rozglądając się wokół, bardziej w drugi plan, nie można odmówić produkcji kolorowych elementów, całkiem ciekawie przedstawionych, nawiązującym do futurystycznych marzeń. No i na tym chyba zachwalanie grafiki można zakończyć. Sword Art Online: Fractured Daydream pod tym względem nawet odrobinę nie przypomina tego, co możemy zobaczyć w serii anime. Sama gra prezentuje grafikę na poziomie starszych konsol i mówię to całkiem poważnie. W dobie niesamowicie prezentujących się opraw graficznych w produkcjach (tym bardziej tegorocznych) SAO wypada naprawdę kiepsko.
W trakcie rozgrywki odnosiłam nieodparte wrażenie przestarzałości samej eksploracji. Ja uwielbiam biegać po mapie, zanim skupię się na misji głównej. W tym przypadku nie ma takiej możliwości. Nie możemy wejść do rzeki mimo otwartego świata, nie możemy nawet zboczyć bardziej „z kursu”, ponieważ blokuje nas niewidzialna bariera. Pewnie miało to być nawiązanie do cyberświata gry, w którym znajdują się nasi bohaterowie, jednak takie rozwiązanie nie jest dla mnie. Genshin Impact jako darmowa gra pozwala na wiele, wiele więcej. Pod SAMYM względem graficznym bije tegoroczną produkcję na łeb, na szyję. Czemu nawiązuję do GI? Bo spędziłam w niej niegdyś trochę czasu, również mobilnie. Już nie omieszkam nie wspomnieć o znikających teksturach w trakcie walki i samej prezentacji bohaterów będących naszym supportem. Ci prezentują się jak naklejki, dosłownie.
Tryby gry w Sword Art Online: Fractured Daydream
Pierwszym trybem jest kampania dla jednego gracza, od którego mamy zacząć zabawę. Pierwsza misja jest wprowadzeniem do gry oraz jej fabuły. Mamy tutaj okazję zobaczyć, jak prezentuje się Kirito. Samej fabuły anime już nie pamiętam (moja lekko uszkodzona kopuła pozdrawia), ale nie jest to problemem. Gra ma łączyć różne wątki i płynnie wprowadzić graczy, którzy nie znają fabuły i pierwszy raz spotykają się z bohaterami. W grze głosy postaci możemy już kojarzyć z anime, a przerywniki filmowe mogą okazać się fajnym smaczkiem dla fanów serii.
W produkcji mamy dostępne również aż trzy tryby online. Co-Op Quest przypomina rozgrywkę jednoosobową, ale bez fabuły. W czteroosobowej drużynie zaczynamy w małej lokacji, a po jej pokonaniu przenosimy się na dużą mapę, gdzie spotykamy pozostałych 16 graczy podzielonych na cztery zespoły. Każda drużyna ma to samo zadanie. Zwycięża ta z najlepszym wynikiem. Kolejnym trybem online jest Boss Raid, a na koniec mamy tryb Free Roam, w którym możemy swobodnie eksplorować otwartą mapę z innymi graczami. Produkcja zawiera wiele postaci z wcześniejszych odsłon, podzielonych na sześć klas: Fighter, Tank, Rogue, Support, Mage oraz Ranger.
Z kim walczymy?
Na mapie migają nam żółte kropeczki wskazujące cel naszej misji. By ją ukończyć, musimy się kierować w ich stronę. W tych lokacjach najczęściej znajdują się skrzynki z wyposażeniem oraz możliwością zagwarantowania sobie odpowiedniej ilości wzrostu HP. By móc skorzystać ze skrzynek, musimy pokonać wrogów. Podczas „eksploracji”, która nijak ma się do rzetelnych gier z otwartym światem, co kilkanaście metrów napotykamy przeciwników. Taki zabieg prawdopodobnie ma na celu wypełnienie pustego świata i zajęcie gracza na chwilę, ponieważ wrogów tych nie widzimy na mapie. Co jakiś czas pojawią się także wyzwania polegające głównie na wyeliminowaniu celów w określonym czasie. Nagroda? Kolejna skrzynka.
