Niedawno odbyła się premiera gry The Last time I saw you. Czy autorom udało się zrobić świetną produkcję? Sprawdźmy.
Kiedy dowiedziałam się, że mam recenzować grę The Last time I saw you na konsolę Nintendo Switch, od razu się ucieszyłam. Tytuł odkryłam jakiś czas temu na jednej z edycji festiwalu dem Steam Next Fest. Jest to produkcja małego studia Maboroshi, z Osaki, którego celem jest promowanie kultury japońskiej w barwny sposób. Czy twórcy podołali zadaniu stworzenia wyjątkowego dzieła? Aby się przekonać, zapraszam do przeczytania mojej recenzji.
Fabuła



Historia opowiada o 12-letnim chłopcu o imieniu Ayumi, który żyje w małej japońskiej miejscowości z końca lat 80. Od pewnego czasu w snach nawiedza go tajemnicza dziewczyna. Pewnego razu za namową przyjaciół postanawia dowiedzieć się, kim ona jest. Dzięki temu jednocześnie nie zdradzając zbyt wielu spoilerów, wkraczamy w świat bogów oraz mitologii japońskiej. Osobiście jako fanka Japonii śledziłam fabułę z ogromnym zainteresowaniem, ponieważ czułam się jakbym oglądała jedną z produkcji studia animacji Ghibli, pokroju Księżniczki Mononoke.






Pierwszą rzeczą, za którą muszę pochwalić developerów, jest to, że prawie każdy region, który odwiedzamy oraz postaci poboczne mają dobrze wykreowaną swoją małą opowieść, przez co zależy nam na relacjach z nimi. Takim dobrym przykładem jest przeszłość miasta, w którym żyje protagonista, związana z boginią burzy. Dodatkowo ze względu na wiek głównego bohatera obserwujemy wszystko z perspektywy dziecięcych oczu, a to wywołuje u nas uczucie nostalgii. Ponadto o dawnych dziejach mitologicznych bohaterów dowiadujemy się poprzez słuchanie o nich, patrząc na ryciny. W trakcie tych momentów czułam się, jakbym oglądała film dokumentalny.

Na duży plus zasługują też świetnie napisane dialogi. Są bardzo naturalne, nawet w momentach, kiedy występuje ekspozycja. Niektóre nawet u mnie wywołały śmiech. Produkcja ma możliwość wyboru opcji dialogowej, jednakże bardzo mało to zmienia w większym rozrachunku. Bardzo mi się podobał również morał gry, żeby nie dusić w sobie problemów. Czasami lepiej podzielić się nimi z najbliższymi poprzez rozmowę. Wtedy mogą nam pomóc i nie martwić się o nas. Niestety niektóre wątki da się przewidzieć zawczasu, ale to nie przeszkadza, bo nie są długo ciągnięte. Historia jest podzielona na 3 akty plus prolog i epilog. Śledzimy ją w postaci dni tygodnia. Ten zabieg skłania nas do obserwowania zapisków dziennika.
Rozgrywka




Tytuł jest przygodówką z elementami platformowymi. Przez cały czas chodzimy rozmawiać z różnymi postaciami, rozwiązujemy zagadki środowiskowe, a nawet skaczemy pomiędzy platformami, walcząc ze złymi duchami. Niestety, jeśli ktoś zachęcony zwiastunami liczył na sporo akcji, to się przeliczy, ponieważ większość czasu tytuł skupia się na dialogach. Wszystko śledzimy z boku ekranu. Samo poruszanie się jest bardzo płynne i wygodne, chociaż mocno ograniczone. Mamy do dyspozycji szybki zryw do przodu, zlatywanie do góry za pomocą specjalnych miejsc z wirem powietrza oraz atak polegający na ciosie wyprowadzonym za pomocą naszego kija baseballowego.






Orężem torujemy sobie także zamknięte deskami przejścia. Mamy również trzy życia za sprawą koralikowej bransoletki podarowanej przez naszego zmarłego dziadka. Kiedy się wyczerpią, odradzamy się przy ostatnio używanej do zapisu gry kapliczce.
Same miejsca zapisu są bardzo często i gęsto rozlokowane, więc nie ma dużego problemu z powtarzaniem etapu. Chociaż i tak musimy mocno się natrudzić, aby przegrać ze względu na liczne uproszczenia. W produkcji występują również wybory, choć są one czysto iluzoryczne lub kosmetyczne. Dobrym przykładem tych drugich jest nazywanie bezpańskiego psa, którego spotykamy codziennie na ulicy. Zagadki w grze są niezbyt wymagające, ale to nie przeszkadza w cieszeniu się historią. Część z nich opiera się na powtarzaniu sekwencji dźwięku w odpowiedniej kolejności. W tytule także występują misje poboczne polegające na przynoszeniu konkretnych przedmiotów danej postaci. Najbardziej zapadło mi w pamięci pomaganie właścicielce sklepu w krainie mitologicznej, ponieważ dzięki temu poznałam jej wzruszającą historię. Co do przedmiotów to w produkcji mamy również do znalezienia szereg znajdziek, nawiązujących do kultury japońskiej.
Zwiedzanie mitycznej krainy
Niektóre z nich po prostu kupujemy, a pozostałe dość łatwo jest odnaleźć. Każdy przedmiot do podniesienia z ziemi błyszczy się z daleka. Jeszcze co do zakupów, to w grze występuje waluta jen z racji umiejscowienia gry w Japonii. Na początku jedynie dzięki kieszonkowemu rodziców udaje nam się uzbierać jakiekolwiek pieniądze. Ta sytuacja zmienia się za sprawą znalezionych skrzyń ze skarbami oraz przez pokonywanie wrogów, z których wysypuje się gotówka. Na pochwałę zasługuje również system szybkiej podróży składających się z sieci podziemnych tuneli. Obszar, po którym poruszamy się nie jest rozległy. Miło, że pomimo tego faktu autorzy wprowadzili wygodne błyskawiczne przenoszenie się w dane miejsce. Zwiedzamy miasteczko, szkołę, las, w którym żyją mityczne istoty oraz trzy lokacje związane misjami fabularnymi, których nie chcę zdradzać.