Po kilku takich sytuacjach, w których po drodze pojawiali się przeciwnicy, już na samym początku rozgrywki zaczęło mnie to irytować. Za każdym razem i tak musimy ich pokonać, ponieważ pozostali członkowie naszej drużyny nie będą w stanie ich ominąć i rozpoczną walkę. Kilkukrotnie w takich starciach byłam pokonana, głównie za sprawą walki z kamerą. Nasza postać nie atakuje przeciwnika, ale powietrze, jeśli źle ją nakierujemy. Chyba za dużo czasu spędzam w Diablo…
Poruszanie się
Niestety, jeśli chcecie się skusić na rozgrywkę w Sword Art Online: Fractured Daydream, musicie się przygotować na brak języka polskiego. Z tego względu kilkukrotnie „latając” po interfejsie klikałam nie to, co chciałam, ponieważ, dosłownie, nie miałam ochoty się zastanawiać na tym, na co właśnie patrzę. Sama praca kamery i walka z przeciwnikami, głównie tymi latającymi, lekko wytrącała mnie z równowagi. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy wyłączałam grę i mówiłam sobie, że i tak muszę do niej wrócić. I gra czekała na mnie po kilka dni, aż przemyślała swoje postępowanie względem mnie jako gracza.
Po pokonaniu bossa, który znajduje się niemal na każdej mapie, w każdej misji, mamy kilka sekund na opuszczenie terenu. Dzieje się to automatycznie, przez co po zebraniu skrzynek stoimy i… czekamy. Nie ma możliwości przyspieszenia tego, ani anulowania, by coś zebrać, jeśli to pominiemy. I tak sobie stoimy, czekamy i… zniesmaczamy się do tytułu, który ze względu na swoją historię fabularną w anime, ma naprawdę wielki potencjał.
A jak chcesz wszystkie postacie to…
…musisz zakończyć tryb fabularny i kilka misji z trybu dla wielu graczy. Patrząc na łączny przekrój serii z Kirito na czele, znajduje się ich tutaj lekko ponad 20. Po zakończeniu misji zdobywają one punkty doświadczenia, a zbierając skrzynki zdobywamy dla nich wyposażenie. Oczywiście w trakcie pokonywania poszczególnych zadań ustalamy, którą postacią będziemy grać, a które postacie będą dla nas supportem (chwilami całkiem niezbędnym). Co ważne, punkty doświadczenia otrzymuje tylko i wyłącznie postać, którą my sterujemy. Całą opowieść zamieszczoną w głównym trybie można ukończyć w ciągu 15 godzin. Nie mieszczę się niestety w tym przedziale, bo gra niespecjalnie pozwoliła mi się ze sobą polubić i mnie zeszło znacznie więcej. Ba, nawet jeszcze trochę mi zostało.
Podsumowanie
Sword Art Online: Fractured Daydream niestety nie wpisuje się nazbyt w mój gust. Przede wszystkim starcia z przeciwnikami są nieco nużące i polegają ciągle na tym samym. Ponadto przez pracę celownika w grze bardzo często wykonywałam ataki, które nie trafiały tam, gdzie powinny. Traciłam przez to niejednokrotnie ulty i cierpliwość, choć tak bardzo cieszyłam się z tego, że mam okazję zagrać w ten tytuł. Produkcja nie zachwyca teksturami i grafiką. Sam interfejs na pierwszy rzut oka może okazać się dla wielu graczy niezrozumiały, głównie przez ogrom treści. Każda z misji polega na tym samym, przez co brak różnorodności i ciekawszych wyzwań może niektórych graczy solidnie zniechęcić. Plusem natomiast jest fakt, iż gra jest pełna kultowych postaci z całej serii, które dysponują swoimi głosami z anime. Czy gra poza Azją dobrze się sprawdzi? Czas zapewne zweryfikuje.
Kod recenzencki do Sword Art Online: Fractured Daydream otrzymaliśmy od Cenega. Dziękujemy!
Dodaj komentarz