Do urozmaicenia całej rozgrywki występuje również minigra w stylu retro. Jest ona rodem z pierwszych konsol. Polega ona na sterowaniu białym ninja, który walczy również z innymi wojownikami, skacząc po platformach, rzucając shurikenami. Na końcu każdego poziomu jest potyczka ze smokiem. Przejście całego The last time I saw you zajmuje około 4-6 godzin w zależności od tego jak dokładnie ogrywamy. Niestety brakuje polskiej wersji językowej, przez co, aby się cieszyć grą, trzeba znać język angielski w dobrym stopniu. Nie napotkałam na żadne błędy, pomijając bardzo rzadkie spadki płynności związane z doczytywaniem regionu, po którym się poruszamy.
Grafika






Oprawa graficzna składa się ze ślicznie narysowanych postaci w 2D, które poruszają się na nieruchomych tłach, rodem z książek ilustrowanych. Jednocześnie niektóre elementy otoczenia jak wodospady, krople deszczu lub liście na wietrze są starannie animowane. Dodatkowo niektóre elementy tła są trójwymiarowe, jednakże nie gryzą w oczy z kontrastem do rysunkowych postaci. Bardzo podobało mi się, jak zadbano o najmniejsze szczegóły otoczenia. Zwłaszcza o płynność ruchów postaci. Czułam się, jakbym oglądała stary film animowany. Na plus zasługuje też to, że z biegiem rozgrywki miejsca, które odwiedzamy zmieniają wygląd.
Podobał mi się również dobór kolorów, w którym dominują ciepłe barwy. Przyjemnie wprowadzały one w jesienny nastrój. Jedyną rzeczą, do której muszę się przyczepić są niektóre scenki przerywnikowe, które składają się ze statycznych obrazów z doklejonymi dialogami. Natomiast scena po napisach końcowych, została w pełni zanimowana. Jednocześnie rozumiem, że jest to spowodowane ograniczonym budżetem twórców. Zdaję sobie również sprawę ze nie każdemu może przypaść kreskówkowy styl graficzny, ale moim zdaniem pasował do tego baśniowego klimatu. Z ostatnich rzeczy, które mi przypadły do gustu na pewno muszę wspomnieć o czarnobiałych szkicach w dzienniku, wykonywanych przez głównego bohatera.
Udźwiękowienie




Na ścieżkę dźwiękową produkcji składają się utwory muzyczne instrumentalne, w których dominują trąbki oraz dźwięki otoczenia. Muzykę z gry bardzo przyjemnie się słucha i na pewno poza graniem będę wracała do niej. Nie przeszkadza mi również fakt, że niektóre utwory się zapętlają. W większości z nich epatuje spokój. Walka nie posiada własnego motywu muzycznego i dzięki temu nie przerywa słuchanie pozostałych utworów. Z odgłosów otoczenia możemy wyróżnić dźwięki przedmiotów oraz efektów specjalnych jak na przykład deszcz i pioruny. Sam dobór odgłosów tła uważam za starannie wykonany. Przykładem może być brzęk talerzy i sztućców podczas jedzenia kolacji – mimo że jej nie widzimy na ekranie.
Najbardziej zapadł mi w pamięci dźwięk lasu, po którym wędrujemy. Grając, czułam się, jakbym niemal tam była. Bardzo podobał się mi również dobór japońskich instrumentów do komunikatów dotyczących misji. Produkcja niestety nie posiada dubbingu, poza okazjonalnymi stęknięciami głównego bohatera w czasie skoków czy potyczek.
Podsumowanie




Gra od razu przypadła mi do gustu. Sądzę, że też spodoba się wielu miłośnikom kultury japońskiej. Łączy ze sobą świat materialny z duchowym poprzez przechodzenie między światami za pomocą bramy Shinto. Jest ona swoistym portalem i ważnym elementem w kulturze japońskiej. Dochodzą też tutaj wątki, związane z okresem dojrzewania. Tytuł sprawia wrażenie spokojnego i nastrojowego, przy którym przyjemnie spędza się czas. Przez to, że produkcja trwa około 4 godzin, idealnie nadaje się do przejścia w jeden jesienny wieczór albo w podróż. Niestety nie każdemu może się spodobać gra, ze względu na prostą walkę, uproszczone mechaniki oraz niewymagające zagadki. Jeżeli ktoś oczekiwał gry dynamicznej, to będzie się czuł zawiedziony. Zdecydowanie polecam fanom spokojnych gier przygodowych do relaksu, a także miłośnikom kultury japońskiej.
Kod recenzencki dostarczył wydawca: Chorus Worldwide
Dodaj komentarz